Tottenham pokonał beniaminka Crystal Palace, ale stylem na kolana nikogo nie powalił. Udowodnił za to, że wciąż uzależniony jest od jednego piłkarza. Zawodnik ten nazywa się Gareth Bale. Pięknie do zespołu wprowadził się natomiast Roberto Soldado, który dał trzy punkty gościom z White Hart Lane.
***
Od początku spotkania nie było wątpliwości, kto jest lepszy piłkarsko. Umiejętności techniczne i taktyczne były zdecydowanie po stronie przyjezdnych, którzy jednak nie dawali z siebie wszystkiego. Przynajmniej takie pozsotawiali wrażenie. Z kolei beniaminek gryzł trawę, starał się nadrabiać braki ciągłym bieganiem. Jeśli jedni nie chcą, a drudzy nie umieją, śmierdzi wynikiem 0:0. Tak też było na Selhurst Park.
Wszystko rozstrzygnął Roberto Soldado, który z karnego pokonał golkipera Crystal Palace. Poza tym był raczej niewidoczny, choć momentami miewał zagrania, na które czekają kibice Spurs. Mimo wszystko nie pokazał jeszcze pełni możliwości. Podobnie zresztą, jak cały zespół Tottenhamu, który – mieliśmy takie wrażenie – zagrał na pół gwizdka. Bo jeśli to jest rzeczywisty potencjał ekipy Andre Villasa-Boasa, to aż strach pomyśleć, na którym miejscu skończą obecną kampanię…
Choć Roberto Soldado był niewidoczny, strzelił gola. Do tego mógł zaliczyć piękną asystę. To tylko świadczy o jego klasie.
Krzysztof Przytuła podczas transmisji w Canal+
Crystal Palace natomiast będzie miał ogromny problem, aby utrzymać się w pierwszej dywizji. Mało w tej drużynie umiejętności czysto piłkarskich, więcej walki i machania rękami. Przez całe spotkanie praktycznie nie zagrozili poważnie Hugo Llorisowi, pomimo tego że defensywa Tottenhamu nie grała na najwyższym poziomie.
Mecz taki sobie, ale trzy punkty dla Spurs są na wagę złota. Jeśli jednak Vilas-Boas i spółka marzą o pierwszej czwórce, muszą z siebie wydobyć zdecydowanie więcej. Z taką grą swoje marzenia odłożyć mogą na przyszły rok.
ks