Pewne rzeczy się zmieniają, gra polskiej reprezentacji nigdy. Pamiętamy wiele upokorzeń z przeszłości. Maribor, Tallin… Możemy teraz wliczyć Wrocław. Przegraliśmy 0:2, co śmiało można uznać za cud, wszak Słowacy mogli wygrać spokojnie piątką.
Adam Nawałka zdecydował się na ligowy eksperyment i wyszło na jego, bo Biało-Czerwoni zagrali po ligowemu. Kosznik z Kamińskim to mogą walczyć o przetrwanie w Bełchatowie, Legnicy czy Wilnie, a nie na poziomie międzynarodowym. Już słyszymy te tłumaczenia, że to pierwszy mecz, że kadra jest w budowie. Prawda jest następująca: zero zaangażowania, zero walki, zero umiejętności. Gwizdy kibiców żegnające tych, co dzisiaj biegali z Orzełkiem, są idealną puentą kolejnego ośmieszenia. Reprezentacja zagrała dzisiaj w miarę przyzwoicie przez jakieś 20 minut, więc powinniśmy urwać ten tekst w pół słowa.
Chcielibyśmy teraz zajrzeć głęboko w oczy tym, którzy byli ślepo zapatrzeni w Kamińskiego albo Olkowskiego. Chciałbym zapytać się również, jakim cudem obrońca, który jest podstawowym defensorem kompromitującego się na wielu polach Lecha Poznań, ma prawo aspirować do poziomu międzynarodowego, zakładając świętą koszulkę dla milionów kibiców w tym kraju. Dlaczego czepiano się 29 letniego Łukasza Szukały, a nikt nie wspomniał w pół słowa, że u Nawałki debiutuje 30 letni ligowiec.
Cieszmy się, że momenty były. Piłka nie chciała wpaść do bramki. Byliśmy lepsi, ale piłka nas nie słuchała i rywal miał więcej szczęścia. Podobno. Za ten mecz nie możemy pochwalić absolutnie nikogo. Możemy tylko kolejny raz w milczeniu wyłączyć telewizor i szukać usprawiedliwień. Niech ślepo zapatrzeni w Ekstraklasę otworzą oczy. Tym apelem pragniemy zakończyć.
Polska 0:2 Słowacja
31′ Kucka
39′ Mak
***
KAMIL ROGÓLSKI