Wracają derby, czyli strach się bać

203297.1

Ostatnio ktoś mnie spytał, czy można pójść bezpiecznie z dzieckiem na mecz. Nie mogłem powiedzieć z pełnym przekonaniem, że tak. Miałem bowiem w świadomości atmosferę ostatnich derbów, w których wielka to była jedynie wzajemna nienawiść. Od tamtej pory zdecydowanie unikam takich deklaracji. Geneza tego konfliktu jest tak stara, że próżno szukać jej początku. Jeszcze w latach 90. nie obowiązywały żadne pakty. Za broń służyło to, co było pod ręką. Z biegiem lat kibice z innych miast – choć nie jest to szczególnie zręczne określenie – bardziej się „ucywilizowali”. W Krakowie to poszło w inną stronę. Koniec końców najpiękniejsze polskie miasto stało się krwawą areną wojny, gdzie „kibice” zabijają się w „słusznej” sprawie, a później ową „słuszną” sprawę fetują. Jeśli jeden z klubów jest agresorem, to następnym razem może być ofiarą. I na odwrót. Cios za cios, zemsta za zemstę, zbrodnia za zbrodnię. Oko za oko, ząb za ząb. W stolicy polskiej kultury, siedzibie królów polskich wróciliśmy do prawa talionu. Zasady, na której opierał się Kodeks Hammurabiego. I obawiam się, że ta choroba będzie postępować…

Może jestem mentalnie starcem, może nawet się wypaliłem, ale przyznam wprost – nie pamiętam w polskiej piłce meczów, których atmosfera byłaby tak męcząca, brudna. Tak bardzo przepełniona wzajemną nienawiścią. Kilka miesięcy temu, podczas spotkania Cracovii z Sandecją Nowy Sącz, kibole „Pasów” wywiesili na trybunie sektorówkę z napisem „Witaj Darku w naszym garnku”. To o szalikowcu Wisły, który został niedawno zabity. Z kolei ci drudzy, podczas derbów skandowali:

„Człowiek to powie, Wisełka rządzi w Krakowie”, „Jeden Człowiek to za mało, żeby Wisłę radowało”, „Jesteśmy głodni kolejnych zbrodni”, „Tak się bawią ludzie, kiedy Wisła gra, Człowiek się nie bawi, w grobie leży sam”, Żydzi, Żydzi palą się, palą się. Auschwitz Birkenau, sialalalala…

I znowu z drugiej strony:

„Śmierć wiślackim psom”, „Gdy dorośniesz synu mój, Całą Wisłę weź na chuj, skurwysynom stadion spal, Niech te chuje mają bal.”

Jeden wielki ściek nienawiści i pomyj wylewanych z obu stron.

Ja nie twierdzę, że kibice obu drużyn powinni się kochać i szanować. Nie jestem także purystą, jeśli chodzi o przekleństwa na stadionach. Sam często prywatnie bluzgam. W różnych sytuacjach. Jednak celebrowanie czyjejś śmierci, bez względu na to jak wielkim potworem by był, uważam za przejaw ostatecznego zdehumanizowania. Te słowa kieruję także do „sympatyków” warszawskiej Legii, którzy skandowali – po śmieci pewnego z udziałowców – „jeszcze jeden”.

Wybaczcie, to nienormalne.

Piłka nożna jest dla kibiców. Jest dla ultrasów. Jednak nigdy nie jest, nie była i nie będzie dla morderców. Wymiarem tego szaleństwa jest fakt, że zbrodnia nie jest tuszowana, a eksponowana, jako motyw przewodni dopingu, opraw. Jest wszędzie. Na graffiti, na vlepkach, na rysunkach.

Przyśpiewki o Żydach są wszechobecne. Nie twierdzę, że chodzi tutaj o antysemityzm. Raczej o chęć „dowalenia” rywalowi. Należy jednak zagłębić się w ich etymologię, w konotację. Przecież Żydzi naprawdę ginęli w nazistowskich obozach śmierci na terenie Polski. Po co odwoływać się do tych ludobójczych aktów? Przecież można rywalowi „wbić szpilę” na wiele innych sposobów.

Piszę o tym z nadzieją, że ktoś zacznie działać. Że politycy lokalni przestaną się wreszcie odwracać plecami i udawać, że wszystko jest w porządku. Nie, nie jest. I niewiele wskazuje na to, że kiedykolwiek będzie. Obie strony w Krakowie, w równym stopniu wyrządzają sobie wzajemną krzywdę.

To miasto jest zbyt piękne, by dać sobie zniszczyć wizerunek. O jego klasie i pozycji w Europie, świadczą miliony ludzi, którzy każdego roku je odwiedzają. Szkoda burzyć ten historyczny pomnik, przez tak wielką głupotę . Obawiam się jednak, że każde kolejne spotkania derbowe  będą ten wzajemny konflikt zbrodniarzy jeszcze dodatkowo eskalować, w politycy, z uśmiechem na ustach, wmawiać, że nic złego się nie dzieje.

Jeszcze pisząc o Krakowie, przypomina mi się fraza, którą kiedyś – odnośnie Polski– wypowiedział Kuba Wojewódzki. Idealnie pasuje do moich emocji względem stolicy Małopolski.

Parafrazując:

Kraków jest jak dziecko z zespołem Downa. Należy kochać, nie należy porzucać, ale nie należy mieć nadziei, że wyzdrowieje.

Przykre, ale prawdziwe.

MS

Pin It

  • Mati B

    W sumie jest tak samo jak z tobą, szymański…