O większości z reprezentacji biorących udział w mundialu można powiedzieć kilka słów charakteryzujących ich styl. Hiszpanie to oczywiście tiki-taka, Argentyńczycy to przede wszystkim potężna siła w ofensywie, Niemcy dzięki swojej doskonałej drugiej linii grają chyba najpiękniejszą dla oka piłkę, a Brazylijczycy bez Neymara tracą połowę swojej wartości. Z kolei o Włochach zwykło się mawiać, że jest to drużyna turniejowa. Drużyna, której forma przed początkiem turnieju pozostaje dla wszystkich wielką niewiadomą.
Włosi od lat słyną z tego, że przed startem wielkiej imprezy usiłują zdjąć z siebie presję faworytów. Poza beznadziejną formą w meczach sparingowych rozgrywanych tuż przed poszczególnymi mistrzostwami – do czego jeszcze wrócimy – dochodzą jeszcze aspekty z zewnątrz, sprawiające, że myśl o Włochach jako kandydatach do zwycięstwa staje się absurdem.
Zasłona dymna przed każdą imprezą
Popatrzmy tylko, jak wyglądało to w ostatnich latach: EURO 2012 – oskarżenie Gianluigiego Buffona o ustawienie meczów, aresztowanie w tej sprawie Domenico Criscito i groźba, że Squadra Azzurra w ogóle mogą nie pojechać na turniej. Dalej, MŚ w RPA – krytyka współrządzącej krajem Ligi Północnej co do wysokości premii dla piłkarzy, burza po słowach Fabio Cannavaro, który stwierdził, że „Włochy to śmieszny kraj” i w końcu krytyka Marcello Lippiego, który do Afryki nie zabrał Mario Balotellego, Antonio Cassano i Francesco Tottiego. O aferze korupcyjnej Calciopoli, która wybuchła tuż przed rozpoczęciem mundialu w 2006 roku, słyszeli chyba już wszyscy. Podczas tych trzech imprez Włosi dwukrotnie docierali do ich finałów, w Niemczech dodatkowo triumfując po meczu z Francją.
A jak wyglądały mecze sparingowe Italii przed wielkimi turniejami na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat? Dane te nie są szczegółowe, ale kilka spotkań z czasów, gdy po boiskach biegał jeszcze Markus Merk udało nam się odnaleźć:
- EURO 2000 – porażka 0:1 z Norwegią
- MŚ 2002 – porażka 0:1 z Czechami
- EURO 2004 – zwycięstwo 4:0 nad Tunezją
- MŚ 2006 – remis 1:1 ze Szwajcarią, remis 0:0 z Ukrainą
- EURO 2008 – zwycięstwo 3:1 nad Belgią
- MŚ 2010 – porażka 1:2 z Meksykiem, remis 1:1 ze Szwajcarią
- EURO 2012 – porażka 0:3 z Rosją
- MŚ 2014 – remis 0:0 z Irlandią, remis 1:1 z Luksemburgiem, zwycięstwo 5:3 nad Fluminense
Trzy zwycięstwa w dwunastu meczach, w których każdy z rywali Squadra Azzurra był w ich zasięgu. Zasło na dymna najwyższej klasy, tym bardziej, że w większości z nich Włosi wychodzili w silnym zestawieniu. Nie inaczej jest w tym roku, gdzie w trzech meczach podopieczni Cesare Prandellego zdobyli w sumie sześć goli, ale w meczach z reprezentacjami – tylko jednego, w dodatku z miernym Luksemburgiem.
Poza tym, Włosi to typowa drużyna turniejowa. Zdaję sobie sprawę, jak bardzo wyświechtane jest to hasło, ale w przypadku przybyszów z Półwyspu Apenińskiego, całkowicie prawdziwe. Niemrawe początki są ich prawdziwą domeną, z tym że – w zależności od aktualnej formy – z czasem rozkręcają się i mogą wygrać z każdym lub pojechać do domu już po trzech meczach. Ostatni komplet punktów w fazie grupowej Włosi zdobyli podczas Mistrzostw Europy w 2000 roku, a od tamtego czasu więcej niż pięć oczek zdobyli tylko raz. Jasne, wśród tych imprez były też te, które dla Włochów zakończyły się klęską, jak ME 2004 i MŚ 2010, ale i na Euro 2012 czy podczas mundialu w Niemczech w otwarte karty zaczęli grać dopiero w fazie pucharowej.
4-3-2-1 czy 4-3-1-2?
Od kilku lat – mniej więcej od momentu przetasowań w drużynie i odejściu starej gwardii z Tottim, Del Piero, Zambrottą czy Gattuso na czele – Włosi nie są traktowani już jako główni faworyci do wygrania największych piłkarskich imprez. Od tamtego czasu nie polegają już przecież na grających z elegancją i charakteryzujących się kulturą gry liderach, a na chimerycznym i zupełnie nieprzewidywalnym Balotellim i na graczach, którzy nie są znani na świecie tak jak wymieniona wyżej czwórka. Dodatkowo, tym razem trafili do wyjątkowo mocnej grupy i każda pomyłka w tej fazie może okazać się dla nich katastrofalna w skutkach. O tym, że Włosi potrafią grać w Brazylii przekonaliśmy się jednak rok temu, kiedy podopieczni Cesare Prandelliego zajęli trzecie miejsce podczas Pucharu Konfederacji, w półfinale rywalizując jak równy z równym z mistrzami globu i Europy, Hiszpanami.
W jakim zestawieniu Squadra Azzurra wyjdą dzisiejszej nocy na mecz z Anglią? W zasadzie wątpliwości jest sporo, bo nawet formacja, jaką na dzisiejszy wieczór ustalił Cesare Prandelii pozostaje zagadką. Dotychczas można się było spodziewać ustawienia 4-3-1-2, ale ostatnio coraz więcej słyszy się o 4-3-2-1, z dwójką ofensywnych pomocników za plecami Balotellego. Zaczynając jednak od tyłu – wiemy, że w szeregach Włochów zabraknie kontuzjowanego Mattii de Sciglio – który jednak ma wrócić na pozostałe mecze fazy grupowej – a jego miejsce po prawej stronie defensywy zajmie zapewne piłkarz Torino, Matteo Darmian, którego notowania u trenera stoją wyżej niż te Ignazio Abate. W linii defensywy nie obejdzie się dodatkowo bez innej niespodzianki, bo miejsce obok doświadczonych Chielliniego i Barzagliego ma zająć nie Leonardo Bonucci, a Gabriel Paletta, który w reprezentacji zadebiutował w marcu tego roku.
Linię pomocy tworzyć będzie trzech środkowych pomocników – de Rossi i dwaj półskrzydłowi: Pirlo i Verratti, a tuż za Balotellim biegać mają Claudio Marchisio i Antonio Candreva, choć równie dobrze miejsce Verrattiego może zająć inny gracz PSG, Thiago Motta . Nieoczekiwanie największą zagwozdkę Prandelli będzie miał z obsadą… bramki, bo Gigi Buffon doznał niegroźnego urazu zwichnięcia stawu skokowego i jego występ w dzisiejszym meczu stoi pod znakiem pytania. Co ciekawe również drugi bramkarz Włochów, Salvatore Sirigu ostatnio nie trenował, dlatego w obliczu absencji Buffona miejsce w bramce Italii może zająć golkiper Genoi, Mattia Perin. Jednak chyba nikt we Włoszech nie wyobraża sobie, żeby taki scenariusz miał miejsce dzisiejszego wieczoru.
Zdaniem wielu, dzisiejszy mecz przesądzi o tym, czy z grupy obok Urugwaju wyjdą Włosi czy Anglicy. Ja nie byłbym taki odważny w deklaracjach, bo nie jest powiedziane, że Suarez i spółka nie mogą skończyć na trzecim miejscu, ale rzeczywiście – zwycięzca tego starcia będzie miał zdecydowanie bardziej komfortową sytuację w pozostałych dwóch spotkaniach w grupie. Granie z nożem na gardle Włochom nie zawsze służy, więc już dziś – mimo że pierwsze mecze na dużych imprezach często im się nie udają - liczę na ich zwycięstwo w amazońskiej dżungli. Niech będzie ono początkiem wielkiej drogi Squadra Azzurra. Drogi po piąty triumf na mistrzostwach świata w historii.