W 1/16 finału Pucharu Polski, Wisła Kraków rozgromiła Zagłębie Sosnowiec 4:0. Oba zespoły zapowiadały przed spotkaniem, że żartów na boisku nie będzie. I rzeczywiście nie było. Każdy zagrał na maksimum swoich możliwości, przy czym zdecydowanie większe były te prezentowane przez „Białą Gwiazdę”. Pierwszą bramkę po powrocie do polskiej ligi strzelił Paweł Brożek.
***
Zagłębie Sosnowiec – Wisła Kraków 0-4 (0-1)
Bramki: 0-1 Michał Chrapek (42.), 0-2 Łukasz Garguła (50.), 0-3 Łukasz Garguła (53.), 0-4 Paweł Brożek (81.)
Żółte kartki: Zagłębie – Rafał Jankowski, Wisła – Emmanuel Sarki.
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów 5000.
***
Krakowianie mogli objąć prowadzenie już w 13. minucie, ale popularny „Broziu” w sytuacji „sam na sam” nie zdołał pokonać Mateusza Wieczorka. Chwilę później na strzał z 30 metrów zdecydował się Łukasz Matusiak i piłka trafiła w poprzeczkę bramki Wisły, bronionej przez Michała Miśkiewicza. Golkiper „Białej Gwiazdy” wyciągnął się jak struna, ale wyraźnie oślepiony słońcem, nie dotknął nawet futbolówki. Pod koniec pierwszej połowy wiślacy objęli prowadzenie. Łukasz Garguła zagrał do Brożka, ten wyłożył piłkę Michałowi Chrapkowi, a techniczny strzał tego ostatniego zaskoczył Wieczorka. Później dwukrotnie błysnął Łukasz Garguła i kilka minut po przerwie było już 3-0 dla podopiecznych Franciszka Smudy. Jedenaście minut później Brożek zdobył swoją pierwszą bramkę dla Wisły w tym sezonie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę zgrał głową Paweł Stolarski, a Brożek – także głową – wpakował ją z bliska do bramki Zagłębia.
***
Ciężko oceniać postęp w grze „Białej Gwiazdy” na tle drugoligowca. No, bo z całym szacunkiem, ale na tle Zagłębia, to fizycznie dobrze wyglądałby Wojciech Kowalczyk ze studia Polsatu. Ekipa z Sosnowca ok. 60 minuty wyraźnie osłabła. Nie grali już agresywnym pressingiem, zrobiło się sporo miejsca na boisku, poszczególne formacje przemieszczały się chaotycznie. To zrodziło koniunkturę dla Wisły, by swobodnie operować piłką i konstruować akcje.
Jednak z każdym meczem, widać, że klub prowadzony przez Franciszka Smudę, robi malutkie kroczki naprzód. Trzeba to obiektywnie przyznać. Nie przegrał żadnego z pięciu ostatnich spotkań. No, bo chyba nikt normalny, poza internetowymi hejterami i hejterskim portalem, nie wierzył, że ten klub będzie walczył o utrzymanie. Może podobać się sposób, w jaki Wisła operuje piłką w ofensywie, wypracowane schematy ataku pozycyjnego. Brakuje jeszcze dokładności, skuteczności, zazębiania się akcji. Momentami rażą niecelne podania i brak chemii na boisku. Czasami przekleństwa cisną się na usta i aż chce się krzyknąć:
– Do kogo to było podanie, ku***?
Jednak kilka zalet w grze krakowian wysuwa się na pierwszy plan:
1. Aktywny Paweł Brożek. Świetnie wystawia się na pozycję, nieźle dogrywa piłkę. Brakuje mu jeszcze skuteczności, ale jestem wręcz przekonany, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej.
2. Znakomity Głowacki. Świetne wprowadzenie do gry, przecinanie akcji, wygrywanie walki wręcz, niezła jak na swój wiek szybkość. Wprowadził sporą stabilizację w linii defensywnej. Jest w znacznie lepszej formie, aniżeli w zeszłym sezonie.
3. Dynamiczny Emanuel Sarki, który powinien jednak popracować nad dośrodkowaniami.
5. Skuteczny Łukasz Garguła (4 bramki w 5 ostatnich meczach). Jest zależność.
6. Michał Miśkiewicz, który z każdym spotkaniem gra coraz lepiej nogami.
7. Młodzież, która uczy się, choć wiele jeszcze pracy przed nią. Jednak z każdym meczem, Panowie: Nalepa, Stolarski i Chrapek pokazują coś nowego. Raz fajnie wrzucą piłkę, raz się zastawią. Innym razem zaprezentują ciekawy drybling.
8. Patryk Fryc, który nie jest w Krakowie z przypadku.
Za wcześnie, by chwalić Wisłę i mówić o stabilizacji. Dzisiaj wykonali swój obowiązek. Prawdziwy sprawdzian za tydzień, w meczu z Lechem.
Jeżeli chodzi o Zagłębie, to widać, że dali z siebie wszystko. Dopóki sił wystarczało, dopóty konsekwentnie się bronili, licząc, że uda się zdobyć bramkę, np. po stałym fragmencie gry. Za to szacunek. W Sosnowcu święto trwało w najlepsze, wszak sporo czasu ten klub czekał, aby móc zasmakować wielkiej polskiej piłki. Kibice odpalili nawet fajerwerki.
Szkoda tylko, że mecz odbył się bez sympatyków gości, bo wojewoda zamknął sektor.
Niektórzy jeszcze nie zrozumieli tak prostego hasła, że piłka nożna jest dla kibiców.
No i na koniec zapowiedź.
– O transferach nie chcę mówić dopóki ich nie ma. Mogę jednak przyrzec, że będzie wzmocnienie – stwierdził Franciszek Smuda, zdradzając, że możliwy jest transfer na pozycji pomocnika i napastnika.
Wisła jeszcze nie wyschła.
MARCIN SZYMAŃSKI