Bohater? Po trosze Stefan Białas. Wiadomo, że został zaproszony do współkomentowania ze względu na Francuzów, z którymi mierzyła się Barca. Ale to jego „Jordi Albiego”, „Busketa”, „Davida SILVY” czy „Maczerano”… Kwiatków nie było końca. Choć jedno nas naprawdę rozbawiło. Jak to w sandwich został wzięty Ezequiel Lavezzi. Czas teraz na trochę powagi.
Wiadomo. Zwycięstwo ekipy Vilaonvy załatwiłoby wszystko. Ale czy taki remis coś zmienia? Tak czy inaczej jest pozamiatane. Kogo te 2:2 cieszy? Pewnie nikogo, bo Barcelona nie takich łykała bez popicia, a PSG nie z takim wynikiem może myśleć o cudzie na Camp Nou. Jedno jest już więc pewne. Tak, tak – brak matury Smudy też. A do tego dokładamy awans Hiszpanów do najlepszej czwórki. A do fanów Ibry i spółki: pogódźcie się. Do stolicy Katalonii Wasi pupile pojadą co najwyżej na wycieczkę.
Trochę jednak osłodzimy Francuzom to pożegnanie. Bo w kilku elementach zagrali nie tylko solidnie, ale i zadziwiająco. Przykład: chapeau bas przed gracją i łatwością z jaką wychodzili spod pressingu Barcelony. Oczywiście do czasu, kiedy jeszcze gra im wychodziła i oczywiście, gdy mogli piłkę mieć przy nodze. Oczy wtedy przecieraliśmy ze zdumienia. Bo nie było to ulubione „wywal” Piotra Świerczewskiego. Wręcz przeciwnie. Raz, dwa, trzy, cztery po ziemi i futbolówka nagle znalazła się na połówce gości. Zdziwienie tych ofensywnych poetów, w których skład wchodzą Messi, Iniesta czy Villa – bezcenne.
Nieczęsto ogląda się też, by jakikolwiek gracz Barcelony był bezradny wobec rywala na swojej flance. Dzisiaj natomiast aż szkoda i żal było Jordi Albiego. Ups… Jordiego Alby. Dwa słowa: Lucas Moura.
Rzuć piłkę i dogoń? Bez problemu.
Jeden, dwa zwody i zgub przeciwnika? Też mi coś…
Perfidne nabij piętą futbolówkę o delikwenta? Done.
Brazylijczyk momentami kręcił Hiszpanem niemiłosiernie, a ten pewnie zdał się tylko myśleć: „weź chłopie przejdź na drugą stronę boiska i zostaw mnie w końcu w spokoju”.
A jak pozostali?
Kilka przebłysków Ezequiela „sandwicha” Lavezzi’ego, sieka w nodze Javiera Pastore, przeterminowany David Beckham no i Zlatan Ibrahimović. Ten, o którego to wszystko się rozgrywało. Zawiódł? Nas tak. Szczególnie w pierwszej połowie. A gol ze spalonego…
…i asysta wyglądają przy tej grze trochę blado. Kiedy dostał piłkę, zazwyczaj nie było już opcji oddania jej z powrotem. A gdy już się jej pozbywał, akcja siadła, jak dupa Kuby Koseckiego na murawie. Szwed tak bardzo chciał, aż się ze… Po prostu nie mógł zrobić nawet sztycha. A żyłka na skroni napięta przez cały mecz. Żeby tylko wyśmiać się w twarz Hiszpanom po golu. Żeby pokazać kto jest górą. Widać było, że w pierwszej połowie na boisku czuł się, jak Smuda w bibliotece – najzwyczajniej w świecie nieswojo. To go niestety zgubiło, a obudził się dopiero po przerwie. Wtedy, kiedy rywal miał już na koncie gola, który nie daje jakichkolwiek szans w rewanżu. A że są dwa… Francuzi oczekiwali wprawdzie, że Ibra strzeli i zaliczy asystę, ale przy golach, które dadzą jakąkolwiek nadzieję. Tak są jedynie ładnym efektem końcowym tego meczu. 2:2 z „Blaugraną” wygląda przecież imponująco. Bo tylko naiwni wierzą, że ten rezultat zwiastuje zacięty bój w rewanżu.
Barca zrobiła natomiast swoje. Znowu wielkiego futbolu (tego chociażby z rewanżu z Milanem) nie było, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że odbębnili swoje i z poczuciem dobrze wykonanego zadania mogą wracać do domu. I nie powinien ich za bardzo martwić gol w doliczonym czasie Matuidiego. Bardziej polecamy zająć się bramkarzem. Bo Victor Valdes, można powiedzieć – dziurawy jak zawsze.
Kogo pochwalimy? Błysnął Messi, strzelając ósmego gola w tej edycji rozgrywek. Jutro pewnie nadszarpnięte ego Cristiano Ronaldo zrobi wszystko, by argentyńskiej pchle znowu w klasyfikacji odjechać. Dwa plusy jeszcze dla Daniego Alvesa. Pierwszy za asystę, drugi za fryzurę. Nie dało się go na murawie nie zauważyć. Ciekawe zaś z kim się założył, że musiał z siebie zrobić atrakcyjną blondynkę? Patrzcie i rozkoszujcie się. Asystą oczywiście.
PSG – FC Barcelona 2:2 (0:1)
79′ Ibrahimović, 90′ Matuidi – 38′ Messi, 89′ Xavi (k)
***
Zastanawialiście się który mecz oglądał Pep Guardiola? Swojej ukochanej Blaugrany, czy Bayern Monachium, gdzie przecież lada chwila zakotwiczy? My długo rozważaliśmy, czy większej uwagi nie poświęcić spotkaniu w Monachium. I na szczęście tego nie zrobiliśmy. Trzeba jednak odnotować, że Bayern do Włoch pojedzie z niemałą zaliczką. Najważniejsze było gola nie stracić i cel ten niemiecka precyzja osiągnęła. Media za naszą zachodnią granicą piszą nawet o brawurze. Mimo wszystko nic nie zostało rozstrzygnięte.
Przynajmniej prosty wybór, co do spotkania rewanżowego. Jednostronne okładanie na Camp Nou proponujemy opuścić na rzecz – być może – niezłego dreszczowca w Turynie.
Bayern Monachium – Juventus Turyn 2:0 (1:0)
1′ Alaba, 63′ Mueller
***
DAWID KOWALSKI