Taksówkarze – ludzie nawet nie zdaja sobie sprawy jak oni są ważni. Szczególnie w krajach, gdzie zaczynają się mistrzostwa. Przeglądałem korespondencje wysłanników z mundialu i taksówkarz urasta bardzo często do ambasadora kraju – gospodarza. Nie jest to żaden zarzut, po prostu tak jest. Znam to trochę z własnych doświadczeń. Nagle losowo wybrany taksówkarz pracujący na trasie lotnisko – hotel, staje się najważniejszym Brazylijczykiem. To co powie na temat mistrzostw jest święte. Czy Brazylijczycy chcą mistrzostw? – Tak – odpowiada Joao. – Nie – odpowiada – Jorge. W jednej gazecie idzie, że tak, w drugiej że nie…
A potem, na kilka dni przed mistrzostwami jest szukanie dziury w organizacji. Podczas gdy miejscowi pytają: „Co sądzisz o naszych stadionach” (podczas EURO 2012 to było chyba najczęstsze pytanie, ale byliśmy dumni z naszych stadionów tak jak dziennikarze zajmujący się klubami zawsze pytają trenera rywali: „Co pan sądzi o dopingu”) a przybysze odpowiadają, że są zachwyceni (a trenerzy, że doping był fantastyczny a atmosfera gorąca). Przybysze nie myślą jednak o tym długo, zaczynają szukać dziury (w tym czasie trenerzy myślą: „Doping? A co mnie to obchodzi”). A dziury zawsze się znajdują. Jeśli nie w organizacji, to choćby w drodze.
A więc przez kilka dni będziemy czytać o tym, że Brazylia jest biedna i nieprzygotowana. Podczas Igrzysk Zimowych w Soczi każdy korespondent musiał sobie zrobić selfie z podwójnym kiblem w tle i opowiedzieć o pokoju hotelowym, który jeszcze nie jest gotowy.
W Republice Południowej Afryki były niedokończone drogi o czym informowali z lubością dziennikarze z Europy. A jak się okazało, nie było to takie proste. Zapytałem miejscowego kiedy to zrobią, odpowiedział, że nie ma sensu się spieszyć. Im szybciej to zrobią, tym szybciej stracą pracę. A następne mistrzostwa za 20 lat.
Z problemów innych cieszą się często Anglicy, którzy uważają, że to oni powinni organizować co roku mistrzostwa świata, Europy, Igrzyska Olimpijskie. A przy okazji Igrzysk, stadion Wembley też nie został skończony w terminie, bo jak pamiętamy, robotnicy obstawili u bukmachera, że nie zdążą. Skąd wiedzieli?
Swoją drogą, podczas mistrzostw Europy szwajcarskie autostrady dziwnie często były redukowane do jednego pasa – przypadkowo zrobili remonty podczas turnieju? Nie sądzę. A podczas mistrzostw świata w Niemczech czekałeś na pociąg, który nadjeżdżał z półgodzinnym opóźnieniem. Albo nie nadjeżdżał w ogóle. Die Bahn, niemiecka precyzja i jej flagowy produkt działała jak PKP zimą – wyobrażacie sobie?
W Polsce jak wiadomo wszystko było na czas i idealnie, więc zrobili z nas rasistów, morderców i na dodatek przedsiębiorców pogrzebowych. Tak w ogóle jeszcze w 2010 w Johannesburgu kłóciłem się z Anglikiem o to czy kraje piłkarskiego trzeciego świata takie jak Polska powinny organizować duże imprezy.
Anglik generalnie użył stwierdzenia, że nie liczymy się w piłce. Odpowiedziałem, że poza kupionym przez nich mistrzostwem świata w 1966 roku mają historyczny bilans słabszy od naszego. Oczywiście była to dyskusja mocno barowa, ze tak powiem. I szybko się skończyła. Nie wiem czy nie znalazł argumentu czy się obraził.
Ale może miał rację. Może tylko zamożne kraje powinny organizować turnieje? Może te gigantyczne pieniądze, które przeznaczane są na inwestycje w stadiony i inne miejsca, które po mistrzostwach będą tak bardzo potrzebne biednemu Brazylijczykowi jak widok drogiego pierścionka za szybą sklepu jubilerskiego powinno się inwestować w inny sposób. Mistrzostwa zawsze wpędzają mnie w nastrój melancholijno-filozoficzny.
Ale zaraz wyjdą dzielni chłopcy na boisko i się skończy jedno, a zacznie drugie. Ten najbliższy mundial, który właśnie się zaczyna, może być najlepszymi jakie widziałem, również w TV. Będzie obowiązywała zasada – bij mistrza. Jest kilku mocnych pretendentów i wielki mistrz, który na papierze wciąż wydaje się najsilniejszy. Coraz więcej osób wieszczy klęskę Hiszpanów (czyli drugie miejsce), ale nie będzie to takie proste. Czy są wypaleni? Czy się starzeją? Czy inni znaleźli już na nich sposób?
Słyszałem to wystarczająco często podczas EURO 2012. Tiki-taka, wcześniej była objawieniem, a teraz zaczęła nudzić.
Miałem sporo szczęścia, bo byłem świadkiem meczu, gdy Hiszpanie zaczęli swój wielki pochód – wygranego fartownie, bo po karnych z Włochami, w 2008 roku. I od tej pory widziałem na żywo wszystkie mecze Hiszpanów w fazach pucharowych, w 2010 i 2012 roku. Chwalę się, a co, bo jest czym. To najlepsza drużyna reprezentacyjna w dziejach piłki. Jej siła zawsze polegała na doskonałej obronie albo jak kto woli, świetnie zorganizowanej obronie, rozpoczynającej się już od ataku. I maksymalnej możliwej kontroli wydarzeń. Zobaczcie, że w meczach play-off Hiszpanie nie stracili nawet jednej bramki. Kilka razy było blisko, ale zawsze jakoś się udało. Kilka razy ta dominacja była zagrożona. Przecież gdyby Iker Casillas nie sięgnął piłki po strzale Robbena, gdyby Portugalczycy lepiej strzelali karne, gdyby Kroos strzelił kilka milimetrów niżej… no ale nic z tego się nie spełniło. Podczas EURO 2012 Francuzi tak bardzo bali się Hiszpanów, że wystawili po prawej stronie dwóch obrońców. I właśnie tą stroną poszła decydująca akcja. I jeszcze te ostatnie 10 minut dogrywki z Portugalią, gdzie Hiszpanie mogli strzelić co najmniej dwie bramki (ale nie strzelili), gdzie wgnietli Cristiano i jego rodaków w pole karne. To było elektryzujące, niezwykły pokaz możliwości tej drużyny. Hiszpanie grali jak Niemcy ze stereotypu, wrzucili najwyższy bieg. Może najwyższy jaki widziałem na tym poziomie.
Pytanie brzmi czy przez ostatnie dwa lata ktoś znalazł sposób na tiki-takę. Tydzień temu pisałem, że może Niemcy, że oni wydają mi się najbliżej ideału. Tyle że jak mówił Joachim Loew po meczu z Argentyną w 2010 roku – Hiszpania będzie trudniejsza, bo Argentyńczycy mieli jednego Messiego, a Hiszpanie mają ich ośmiu.
MAREK WAWRZYNOWSKI