To już ostatnie spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów. O awans do najlepszej ósemki powalczą dziś Manchester United z Olympiakosem Pireus i Borussia Dortmund z Zenitem Sankt Petersburg. Wszyscy zastanawiają się, czy „Czerwone Diabły” unikną greckiej tragedii, a Rosjanie dokonają cudu w Dortmundzie, czy może będziemy świadkami niespodzianki lub kolejnych bramek Roberta Lewandowskiego. Emocji na pewno nie zabraknie, dlatego przepis na relaks jest banalny: włączcie wieczorem telewizory!
WCZORAJ W LM: Chelsea ratuje honor angielskiej piłki, Real – Turyści 3:1 [WIDEO]
Time to say goodbye?
Ile razy słyszeliście już, że Manchester United rozgrywa kiepski sezon? Albo że posada Davida Moyesa wisi na włosku? Nie ma w zasadzie tygodnia, żeby nie spotkać się z takimi opiniami, ale prawdziwe piekło dopiero czeka na „Czerwone Diabły”. Wydawało się, że wylosowanie Olympiakosu Pireus pozwoli, przynajmniej na chwilę, zapomnieć o ligowych problemach, a tymczasem pierwszy mecz okazał się całkowitą kompromitacją Mistrzów Anglii. Wystarczyło pół roku, by nad dziełem tworzonym przez sir Alexa Fergusona przez blisko 30 lat, wisiało widmo zawalenia jak domek z kart. Przez wiele sezonów gracze United bez przerwy występowali w Champions League, jednak wszystko wskazuje na to, że dobra passa zostanie przerwana już niebawem, bo chyba nawet najzagorzalsi fani nie wierzą w triumf na Estadio da Luz w Lizbonie.
Do rewanżu oba zespoły podchodzą w skrajnie odmiennych nastrojach. „Czerwone Diabły” są w beznadziejnej sytuacji w Premier League, a klęska, którą zgotował im na Old Trafford Liverpool dodatkowo zagęszcza atmosferę wokół drużyny. Moyesowi, który opowiada, że zespół może grać lepiej, chyba nikt już w Manchesterze nie wierzy. Oczywiście, nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej i nie można wykluczyć scenariusza, który owe koszmary urzeczywistni.
W zupełnie innych humorach do meczu w Anglii podchodzą Grecy. W sobotę Olympiakos uporał się 2:0 z Panthrakikosem po golach Valdeza i Fustera, czym zapewnił sobie 41. mistrzostwo Grecji, ale co ważniejsze – kilku zawodników mogło wypocząć przed starciem w Champions League. Dodatkowo, do treningów powrócili Javier Saviola i Ivan Marcano, którzy polecieli z resztą drużyny do Manchesteru. Zawodnicy Michela pojawią się na Old Trafford bez najmniejszych kompleksów, za to z gotowością napisania „Czerwonym Diabłom” prawdziwej greckiej tragedii.
Dokonają niemożliwego?
Tylko jedna drużyna strzeliła w tym sezonie trzy gole na stadionie w Dortmundzie i nietrudno zgadnąć, że chodzi o Bayern Monachium. Porównywanie Zenitu do Bawarczyków nie ma najmniejszego sensu, dlatego sny o potędze muszą w Piotrogrodzie być odłożone przynajmniej na kolejny rok. Oczywiście, futbol kochamy za to, że wszystko jest w nim możliwe, o czym raczył przypomnieć Siergiej Semak, tymczasowy trener rosyjskiego klubu, wątpliwe jednak, by nawet on wierzył w awans swojego zespołu. Zenit przegrał ligowy hit z CSKA, czeka na Andre Villas-Boasa i jedyne, w czym może dzisiaj upatrywać szansy na awans, to tylko szczęście. Trudno odmówić Rosjanom argumentów czysto sportowych, jednak mało prawdopodobne, by odrobili dużą stratę po tym, jak nie udało im się osiągnąć korzystnego wyniku u siebie. Zwycięstwo na Signal Iduna Stadion – jak najbardziej możliwe. Awans – zdecydowanie poza zasięgiem
Borussia w kiepskim stylu przegrała ostatni mecz ligowy, ale pamiętajmy, że przed pierwszym starciem z Zenitem trzy tygodnie temu doznała w Bundeslidze prawdziwej kompromitacji, a jak zakończył się mecz w Rosji każdy dobrze pamięta – dwa gole Roberta Lewandowskiego oraz po jednym Reusa i Mkhitaryana w zasadzie rozstrzygnęły kwestię awansu. Co prawda, w Dortmundzie wszyscy podkreślają, że dzisiejszy mecz nie będzie spacerkiem do ćwierćfinału, lecz walką o każdą piłkę, jednak wydaje się to być czystą kurtuazją. Nawet możliwa absencja Marco Reusa, jednego z głównych bohaterów pierwszego spotkania, nie zmienia faktu, że każde inne rozstrzygnięcie niż awans Schwarzgelben będzie dla klubu rozczarowaniem, a dla piłkarskiej Europy – sensacją.