Jeszcze świeżo w pamięci mamy świetną postawę Floty w rundzie jesiennej, gdy świnoujścianie z lekkością ogrywali kolejnych rywali i do tego długo utrzymywali passę bez straconego gola. Wiosną jednak ekipa „Wyspiarzy” jest nie do poznania i zdaje się, że czeka ją wyraźny zjazd w dół tabeli. Ale z I ligą jest jak z naturą – nic w niej nie ginie. Po dzisiejszych meczach na zapleczu ekstraklasy wiemy jedno – w rozgrywkach zrodził się nowy zespół, który kontynuuje serię wygranych meczów i przy okazji od początku roku zachowuje czyste konto. O ile jesień należała do Floty, o tyle wiosna, bez cienia wątpliwości, należeć będzie do Dolcanu Ząbki.
***
To doprawdy niewiarygodne, jaką furorę robi ekipa z podwarszawskiego miasteczka. Podopieczni Roberta Podolińskiego przed drugą częścią rozgrywek mieli przed sobą jeden cel – zapewnić sobie utrzymanie. I było to zdrowie podejście do sprawy, skoro nad strefą spadkową mieli przewagę dziewięciu oczek. Dziś w Ząbkach mogą sobie jednak podnieść poprzeczkę – zamiast patrzeć w dół tabeli, spoglądają wyłącznie przed siebie. Do lidera z Krakowa, którego notabene niedawno odprawili z kwitkiem na wyjeździe, tracą tylko… trzy punkty.
Bez względu na to jak wzbranialiby się ząbkowianie przed myśleniem o awansie, nie sposób dyskutować z faktami. Dolcan pokonał w tym roku nie tylko Cracovię, ale i Stomil Olsztyn, Olimpię Grudziądz, czy Wartę Poznań (plus walkower za mecz z ŁKS). Po sobotnich meczach 23 kolejki, zespół sponsorowany przez dewelopera mieszkaniowego ma na rozkładzie również GKS Bogdanka. Tyle tylko, że tym razem piłkarze Dolcanu wygrali w bardzo okazałych rozmiarach, bowiem Sergiusz Prusak, bramkarz przyjezdnych, aż pięciokrotnie wyciągał piłkę z siatki. Wiosenny dorobek Dolcanu jest więc istnym fenomenem – 6 meczów, komplet 18 punktów, i imponujący bilans bramek 16:0. Do tego dochodzi pobity rekord jeśli chodzi o najwyższe zwycięstwo w historii występów na zapleczu ekstraklasy.
Szkoda, że łęcznianie ponieśli klęskę przy wydatnej „pomocy” arbitra, który na początku spotkania co prawda słusznie podyktował rzut karny dla Dolcanu, ale zupełnie bezmyślnie pokazał za faul Benkowskiego czerwoną kartkę. Nawet gdyby pokazał żółtą, można by polemizować, czy aby na pewno przewinienie zasługiwało na karę indywidualną. Ale czerwień? Gdy sędzia Mariusz Złotek uniósł kartonik w tym kolorze, na twarzach zawodników Bogdanki momentalnie wymalowała się mieszanka niedowierzania i rezygnacji. A Veljko Nikitović, kapitan zespołu z Lubelszczyzny, jeszcze w trakcie spotkania podbiegł na chwilę do stanowiska komentatorów Orange Sport i wykrzyczał pytająco, czy kara była słuszna. Andrzej Iwan tylko pokiwał negująco głową.
- Może powiem trochę za dużo, ale jak 10 lat temu grałem z Górnikiem Łęczna w ekstraklasie i wygrywaliśmy mecz za meczem przy sprzyjających decyzjach sędziów, to potem okazało się, że te mecze były ustawione. Teraz tracimy punkty, a sędziowanie też wydaje mi się podejrzane – wyznał przed kamerami Serb, którego po tych słowach czeka pewnie kara dyscyplinarna.
Abstrahując jednak od błędu sędziego, można przypuszczać, że nawet w kompletnym składzie Bogdanka wróciłaby do domu z niczym. Tacy gracze jak Bartosz Osoliński, Damian Świerblewski, czy Mateusz Piątkowski, włączający się do walki o koronę króla strzelców, to obecnie czołowe postaci nie tylko Dolcanu, ale w ogóle I ligi. Podobnie jak trener Robert Podoliński, który już od dwóch lat wykonuje w Ząbkach dobrą robotę. Pytanie tylko, czy wszyscy wymienieni trafią do ekstraklasy broniąc barw Dolcanu, czy też skorzystają z ofert klubów, które już są w elicie.
***
Ze współczuciem dla kibiców z Warmii i Mazur stwierdzamy, że chyba przesądzony został już chyba los Stomilu Olsztyn. Do tej pory wydawało się, że jeśli któryś zespół ze strefy spadkowej miałby powstać z kolan, to właśnie olsztynianie. Bo na pewno nie Polonia Bytom, o której wiadomo już od kilku miesięcy, że spadnie, na pewno nie ŁKS, który w ogóle zniknie z piłkarskiej mapy, i raczej nie Okocimski, który zmienił trenera i buduje kadrę na II ligę wschodnią.
Tak jak Okocimski i Stomil wspólnie dostali się do I ligi przed tym sezonem, tak teraz solidarnie powrócą tam, gdzie ich miejsce. Trudno bowiem wyobrazić sobie jeszcze emocje w dole tabeli, skoro Stomil w meczu o wszystko przegrywa u siebie 2-3 z Kolejarzem Stróże. Zamiast gonitwy za Sandecją Nowy Sącz (która wywiozła remis z trudnego w Jaworznie, gdzie w roli gospodarza występuje GKS Tychy), podopieczni Zbigniewa Kaczmarka doprowadzili do tego, że strata do bezpiecznej lokaty minimalnie się powiększyła.
Ewentualną nadzieją dla Stomilu jest Warta Poznań, która wiosną zbiera baty od każdego i jedyne punkty jakie ostatnio zdobyła, to te za walkower z ŁKS. Poznaniaków wiarą natchnął jednak nowy trener Krzysztof Pawlak. Przeciwko Olimpii Grudziądz „Zieloni” grali już całkiem nieźle, i choć przegrali, to jednak pozostawili po sobie przyzwoite wrażenie. Zakładamy, że w najbliższym czasie i tak nie znajdą się pod kreską, bo ekipę Stomilu czeka ligowy Everest, czyli mecze z Zawiszą, Termaliką i Flotą. Warciarze mogą więc jeszcze przez krótki okres bezstresowo pracować nad poprawą gry.
***
Za to coraz mniej czasu, jeśli Miedź nie chce wypaść z walki o awans, ma Bogusław Baniak. Dla jego drużyny mecz z Polonią Bytom miał być, przy zachowaniu odpowiednich proporcji, jak spotkanie z San Marino dla reprezentacji Polski. Krótko obrazując – to miała być potyczka ze słabeuszami, z którymi nie da się nie wygrać, w sam raz na poprawę nastrojów po ostatnich niepowodzeniach. Baniak nawet pozwolił sobie na wypowiedź, że bytomianie grają dobrze, dopóki nie stracą pierwszego gola. Bo potem to już całkiem schodzi z nich powietrze i kolejne bramki są kwestią czasu.
Ale co, jeśli zawór powietrza w ogóle zostanie nietknięty? Przez 85 minut gry legniczanie nie mogli napocząć ambitnie grających polonistów i pachniało sensacyjnym remisem. Mimo że gospodarze niemal przez cały czas utrzymywali się przy piłce, to wymierne efekty przyszły dopiero w samej końcówce, gdy wygraną zapewnił rezerwowy Miedzi, 20-letni Damian Lenkiewicz. Scenariusz, że Miedź pokona ligowego autsajdera w samej końcówce po fartownej bramce, pewnie nawet nie istniał w najmroczniejszych koszmarach ekipy z Dolnego Śląska.
Za zwycięzców dnia jeśli chodzi o ścisłą czołówkę, uznać trzeba Cracovię, która zyskała za darmo trzy punkty po wycofaniu się ŁKS, i Termalikę, która na trudnym terenie w Gdyni wygrała 1-0. Kazimierzowi Moskalowi trzeba oddać, że na wsi w Niecieczy zbudował bardzo silny team. Kto wie czy nie silniejszy od obecnej Wisły Kraków, z której swego czasu został wyrzucony.