W dwa lata z depresji na szczyt. Atletico wkracza na salony

simeone_atletico

Zima 2011/2012. Atletico Madryt, klub o wielkiej historii i ogromnych tradycjach spoziera z przerażeniem na dwanaście zespołów znajdujących się przed nim w tabeli Primera Division. Z przerażeniem i bezradnością. Bo próżno było szukać jakichkolwiek płomyków optymizmu, czy nadziei u kibiców albo w grze zawodników. Owszem – potrafili oni rozegrać fantastyczne spotkanie i dać osłodę załamanym kibicom. Ale jedynie po to, by w następnym meczu położyć się przed przeciwnikiem i prosić tylko, żeby nie strzelał za dużo bramek…

Co się wtedy stało? Jak doszło do tego, że teraz patrzymy na Atletico znajdujące się zaledwie trzy punkty za pierwszą w tabeli Barceloną, na Atletico z kompletem zwycięstw po czterech kolejkach Ligi Mistrzów, Atletico, które wreszcie zdobyło władzę w Madrycie? Otóż Rojiblancos zawdzięczają to pewnemu 42-letniemu Argentyńczykowi. Człowiekowi, który całym sercem kocha ten klub a jego dusza jest bez możliwości ucieczki uwięziona na Estadio Vicente Calderon. Diego Simeone – oto zbawiciel madrytczyków.

Geniusz tkwi w prostocie
Diego Simeone to człowiek o wyjątkowej mieszance cech charakteru. Przy ogromnej inteligencji, jest człowiekiem niezwykle prostolinijnym i konkretnym. Jego pojmowanie futbolu wydawać się może troszkę zbyt powierzchowne, ale jest ono tak zabójczo skuteczne w swojej prostocie, że ciężko uwierzyć, że nikt inny jeszcze od tej strony futbolu nie zaadaptował.

Dla stosunkowo młodego Argentyńczyka najważniejsze na boisku jest to, co zawodnik robi bez piłki przy nodze. Dlaczego? Bo właśnie tak spędza 95 procent meczu. W ciągu spotkania zawodnik cieszy się piłką średnio przez dwie minuty. Resztę czasu tylko za nią biega. Więc Diego Simeone nauczył swoich podopiecznych biegać za futbolówką tak, żeby zawodnikom drużyny przeciwnej tę radość z posiadania piłki możliwie jak najmocniej zredukować.

Imponuje fakt, że Simeone stworzył nową, własną filozofię futbolu. Nie wzorował się na kontratakujących zespołach Mourinho ani na katalońskiej Tiki-Tace. On stworzył coś z niczego. Wpoił swoje założenia zawodnikom, którzy, tak szybko jak zaczęli je wypełniać, zaczęli odnosić sukcesy.

Najlepszą obroną jest atak? Nie u Diego!
Argentyńczyk ma prostą zasadę: Bez szczelnej obrony nie masz co pchać się do ataku. U niego każdy zawodnik ma zadania przede wszystkim defensywne. Ofensywa jest dodatkiem. Taką nagrodą za dobrą pracę z tyłu. O wadze, jaką przywiązuje szkoleniowiec Atleti do defensywy świadczy też formacja jaką posługuje się ekipa z Vicente Calderon. Jest to klasyczne 4-2-3-1, jednak haczyk tkwi w tym, że w akcje ofensywną nigdy nie angażuje się dwóch środkowych pomocników naraz. Jeden z nich cofa się niemal do stoperów, dzięki czemu na bokach mogą poszaleć Filipe Luiz i Juanfran.

Wydaje się to niesamowite, ale takie są fakty – przez ostatnie półtora roku w podstawowej jedenastce Diego Simeone doszło do jednej zmiany personalnej: Radamela Falcao zastąpił David Villa. Oczywiście, rotacje na mniej ważne spotkania, czy też zmiany wymuszone kartkami lub kontuzjami w tym czasie regularnie miały miejsce, jednak żelazna, podstawowa jedenastka wybrańców Diego Simeone jest niezmienna.

To nieprawdopodobne, jak fantastyczne podejście do piłkarzy musi mieć argentyński szkoleniowiec. Każdy zawodnik w jego drużynie jest obecnie u szczytu formy. Diego z każdego, kogo przygarnia pod swoje skrzydła jest w stanie wycisnąć maksimum. Wykrzesać z niego każdą kroplę potencjału jaka w nim tkwi. Dzięki temu z zespołem o średnich możliwościach osiągnął w tej chwili taką pozycję w Europie, że Atletico jest wymieniane w gronie faworytów do wygrania trofeum Ligi Mistrzów. Swoją drogą, czy taki niebywały kontakt z zawodnikami nie przypomina Wam jakiegoś innego wielkiego trenera klubowego? Podpowiem – do niedawna też rezydował on w stolicy Hiszpanii.

Kto powiedział, że kolektyw wyklucza indywidualności?
Można by spytać, skoro Atletico jest taką świetnie działającą maszynką, kolektywem w którym priorytetem jest defensywa i w którym każdy zawodnik haruje za dwóch, to skąd wzięły się tam takie gwiazdy jak Falcao, Villa, Turan czy Costa? I na to pytanie odpowiedzi nie znam, ale jedyne prawdopodobne wytłumaczenie jest takie, że Simeone jakimś swoim czarem osobistym, czy też autorytetem był w stanie nawet takich asów gry ofensywnej przekonać, że ich geniusz na niewiele się zda, jeśli nie będą razem z resztą drużyny realizować tych prostych, lecz jakże skutecznych założeń taktycznych  sformułowanych przez Argentyńczyka.

Czytaj także: REAL ROZWIJA SKRZYDŁA

Atletico pod wodzą Diego Simeone osiąga szczyty swoich możliwości. Teraz wszyscy się z tego cieszą, tylko co będzie potem? Bo szczytować nie można przecież wiecznie. Na miejscu kibiców Atletico modliłbym się o rozum dla włodarzy klubu, aby mieli na tyle oleju w głowie, by nie zwalniać cudotwórcy Diego od razu, gdy pojawi się obniżka formy. To jest człowiek, który przynależy do Vicente Calderon i powinien tam pozostać tak długo, jak to tylko możliwe. Natomiast całe Atletico, powinno teraz robić wszystko, aby lata dobrobytu dobrze wykorzystać i stać się naprawdę liczącym się klubem w piłkarskiej Europie, a nie tylko dostawcą talentów do mocniejszych lig i zespołów.

MICHAŁ SIWEK

fot. atleticofans.com

Pin It