„Aleksandarowi Vukoviciovi w podziękowaniu za wieloletnie reprezentowanie Legii Warszawa z wyjątkową pasją i sercem…” – między innymi te słowa wygrawerowane są na pożegnalnej tablicy, którą „Aco” otrzymał, przy owacjach fanatycznych kibiców, od zarządu warszawskiego klubu. Gratulacje odebrał tuż przed towarzyską potyczką, w której miecze skrzyżowały jego dwie ukochane drużyny – Legia Warszawa i Partizan Belgrad. – Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść –napisał kilka miesięcy temu na koncie jednego z portali społecznościowych. Stało się jasne, że z polskiej piłki odchodzi ten którego zapamięta chyba każdy. Każdy, kto rozumie czym jest fanatyzm, pasja, poświęcenie i oddanie barwom klubowym. Szczególny sentyment, zapewne z wzajemnością, będą do niego mieli kibice warszawskiej Legii, choć nie zawsze było tak różowo…
„Vuko Pinokio”, „Vuko w Wiśle” – taki transparent przywitał go na jednym ze spotkań ligowych, gdy od kilku już lat z pełnym oddaniem reprezentował barwy wojskowych. Powód? Media obiegła informacja, że grający wówczas w warszawskiej Legii serbski pomocnik, chce odejść. Do odwiecznego rywala – krakowskiej Wisły. Piłkarz nie zdementował wystarczająco szybko. To wystarczyło do płynącej z trybun fali krytyki w jego stronę…
Za komentarz do tej sytuacji, niech wystarczą słowa, które wypowiedział, kilka lat później… grając w Legii. Skomentował zachowanie kibiców, szydzących z piłkarzy podczas jednego ze spotkań ligowych: – Niech wszyscy fani sobie przemyślą, czy to jest rzeczywiście miłość do klubu. Jak podawało kilka gazet, że Vuković odchodzi do Wisły, to potrafili wywiesić transparent „Vuko Pinokio”. Teraz niech wywieszą „Żyleta Pinokio”. Tak się walczy z Walterem o własne interesy? Ci którzy mają coś do powiedzenia niech walczą, a reszta niech kibicuje – grzmiał Serb.
-To był wielki charakter. Pamiętam, jak jeszcze grał w Legii i po jednym ze spotkań do ówczesnego trenera warszawian, Dariusza Wdowczyka, podbiegł z pretensjami jeden z przeciwników. Ani się obejrzał, a już przed oczami miał Vuko, broniącego swojego trenera i drużyny, jak ognia – wspominał kilka dni temu Marcin kibic Legii. I rzeczywiście popularny Aco zawsze stał murem za barwami klubowymi. Nigdy nie bał się też wyrazić swojego zdania. Od charakternego piłkarza dostawało się nawet zarządowi klubu: – Trzeba przestać z mediacjami i obietnicami, tylko wziąć się w końcu do roboty – komentował działania włodarzy warszawian, gdy na trybuny wciąż, w skutek protestów kibiców, nie powracał doping.
Polska, Grecja, Polska
Początków w Legii i w Polsce nie miał łatwych. Trafił do niej przed sezonem 2001/2002, gdy szkoleniowcem stołecznych był Dragomir Okuka. Drużyna grała źle, więc łatwo było winę zrzucić na nowych piłkarzy. Drużynie, z Vukoviciem na czele, dostawało się na każdym kroku. W pewnym momencie jednak ciężka praca, pod wodzą własnie dwóch Serbów – z ławki trenerskiej Okuki i z boiska popularnego Aco, przyniosła efekty. Legia sięgnęła po wyczekiwane mistrzostwo, a stolica oszalała na punkcie obu.
Jego pierwsza przygoda z Legią skończyła się w 2004 roku. Najpierw kibice na trybunach błagali, by został, niejednokrotnie skandując –Zostań, Vuko, zostań . Piłkarz milczał, a kibice zaczęli gwizdać i mieć pretensje do Serba. Na trybunach pojawił się wcześniej wspominany transparent. Vuković opuścił ukochaną Łazienkowską 3. Przeniósł się, nie pod Wawel jak sugerowały media, a do greckiego Ergotelis. – Wszystkie problemy zaczęły się w momencie, gdy jedna z gazet podała, że przez długi czas kontaktowałem się z Wisłą. Oświadczam więc, że nigdy nie nawiązałem kontaktu z jakimkolwiek pracownikiem Wisły, z nikim nie usiadłem przy stole i nie zacząłem rozmów na temat przeprowadzki do Krakowa. I nie jestem Pinokiem, bo to był drewniak, a nie piłkarz– opowiadał w wywiadzie dla Legia.net.
Krakowskiemu zespołowi odmówił po raz kolejny, kilka miesięcy później, kiedy po nieudanej przygodzie w Grecji, zdecydował się wrócić do Polski. Gdzie mógł wylądować? Decyzja mogła być tylko jedna. Vuko wrócił, tam gdzie czuł się jak w domu. Znów mógł reprezentować barwy Legii Warszawa.I jego przygoda z warszawskim zespołem znów trwała trzy lata, by… po raz kolejny wyjechać do Grecji. I niestety, i tym razem, nie zrobił tam wielkiej kariery. Po kilku miesiącach wrócił. Ale, już tym razem, miejsca w Legii dla niego nie było. Serb powędrował do Kielc…
Szacunek trybun
Tam, mimo tego, że nigdy nie ukrywał miłości do, nielubianej w Kielcach, Legii, po pewnym czasie stał się ulubieńcem trybun. Kibice od początku wiedzieli, że to facet z charakterem i obdarzyli go dużym kredytem zaufania. Ten odwdzięczył im się, gdy stanął, w obronie kibiców, podczas ich konfliktu z policją. Po wygranym meczu z Lechią Gdańsk we wrześniu 2011 roku, mówił: – Dochodzą do nas słuchy, że ludzie, którzy przychodzą na stadion, dostają zakazy za niecenzuralne słowa. Jeżeli to jest tylko powód, że karze się za słowa na k.., na ch…, czy za brzydkie śpiewy na PZPN, to nie jest w porządku. Ja pierwszy nie powinienem dostać możliwości wychodzenia na boisko, bo takie słowa używam na boisku, gdy są emocje. To nie jest teatr, to jest stadion. Zawsze podkreślałem, że trzeba karać ludzi za agresywność, za to, że chcą rozrabiać, atakować, rzucać kamieniami. Ale robienie porządku na stadionie w taki sposób jest śmieszne i żałosne. Mam nadzieję, że to się zmienia, a przez to ludzie nie będą się zniechęcać i liczniej będą przychodzić na nasze mecze…
- Żeby grać w Koronie i zasłużyć sobie na szacunek trybun, po prostu musisz mieć jaja. Mamy, lub mieliśmy kilku takich swoich ulubionych piłkarzy, jak np. Maciek Korzym czy Kamil Kuzera, czy właśnie Vuković. Dla takich gości warto przychodzić na mecze – opowiada Kamil kibic Korony.
Serb z charakterem
Vuković , mimo lat spędzonych w Polsce, miłości do Legii, a także co wielokrotnie podkreślał, do naszego rodzimego kraju, nigdy nie brał pod uwagę gry dla biało-czerwonych. – Moje starania o polskie obywatelstwo nie mają nic wspólnego z chęcią gry w waszej kadrze. Ja reprezentacji Polski mówię: dziękuję. Jestem Serberm – odpowiedział na poruszany przez dziennikarza temat. W tym samym wywiadzie, podobnie jak w wielu innych, podkreślał też swoje przywiązanie do Partizana Belgrad i Serbii.
Gdy w tym roku, jasne stało się, że Partizan Belgrad został mistrzem Serbii, Vuko napisał: – Najpiękniejsze chwile życia kibicowskiego przeżyłem właśnie dziś!!!! Dziękuje Bogu, że kocham Partizan Belgrad, dziękuję za Legię Warszawa!!!
Vuko, to my – kibice, dziękujemy. Będzie brakowało Twojego charakteru, pasji i zaangażowania, na coraz bardziej dziś, szarych polskich boiskach…
JAKUB FILA