Od środkowych obrońców wymaga się spokoju, opanowania i boiskowej inteligencji. To oni są ostatnią zaporą przed bramkarzem, to na nich spoczywa największa odpowiedzialność za grę w defensywie. Muszą odznaczać się niepospolitą charyzmą i nadzwyczajną pewnością siebie, bo widząc na boisku najwięcej, to oni – niby wytrawni fotografowie przed grupowym zdjęciem – ustawiają kolegów z drużyny na boisku. Powinni doskonale czytać grę, by wiedzieć, kiedy zaatakować wysoko, a kiedy schować się za podwójną gardą. Mają obowiązek być nie do przejścia w pojedynkach 1v1, nie do przeskoczenia w walce w powietrzu oraz nie do przepchnięcia w starciach bark w bark. No i na koniec wymaga się od nich dokładnego wprowadzania piłki w ofensywne sektory boiska. Czy takie cechy może posiąść zawodnik w okolicach dwudziestego roku życia?
Odpowiedź jest prosta – oczywiście, że tak, lecz takie perełki ujawniają się niezwykle rzadko. A jeszcze rzadziej tacy zawodnicy wyskakują w zespołach z absolutnego europejskiego topu, gdzie presja wyniku niejednokrotnie przerasta zawodników ogranych i utytułowanych. W tym sezonie dwóch zawodników zameldowało się właśnie w takich ekipach. Chodzi rzecz jasna o Real i Barcelonę, a piłkarzami tymi byli Raphael Varane i Marc Bartra.
Obaj grają w klubach prezentujących najwyższą futbolową jakość, ale czy osiągnęli już poziom swoich znakomitych kolegów?
Jeszcze nie ta klasa
Na początek, by lepiej zrozumieć, jak wiele zależy od gry środkowych obrońców, polecam rzucić okiem na cudowną analizę Gary’ego Neville’a, który rozłożył na czynniki pierwsze poczynania stoperów Arsenalu i Tottenhamu z ich marcowego pojedynku. Nie trzeba oglądać całości, a wystarczy poświęcić dwie-trzy minuty (film w sumie trwa trzynaście), by zrozumieć z jakich niuansów i detali składa się gra środkowego defensora.
Tak więc doskonale widzimy, jak wiele może kosztować drużynę niepewny, podejmujący złe decyzje środkowy obrońca. Tym samym czas powtórzyć pytanie – czy Bartra bądź Varane już teraz zaliczają się do panteonu stoperów? Czy w tej chwili można ich wymieniać jednym tchem choćby z Pique czy Ferdinandem?
Wątpliwości co do tego nie ma szef redakcji telewizji Sportklub, Bartłomiej Rabij. – Absolutnie nie można ich jeszcze zaliczać do światowej czołówki środkowych obrońców. Tacy gracze jak Pique czy Ferdinand latami pracowali na swoją sławę i renomę. Hiszpan to mistrz świata i Europy, wygrywał Ligę Mistrzów z dwoma klubami, a Ferdinand zwyciężał w tych rozgrywkach z United. Tymczasem tutaj mówimy o dwóch chłopakach będących dopiero u progu karier. Ani Varane, ani Bartra tak naprawdę niczego wielkiego jeszcze nie ugrali.
Z pozoru pytanie o ich miejsce w futbolowej hierarchii wydaje się być nie na miejscu, jednak po pierwsze, obaj kopią w drużynach, w których wymagana jest mistrzowska klasa, a po drugie, szczególnie w przypadku Varane’a, ostatnie miesiące przyniosły całą masę pochlebstw. Francuz pokazał się światu doskonałą grą w półfinale Copa del Rey przeciwko Barcelonie, kiedy perfekcyjnie zagrał w defensywie, ponadto w obydwu starciach zdobywając po bramce. Futbolowi eksperci zachwycali się nad dojrzałością ledwie dwudziestoletniego stopera i gremialnie chwalili odważną decyzję Mourinho (który tak naprawdę wówczas niespecjalnie miał pole manewru).
Z kolei o Bartrze jest nieco ciszej, tyle że coraz częściej pojawiają się głosy, jakoby 22-letni Hiszpan był pokrzywdzony przez tchórzostwo Roury i Vilanovy, a tak naprawdę prezentował poziom chwalonego zewsząd Varane’a. Czy tak jest w istocie, trudno stwierdzić, choć fakt faktem, Bartra grał dwa razy rzadziej od Francuza (czternaście występów przy 30 Varane’a). Tylko może to nie rezultat niedoboru odwagi opiekunów FCB, a niedostatecznych umiejętności wychowanka Barcelony?
- Na razie dużo bardziej przemawia do mnie Varane, aczkolwiek, mimo wszystko, otoczka wokół niego jest przesadnie napompowana przez media – mówi Rabij. – Wydaje mi się, że Varane ma większy potencjał, bo po pierwsze, gra więcej niż Bartra, po drugie, już teraz występuje w pierwszej reprezentacji Francji. A poza tym, szczerze powiedziawszy, wątpię, by Bartra zaczął więcej grać w przyszłym sezonie. Co prawda Abidal i Puyol są już wiekowi i podatni na kontuzje, ale jest jeszcze Pique, a ponadto władze klubu będą chciały sprowadzić latem kolejnego stopera. Jeśli będzie to Hummels, to Bartra będzie mógł biegać co najwyżej w Copa del Rey.
Do Bartry jeszcze wrócimy, a teraz pozostaniemy na chwilę przy Varane’ie. Co jest w nim takiego niezwykłego?
Diament z Lens
Krótko mówiąc – wszystko. Tak naprawdę jeszcze nie wypada wymieniać Francuza w gronie najlepszych stoperów świata, tylko dlatego, że było to jego dopiero pierwsze tak udane pół roku w seniorskiej karierze. Jeśli w kolejnym sezonie zagra na podobnym poziomie, niechybnie trafi do Top5 środkowych obrońców globu.
Jest wysoki, silny, szybki zarówno startując z miejsca, jak i już w pełnym biegu, świetnie gra w powietrzu, bardzo dobrze broni 1v1, umiejętnie się ustawia, potrafi utrzymać koncentrację przez całe spotkanie oraz przede wszystkim jest bardzo dobry technicznie i celnie podający. Zagrywa do kolegów ze skutecznością niemal 86%*, co jest najlepszym wynikiem spośród stoperów Realu, a w dzisiejszym futbolu – który wymaga, by obrońcy byli pierwszymi rozgrywającymi – ta cecha jest kluczowa. I potrafi to wszystko mając ledwie dwadzieścia lat!
Chłopak kształcony w RC Lens, polecony do Realu przez samego Zidane’a (jak wielokrotnie przypominał złotousty Dariusz Szpakowski) prawdopodobnie w niedługim czasie stanie się najlepszym defensorem świata. Tym bardziej, że ma się od kogo uczyć.
- Na pewno ma wielkie szanse rozwoju, bo pracuje ze świetnymi trenerami – z Jose Mourinho w Realu i Didierem Deschampsem w kadrze Francji. Oprócz tego na treningach walczy z takimi piłkarzami jak Higuain, Benzema czy Ronaldo. Wydaje się, że Varane w takich warunkach może tylko rozkwitnąć – uważa Rabij.
Oczywiście zakładając optymistyczny scenariusz, bo trzeba pamiętać, że życie to nie jest „M jak Miłość” i nie zawsze serwuje nam happy endy. – Równie dobrze może przyjść kontuzja, np. zerwanie więzadeł, i za dwa-trzy lata nikt nie będzie o tym chłopaku pamiętał, bo już nie wróci do dawnej dyspozycji. Przecież wiele było takich przypadków w historii. Choćby Gianluigi Lentini, którego Milan kupował z Torino za wielkie pieniądze, pokładano w nim olbrzymie nadzieje, a facet miał wypadek samochodowy i nigdy nie wrócił już do poziomu sprzed kraksy. Kto dzisiaj pamięta, że był ktoś taki jak Lentini? – ostrzega komentator Sportklubu.
Jednak obecnie trudno nie zauważać wyjątkowości młodego Francuza. Ostatnim zawodnikiem, który zrobił tak piorunujące wrażenie w Gran Derbi był Leo Messi w sezonie 2006/07, kiedy ustrzelił hat-tricka w spotkaniu zakończonym remisem 3:3. A zaczynając z takiego pułapu, to jakby będąc malarzem pierwszymi obrazami nawiązywać do premierowej twórczości Caravaggia, Michała Anioła czy da Vinciego. Szczerze powiedziawszy, Varane zawiesił sobie poprzeczkę wyżej, niż swego czasu wszechmistrz Siergiej Bubka. Czy ją przeskoczy, nie wiadomo, ale na pewno ma ku temu predyspozycję.
Bartra – przyszły heros czy pętak na barkach Pique, Fabregasa i reszty?
A jak jest z Bartrą? Tutaj sprawa się komplikuje, bo część ekspertów uważa, że Hiszpan jest po prostu za słaby na Barcelonę, a drugi ułamek twierdzi, że umiejętności ma wystarczające (ten sam level, co Varane), tylko brak mu szans na ich zaprezentowanie.
Porównując statystyki 22-latka z osiągnięciami o dwie wiosny młodszego Francuza istotnie wychodzi nam, że prezentują ten sam poziom. W jednym elemencie minimalnie lepszy jest Barta (odbiory, strzały zablokowane, dokładność podań), a w innym Varane (przechwyty, wybicia). Gdy spojrzymy na style gry, to adept La Masii także wygląda podobnie. Szybki, silny, dobrze wprowadzający piłkę, pewny w pojedynkach główkowych i nieźle czytający grę. Ale…
No właśnie. Coś z tym chłopakiem musi być nie tak, skoro Vilanova miast młodzieżowego reprezentanta Hiszpanii wolał wystawiać przed Valdesem Mascherano, Adriano i Songa. Co? Trudno odpowiedzieć, bo trzeba przyznać, że gdy dostawał szansę (mecze z Celtikiem w LM czy Celtą, Mallorcą lub Saragossą w La Liga) spisywał się przyzwoicie. Jednak z drugiej strony należy wątpić, by Vilanova czy Roura wstawiali słabszego zawodnika kosztem dobrego, więc może te solidne występy ze średniakami były szczytem możliwości urodzonego w 1991 roku obrońcy i dlatego niechętnie wpuszczano go na mocniejszych rywali? Może wszyscy patrzą na Bartrę, a także na Tello, Alcantarę czy Muniesę przez pryzmat wyśmienitych roczników 1987-88, z którego wybili się Pique, Fabregas, Pedro, Messi oraz Busquets? La Masia La Masią, ale może to był złoty strzał, który długo się nie powtórzy i za wiele oczekujemy po kolejnych produktach katalońskiej szkoły, licząc, że każdy następny nawiąże umiejętnościami do wielkiego poprzednika?
- Jeśli chodzi o Barcelonę, to każdy, nawet średniej wartości gracz, od razu zyskuje na wartości – przekonuje szef redakcji Sportklubu, Rabij. – Teraz ci młodzi zawodnicy jadą trochę na sławie starszych kolegów. Kiedyś w Manchesterze było pokolenie braci Neville’ów, Scholesa, Giggsa czy Beckhama i oni zbudowali mit, że Manchester świetnie szkoli młodzież. A kto potem wyszedł ze szkółki MU i zrobił naprawdę dużą karierę?
Podobnie jest z Barceloną? Niby co chwila debiutuje kolejny młodzieniec, ale żaden z nich tak naprawdę nie naciska na bardziej doświadczonych kolegów…
- To są dobrzy piłkarze, świetnie wyszkoleni technicznie i taktycznie, bardzo dobrze przygotowani fizycznie, ale zdarza się pewna generacja graczy, której zastąpić się nie da - uważa Rabij. – Weźmy Brazylijczyków, którzy przywykli do tego, że u nich talenty rodzą się na ulicach i są uważani za niezgłębioną kopalnię piłkarskich diamentów, a koniec końców to tylko mit. Teraz faktycznie Brazylia ma niesamowicie ciekawą generację, ale jeżeli spojrzymy na graczy urodzonych między 1985 a 1989 rokiem, to było bardzo niewielu naprawdę zdolnych zawodników. Jeśli już się trafiali, to zazwyczaj jakiś stoper albo boczny obrońca. Nigdy nie ma tak, że w każdym roczniku jest zawsze tyle i tyle talentów.
Następny sezon powinien dać nam odpowiedź, czy Bartra jest przeciętniakiem, swoistym Johnem O’Shea Barcelony (niby kopał w United, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że pasował tam jak piwo do ostryg), czy jednak grajkiem przez duże G. Na razie na pewno jest o poziom niżej od Varane’a, co jednak nie oznacza, że za rok musi być tak samo.
- To są jeszcze młodzi chłopcy, nie wiadomo jak potoczą się ich kariery. Spójrzmy na historię Denilsona. Gdy miał dwadzieścia lat był wybierany najlepszym piłkarzem Pucharu Konfederacji, rok później stał się najdroższym piłkarzem świata, a w wieku 25 lat był gdzieś tam w drugim-trzecim szeregu światowego futbolu – kończy Rabij.
Dlatego za wcześnie na ferowanie wyroków. Tym bardziej, że obecnie żaden z nich nie jest jeszcze w pełni ukształtowanym zawodnikiem, choć warto zauważyć niecodzienną klasę Varane’a, cieszącego się dużo większym poważaniem niż starszy kolega z Katalonii. Tyle że należy pamiętać, iż pole position wcale nie oznacza wygranej w wyścigu, a jedna
laska
jaskółka wiosny nie czyni i Francuz, by na stałe zagościć przy stole dorosłych, musi w nadchodzącym sezonie potwierdzić swe nieprzeciętne możliwości. A Bartra w końcu je zaprezentować, o ile oczywiście jest co prezentować…
* dane z whoscored.com