Paryż już świętuje, Paryż już radosny. Tak jak i w poprzednim roku, tak teraz, na tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek Ligue 1, Paris Saint-Germain zdobyło pierwsze trofeum, pierwszy sukces – Superpuchar Francji. Gdy większość zespołów podchodzi do tych rozgrywek z przymrużeniem oka, nie traktując na poważnie (casus Legii w Polsce), podopieczni Laurenta Blanca wykazali maksimum koncentracji z odpowiednią dawką determinacji. Przepis na sukces.
W zeszłorocznej potyczce z Bordeaux, paryżanie swój sukces w dużej mierze zawdzięczali wychowankom, a precyzyjniej mówiąc jednemu z nich – Hervinowi Ongendzie, którego bramka zdobyta po wejściu z ławki rezerwowych pozwoliła odwrócić losy spotkania i przywróciła wiarę w zwycięstwo. Dzieła zniszczenia dopełnił Alex, jak to zwykle w jego przypadku bywa, po strzale głową. W minioną sobotę scenariusz był całkiem odwrotny. Nie było gonitwy, nie było nerwów – pełen luz, przy pełnej kontroli. Zwycięstwo paryżan ani na sekundę nie zostało zagrożone. Guingamp nie miało w swoich dłoniach ani jednej dobrej karty, by wrócić do gry, pozostało im bierne przyglądanie się pełnej dominacji mistrzów Francji. Przy ponad 50-tysięcznej widowni show zostało zabite po 20 minutach. Zabójcą był Zlatan. Gol po pięknym strzale z daleka oraz trafienie z jedenastu metrów po faulu w polu karnym – bestia ruszyła.
Fanfary na cześć PSG są tak codzienną i przyziemną kwestią, że czasem brak weny na ich opisanie. Skupię się więc na przegranych, którzy będą przecież prezentować francuską piłkę w europejskich rozgrywkach. Napisałbym, że dostali zaszczyt reprezentowania, jednak boję się użyć tego słowa w ich przypadku.
Dno, zero, klapa, rozczarowanie. Wystarczy otworzyć słownik języka polskiego i odnaleźć synonimy wyrazu źle – łatwizna. Jednak tak jak łatwo odnaleźć negatywy w grze Guingamp, tak łatwo jest obrzucać z błotem rywali paryżan – z kimkolwiek nie stanęliby w szranki na własnym podwórku, efekt jest niemal zawsze ten sam. Niesprawiedliwym jest więc oceniać zespół Jocelyna Guvernneca na podstawie wczorajszego spotkania. Za wcześnie.
Na czym chciałem się skupić w tekście, to przygotowanie francuskich zespołów do startu w europejskiej pucharach. Na europejskiej scenie – ładniej brzmi. O PSG się nie martwię – oni swoje zrobią, swoje zgarną. Piszą swoje, mam na myśli przynajmniej ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Ze zdziwieniem szczerze wymalowanym na twarzy odebrałbym inny rezultat w tej kwestii.
Martwię się jednak o pozostałe zespoły. Martwię się szczerze, bowiem punkty zdobywane w rankingach UEFA są nam (nam, kibicom L1) niezwykle potrzebne. Niedawno, kilka dni temu, do publicznej dyspozycji utworzono najnowszy współczynnik ligowy, pokazujący miejsce Francji wśród reszty. Tak jak zapowiadałem, przestały liczyć się punkty zdobyte za sezon 2009/10, czyli ten najbardziej obfitujący w sukces dla zespołów z Ligue 1. 15.000 punktów mocno podwyższało i tak niską ilość punktów zdobytą na przestrzeni pięciu lat przez francuskie zespoły. Bez nich, wynik jest jeszcze smutniejszy – Ligue 1, usytuowana na miejscu szóstym, wyprzedza rosyjską Ekstraklasę o niespełna 1.500 punktów, ilość zdolną do zniwelowania przez zaledwie jeden klub. Powiększył się za to dystans do włoskiej Serie A oraz portugalskiej Liga Sagres (kolejność nieprzypadkowa, włoski futbol w cieniu portugalskiego), wynoszący obecnie już ponad 10.000 oczek.
Co oznacza strata szóstej lokaty w rankingu UEFA, a tym samym przesunięcie się za najwyższą ligę w Rosji? Stratę jednego miejsca w europejskich pucharach. Dużo. Raz, że niebezpiecznie dla finansów jednego z klubów, bowiem nie od dziś wiadomo, że Europa równa się pieniądz, dwa – prestiż. Prestiż, malejący i tak z roku na roku.
To jest więc powodem, dla którego jestem i będę ostry wobec Guingamp. To było też powodem, dla którego kibicowałem ekipie Rennes w finale o Puchar Francji – wiedza, że ci drudzy się wzmocnią, mając konkretny plan na rozwój klubu, podczas gdy ci drudzy będą modlić się o zatrzymanie kluczowych zawodników, licząc każdy eurocent. Jonas Lossl, Larc Jacobsen, Maxime Baca oraz Sylvain Marveaux – zaskoczenie przyjemniejsze, niż się tego spodziewałem. Ci czterej wymienieni mogą być realnym wzmocnieniem kadry zespołu na ten sezon, podczas gdy trzon został zatrzymany. Nie odszedł żaden z kluczowych zawodników, jak Yatabare czy Kerbrat. To już sukces. Jonas Lossl to nazwisko niewiele mi mówiące, przyznam się bez bicia, jednak pozostała trójka już pozwala na delikatny uśmiech w kącikach ust – Larc Jacobsen to trzykrotny mistrz Danii z FC Kopenhagą, zdobywca Puchar Ligi Niemieckiej z Hamburgerem SV oraz wieloletni reprezentant defensywy kadry Danii (68 występów, 1 bramka). Tak, on się przyda. Maxime Baca stanowić będzie uzupełnienie linii defensywnej, a widząc jego obecność w wyjściowym składzie na Superpuchar Francji można się spodziewać częstych występów byłego zawodnika FC Lorient. Na koniec, najbardziej znany z całej czwórki – Sylvain Marveaux. Jeden z bohaterów Rennes, a także jedno z rozczarowań Newcastle. Z wysokiego A, w niskie C. Po nieudanym romansie z Premiership wraca do Ligue1, w której rozegrał przecież równo 100 spotkań w barwach klubu z Bretanii. Oczekiwania wobec niego są więc wielkie.
Guingamp, w przeciwieństwie do Saint-Etienne oraz Olympique Lyon, swoją przygodę z Ligą Europy zacznie od fazy grupowej, nie muszą się przepychać w eliminacyjnych znojach. Z jednej strony szkoda, przydałaby im się lekka rozgrzewka ze słabszymi zespołami, z drugiej strony, będą mieli czas na odpowiednie przygotowanie mentalne do rozgrywek.
Tego czasu nie dano ekipie Huberta Fourniera, nowego szkoleniowca Olympique Lyon. Oni zostali zmuszeni do przepychanek już od III fazy eliminacyjnej, a za rywala wylosowana została FK Mlada Boleslav. Na dzień dzisiejszy możemy być już spokojni o awans francuskiej drużyny do dalszej fazy – w pierwszym spotkaniu na wyjeździe pokonali swoich przeciwników aż 4:1, po bardzo dobrej grze i golach wychowanków (tylko!). Na szczęście, Lyon jest zespołem najbardziej utytułowanym ze wszystkich biorących udział w eliminacjach do Ligie Europy, ze współczynnikiem 97, 300, o niemal 2.000 wyprzedzając drugi w rankingu Inter Mediolan. Oznacza to, że przd IV fazą eliminacyjną zostaną rozstawieni, będą więc mogli spodziewać się łatwego rywala. Brak awansu do fazy grupowej będzie niedopuszczalnym zaniedbaniem, o którym nie chce nawet słyszeć prezes Aulas. Zresztą, po zeszłorocznych sukcesach w tych rozgrywkach i pechowym odpadnięciu w ćwierćfinale z mistrzem Włoch, Juventusem, kibice z Lyonu spodziewają się przynajmniej powtórzenia tego wyniku. Brak poważnych wzmocnień (Yattara, Rose oraz Jallet to raczej uzupełnienie składu, nie poważne wzmocnienie) nie będzie żadnym wytłumaczeniem.
Ostatnim zespołem stającym w szranki o Ligę Europy jest Saint-Etienne, zespół Christophe Galtiera. W przeciwieństwie do swoich rywali zza miedzy, OL, rozpoczną oni od IV fazy eliminacyjnej, jednak ponownie, w przeciwieństwie do klubu z Lyonu, nie będą rozstawieni. Niestety. A to oznacza możliwość wylosowania Tottenhamu, PSV czy wcześniej wspomnianego Interu, z którymi ciężko będzie ugrać awans. Obawiam się, że SE, tak jak to miało miejsce w zeszłym roku, zawiedzie swoich fanów. Obawiam się, że nie wywalczą awansu do fazy grupowej. Mam nadzieję, że się mylę. Oby.
O zaszczytną Ligę Mistrzów walczyć będą, oprócz mistrza Francji, Lille oraz AS Monaco. Ci pierwsi, od III fazy eliminacyjnej, ci drudzy, bezpośrednio w grupie. I przyznam, że z tą dwójką mam największy orzech do zgryzienia – tak jak w przypadku poprzednich zespołów mam ustabilizowany pogląd co do sukcesów na europejskiej arenie, tak nie za bardzo wiem, czego spodziewać się po wicemistrzu Francji oraz klubu z północy. Podopieczni Rene Girarda właśnie awansowali do IV rundy, ale co dalej? Dalej może być lament, bowiem Lille należy do grupy niemistrzowskiej (UEFA dzieli klub na grupy mistrzowską oraz niemistrzowską), a w dodatku do zespołów nierozstawionych, a więc z niższym współczynnikiem punktowym – oznacza to potencjalne starcie z Arsenalem czy choćby Napoli. Ściana – nie widzę bowiem większych szans, a nawet jeśli się uda, to potem może przyjść tylko rozczarowanie z tego powodu. Coś jak Marsylia w zeszłym sezonie.
Monaco. Potencjalni najwięksi rywale dla PSG, obrońcy tytułu. Jednak ostatnie prasowe doniesienia o możliwym wycofaniu się rosyjskiego kapitału z księstwa Monaco oraz sprzedaż James Rodrigueza, a także, niewykluczone, Falcao, nie wróżą nic dobrego. Środek obrony oparty na weteranach, linia pomocy z brakiem wyraźnych dowódców oraz niepewne jutro. Szanse wicemistrza Francji są w moim mniemaniu jak rzut monetą – jest 50% szans na wyjście z fazy grupowej i dostanie się do pucharowej. Czy to dużo? Pod koniec poprzedniego sezonu krzyczałbym, że mało, a klub zajdzie daleko. Dziś już nie jestem tego taki pewien.
JAKUB GOLAŃSKI
czytaj także na vivelaligue1.pl