Po wstydliwej porażce z Zawiszą Bydgoszcz 1:3 kibice Legii Warszawa jasno stwierdzili: „Chcemy nowego trenera”. Wcale mnie to nie dziwi. Mistrz Polski od jakiegoś już czasu gra zdecydowanie poniżej swoich możliwości. Do tego powoli zaczyna się trochę kompromitować. Ręką swojego szkoleniowca, który nie odciska piętna na drużynie. Jest, by być. W roli statysty odnajduje się znakomicie. Ale widoków na poprawę nie ma.
Legia ma zdecydowanie najsilniejszy i najliczniejszy skład kadry w tym kraju. I fakt, że ktoś ma kontuzję jest tutaj mało istotny. Mistrz Polski nie ma prawa usprawiedliwiać słabych występów tym, że nie ma w podstawowym składzie kilku graczy. Po to ten klub ma taki budżet, po to wydaje miliony na kontrakty zawodników, żeby właśnie w takich chwilach ci, którzy są zdrowi, pokazywali klasę. Nie muszą wygrywać wszystkiego, co się da. Nikt od nich tego nie wymaga. Wystarczy tylko, żeby zaprezentowali solidny poziom.
Siłą każdego trenera nie jest pobieraniem wynagrodzenia. Do tego nada się przeciętny Janusz. Chodzi o odciśnięcie swojego piętna na drużynie, zbudowanie teamu. To, co zrobił Adam Nawałka w Zabrzu. W nagrodę został selekcjonerem. To samo wcześniej zrobił Waldemar Fornalik w Chorzowie. Też prezent był z najwyższej półki. Inna sprawa, ze już za sterami kadry były szkoleniowiec niebieskich kompletnie sobie nie poradził. Zapłacił za to najwyższą cenę – utratą posady. Właśnie dlatego, że nie dodał do swojej potrawy odrobiny pieprzu.
Do Urbana nie potrafiłem się przekonać bardzo długo. U nas, na Śląsku, mówi się na takich „miękkie kluchy”. I choć niosło się, że w szatni bywa groźny, to nigdy nie potrafiłem zaobserwować tego magicznego dodatku na boisku. Legia – abstrahuję już od pierwszego okresu w tym klubie pod wodzą Urbana – wygrywa indywidualnościami. Kosecki zrobi rajd, Dwaliszwili ma dzień konia, innym razem trafią stoperzy. Ale nie ma schematu gry, organizacji. To wszystko polega na improwizacji. I gdy nikt nie potrafi się w danym meczu wybić, Legia umiera śmiercią naturalną. Trener z ławki jest bezradny, nie potrafi skutecznie interweniować, wpływać na postawę swoich podopiecznych. Legia przez półtorej roku pracy Urbana w Warszawie nie wypracowała charakterystycznego stylu. Jeśli ktoś Was zapyta jak gra Legia, to co odpowiecie? Pewnie nic, bo gra nijak.
Opiera się na swoich gwiazdach, które w polskich warunkach wystarczyły do mistrzostwa, teraz do liderowania, ale na tym ich możliwości się kończą. W Europie na dziewięć spotkań, wygrali tylko dwa – z amatorami z Walii. W LE nie strzelili nawet gola. To są jasne dowody na to, że drużyna pod okiem obecnego szkoleniowca się nie rozwija. Urbanowi nie można zarzucić braku chęci, niewielkich umiejętności, ale czegoś ewidentnie brakuje.
Kibice powoli się niecierpliwią i choć prezes warszawian, Bogusław Leśnodorski przekonuje o kredycie zaufania, to jednak podkreśla, że w Polsce lepszego trenera nie ma. No właśnie. Wróble coraz głośniej ćwierkają, że sternik legionistów od jakiegoś już czasu bacznie przygląda się rynkowi zagranicznemu i to stamtąd przywędruje do stolicy nowy szkoleniowiec. Termin? Mówi się o styczniu.
Jak dla mnie rozsądne wyjście z sytuacji. Dać czas Urbanowi do końca roku. Analizować, oglądać, dyskutować. Ale po ostatnim w tym roku spotkaniu należy podjąć decyzję. Legia ma europejski budżet, ale nie ma europejskiego trenera. Jeśli chce zrobić milowy krok naprzód, musi poważnie pomyśleć nad zmianami. Ktoś powie, że to głupota zwalniać osobę, która dała mistrza, awans do fazy grupowej LE i jest na czele polskiej ligi. Tych zasług trenerowi nikt nie odbiera. Pora odpowiedzieć sobie jednak na pytanie, czy kibice i działacze Legii wciąż chcą pozostać mistrzem własnego podwórka, czy może ich ambicje sięgają trochę wyżej? Przed Urbanem szklany sufit. Pod jego wodzą „Wojskowi” pewnej bariery nie przeskoczą. Jest strasznie pozytywnym człowiekiem, ale jako trener najlepszej polskiej drużyny nie przekonuje. Nie ma tego magicznego dotyku, szczypty przyprawy, która pozwoliłaby Legii wspiąć się na wyższy poziom.
KAMIL SZENDERA
Fot. Legia.net