Ulatowski: Niesamowity spokój Ancelottiego!

Ancelotti W ostatnich dniach temat finału Ligi Mistrzów nie schodził z ust sympatyków futbolu. Dlatego również ja – już po spotkaniu -  postanowiłem, że zabiorę głos w tej sprawie.

01-640x120 Ten finał był pierwszym meczem od dawna, którego nie chciałem, żeby skończył się w 90. minucie. Real Madryt swoją postawą od początku drugiej połowy zasłużył na to, żeby doprowadzić do dogrywki. Atletico od tego momentu praktycznie nie potrafiło wyprowadzić piłki poza połowę boiska, co przy tej klasie zespołu jest rzadkością. Nieważne komu kibicowałem przez cały mecz, ale czułem, że jestem za tą pogonią „Królewskich”. Byłem pod wrażeniem spokoju, jaki panował na twarzy Carlo Ancelottiego. Do ostatniej chwili nie wykonywał gwałtownych ruchów, nie stał przy linii i nie gestykulował, tylko spokojnie czekał na to co się wydarzy, i wierzył w powodzenie swojego planu.

CZYTAJ TAKŻE: Piłkarska sztuka wojny

Pierwszy impuls dał swojej drużynie dopiero wprowadzając ofensywnego Marcelo, który zastąpił defensywnego Fabio Coentrao. Nie bez znaczenia były również zmiany jakich dokonał w środku boiska wprowadzając Isco za Samiego Khedirę. Prócz tego, bardzo ważne było nastawienie i samo dążenie Realu do wygranej. Jak patrzyłem na siedzącego na trybunach Xabiego Alonso, to widać było, że bardzo chce być dzisiaj na boisku i oglądać mecz z innej perspektywy. To wszystko przyniosło szczęśliwy remis i zdecydowaną przewagę w dogrywce.

Końcowy wynik nie odzwierciedla jednak tego, co działo się na przestrzeni całego meczu. Ale taka jest piłka. Co byśmy nie mówili, to Atletico miało w 93. minucie zwycięstwo w kieszeni. Gdyby nie ten ostatni stały fragment gry Luki Modricia i bramka Sergio Ramosa, to dziś rozmawialibyśmy o Atletico, jako o wielkim klubie i jego wielkim sezonie. Piłka jednak kolejny raz napisała scenariusz, jakiego nikt się nie spodziewał. I to własnie za to jest tak podziwiana przez wszystkich.

CZYTAJ TAKŻE: Włodarczyk o Cisse, Pasieczny o scoutingu… Ciekawe wpisy naszych blogerów!

Na pewno to spotkanie wyglądałoby inaczej, gdyby nie błąd Diego Simeone, który wystawił w pierwszym składzie nie w pełni zdrowego Costę. Stracił go bardzo wcześnie, zresztą sam się do tego przyznał na konferencji prasowej. Ale popełniane błędów jest rzeczą ludzką i wszyscy trenerzy to robią, nawet na tak wysokim poziomie, w tak ważnych meczach. Dla samego Brazylijczyka z hiszpańskim paszportem było to prawdopodobnie ostatnie dziewięć minut w czerwono-białych barwach klubu z Madrytu. Ale można być pewnym, że pion sportowy znajdzie na jego miejsce godnego następcę. I to jest właśnie fenomen tego klubu – potrafi kreować świetnych napastników, a aby to udowodnić wystarczy przypomnieć choćby takie nazwiska jak Fernando Torres, Sergio Agüero, czy Radamel Falcao. Cieszyć może również, że sam Simeone, bez którego ostatnie sukcesy nie byłyby możliwe zapowiedział, że zostaje w klubie i chce dale pracować. Tak aby odegrać się na Realu w przyszłym sezonie.

RAFAŁ ULATOWSKI

Fot. Piotr Sadowski

01-640x120

Pin It