Klubowa piłka nożna na Ukrainie zawsze będzie słynąć ze znakomitych występów Dynama Kijów i Szachtara Donieck w Lidze Mistrzów. Symbol nowych czasów, Szachtar, przysłużył się Ukrainie, docierając do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, a wcześniej zdobywając Puchar UEFA. Dzisiaj tamtejsze kluby ratują się przed bankructwem. Wydaje się, że ocaleje tylko czwórka, która ostatnio awansowała do 1/16 finału LE, czyli Dynamo, Szachtar, Dnipro i Czornomorec. Arsenał Kijów już wycofał się z rozgrywek. Na kluby piłkarskie od Użhorodu po Ługańsk padł blady strach.
W chwili obecnej liga ukraińska jest jak Titanic. Orkiestra gra dalej, ale wygląda na to, że ocaleją tylko najbogatsi.
Arsenał pierwszą ofiarą
Nie jest prawdą, że kryzys finansowy w ukraińskiej piłce jest spowodowany tylko chaosem na tle politycznym. 29 października 2013 roku z rozgrywek ukraińskiej ekstraklasy wycofał się Arsenał Kijów. Prezes zespołu, Wiktor Hołowko, ogłosił bankructwo z powodu braku pieniędzy. Od klubu zawsze będącego w cieniu nieporównywalnie słynniejszego Dynama odwrócili się sponsorzy. Po porażce w 14. kolejce ligowej 0:3 z Tawriją Symferopol Ukrainę nastała smutna wiadomość, pierwszy sygnał kryzysu. Według przepisów, Arsenałowi anulowano wszystkie zdobyte punkty ze względu na fakt, że zespół nie rozegrał co najmniej połowy meczów w Premier-lidze. Metalurg Zaporoże i wcześniej wspomniana Tawrija Symferopol balansują na granicy wypłacalności. Nowym prezesem Arsenału został słynny na Ukrainie polityk, biznesmen i działacz sportowy, Oleksandr Onyszczenko. Jednak on ze swoim marnym, jak na warunki ukraińskie, majątkiem (37,7 mln dolarów wg. Forbesa) prezentuje się jak zwykła płotka w basenie pełnym wielorybów. Cel sprecyzowano jasno: Arsenał ma wrócić do rozgrywek o mistrzostwo Ukrainy już niebawem. Od przyszłego sezonu klub ma grać na trzecim poziomie rozgrywek. No, chyba że na zapleczu Premier-ligi się ktoś wycofa, a zespołów graniczących na skraju bankructwa nie brakuje. W drugiej lidze zamyka tabelę drugi zespół Dynama Kijów.
Właściciel Metalista uciekł z Charkowa
Coraz więcej niepokojących wieści pojawia się na temat podupadającego powoli Metalista Charków. Ze sponsorowania wycofuje się firma GazUkraina, a prezes Sergiej Kurczenko zbiegł i nie wiadomo gdzie jest. Podobno chciał uciec na Białoruś, ale tam go nie wpuszczono. Można tylko domniemywać, że Kurczenko, zwany „Księciem Charkowa”, wszak młody bogacz ma niespełna 29 lat, po prostu zniknął. Okoliczności w jakich wcześniejszy właściciel pozbył się swojego klubu, są bardzo dziwne. Otóż Oleksandr Jarosławski od zawsze uważany był za protegowanego Wiktora Juszczenki. Problemy zaczęły się, kiedy władze miasta miały wobec oligarchy coraz większe wymagania. Należy przypomnieć, że Jarosławski od 2005 roku zainwestował w klub około 440 mln euro. Dobrodziej pokrył także 30% budowy stadiony w Charkowie, który był jedną z aren EURO 2012. Zwieńczeniem kadencji Jarosławskiego był awans do ćwierćfinału Ligi Europy. Budżet klubu wynosił 35 mln dolarów. Kwestia sprzedaży owiana jest tajemnicą. Jeszcze kilka miesięcy przed EURO w reportażu Barbary Włodarczyk pt. „Jarosławski – król Charkowa” właściciel zarzekał się, że dla niego Metalist jest jak członek rodziny. Pod koniec roku Metalist był już pod rządami Sergieja Kurczenki. Nowy właściciel to udziałowiec w wielkim koncernie gazowniczym. Budżet zespołu zwiększył się do 45 mln dolarów, jednak większego efektu nie widać. Zespół za korupcję został wykluczony z kwalifikacji Ligi Mistrzów. Piłkarze już trzy miesiące nie dostają pensji. Niedługo piłkarze z trudem ściągnięci przez Jarosławskiego do Charkowa, będą mogli rozwiązać kontrakty. Trener Myron Markiewicz nie jest już szkoleniowcem zespołu, odszedł po dziewięciu latach. Tymczasowo posadę po Markiewiczu objął Igor Rachajew. Zespół będący w ścisłej czołówce tabeli ligi ukraińskiej może zakończyć sezon w środku tabeli. Kurczenko? Nie wiadomo, gdzie jest. Przyszłość klubu stoi pod znakiem zapytania, a Jarosławski odmawia pomocy. Jakoś trudno mu się dziwić. TUTAJ czytaj o dramatycznej sytuacji Metalista!
200 lat za Europą
Swego czasu ciekawe rzeczy o Ukrainie opowiadał Dalibor Stevanović, który miał okazję grać w Wołyniu Łuck. To właśnie stamtąd przyjechał Słoweniec, aby podpisać kontrakt ze Śląskiem Wrocław w zimie 2012 roku. Oto fragmenty wywiadu opublikowanego na łamach Przeglądu Sportowego 16 stycznia 2012 roku:
Pojechałem na Ukrainę w październiku, ale zostałem tylko do grudnia. Nie czułem się tam dobrze. Trochę z powodu miasta, ale trochę z powodu klubu, który pod wieloma względami działał jak drużyna amatorska. Jeśli jesteś piłkarzem klubu z Kijowa, Doniecka albo Charkowa, nie musisz się niczym przejmować. Ale w takim Łucku… Nie mam zastrzeżeń finansowych, w tym aspekcie było ok. Ale mniejsze miasta na Ukrainie to ciężkie miejsce do życia. Nawet nie sprowadziłem tam rodziny, bo nie byłem w stanie znaleźć odpowiedniego mieszkania…. Tam ludzie nie akceptują niczego z Zachodu, nawet jeśli to jest przydatne (…) Na przykład. Odkręcasz wodę, a ona zamiast lać się ze „słuchawki”, leje się we wszystkich kierunkach. Takich detali jest mnóstwo, które po dłuższym czasie zaczynają drażnić. Oni tam są 200 lat za Europą.
Dalibor Stevanović w wywiadzie dla „PS” 16 stycznia 2012
Oczywiście nie należy wszystkich słów brać w 100% na poważnie, bo Dalibor mógł być na przykład rozgoryczony tym, że w ogóle tam pojechał. Natomiast taka wypowiedź to nie jest odosobniony przypadek. Śmiemy twierdzić, że realia na peryferiach Ukrainy są typowo postkomunistyczne. Wie coś o tym David Odonkor, dla którego Zakarpatia Użhorod był ostatnim klubem w karierze. TUTAJ czytaj o drodze na dno Davida Odonkora!
Lwów wypada z czołówki
Co słychać w byłym klubie m.in. Semira Stilicia? Nic dobrego. Od jakiegoś czasu właściciel i jednocześnie prezes klubu, Petro Dyminski, boryka się z problemami finansowymi. Okres prosperity przypadł na lata 2008-2011, wtedy klub z zachodniej części Ukrainy dwukrotnie uplasował się na piątym miejscu w tabeli. Po awansie do fazy grupowej Ligi Europy rozochocony właściciel postanowił głębiej sięgnąć do kieszeni. Największą gwiazdą klubu stał się, ściągnięty z Rayo Vallecano, Borja Gomez. Potem na łamach hiszpańskiej prasy stwierdził, że transfer do Karpat to największy błąd w jego dotychczasowej karierze. Obecnie piłkarz Hercules Alicante nie ukrywał, że na transfer do Lwowa skusiły go ogromne pieniądze. Gomez przez sezon spędzony na Ukrainie zarobił dwa razy więcej niż mógł dostać w słabszych klubach w Hiszpanii. O Karpatach żaden były piłkarz klubu nie wypowiada się w superlatywach. Piłkarze skuszeni europejskimi perspektywami i dużymi pieniędzmi rozwiązywali kontrakty. Po blamażu w fazie grupowej Ligi Europy (jeden punkt, 15 straconych bramek) zespół zaczął sobie bardzo słabo radzić w lidze. Dwa razy z rzędu Karpaty Lwów zajęły 14. miejsce, z trudem unikając relegacji. Ofiarą bałaganu w klubie padł Polak, Jakub Tosik. Media przez długi czas żyły jego wypowiedziami na temat tego, co spotkało go na Ukrainie. Semir Stilić też określa transfer na Ukrainę jako błąd.
W Kijowie zaciskają pasa
W lecie 2013 roku jednym z największych „rekinów” okienka transferowego byli działacze Dynama Kijów. Wydane 44 mln euro zrobiły wrażenie na całym kontynencie. Wiadomo było od zawsze, że Ukraina pieniędzmi stoi. Transferowy atak to pokłosie słabego sezonu 2012/2013 i oddanie wicemistrzostwa kraju Metalistowi. Charkowian ostatecznie wykluczono z kwalifikacji Ligi Mistrzów, a uznany klub ze stolicy musiał pożegnać się z Ligą Europy już w 1/16 finału LE. Nie wszyscy zawodnicy się sprawdzili. Najlepiej w Kijowie zaadaptował się Aleksandar Dragović, czyli ostoja defensywy chluby Ukrainy. Po grze Jeremaine Lensa spodziewano się znacznie więcej. Aż sześć razy wchodził z ławki rezerwowych w lidze ukraińskiej, uzbierał tylko siedem bramek. Rozczarowaniem okazał się transfer Younessa Belhandy. Zamiast z gwiazdą ligi, mamy do czynienia z człowiekiem bardzo zagubionym. Jednak problem Marokańczyka to nic w porównaniu z przypadkiem Benoita Tremoulinasa, który w Kijowie nawet nie przebił się na dobre do składu i został wypożyczony za milion euro do St. Etienne. Za to Dieumerci Mbokani z miejsca stał się gwiazdą ligi.
Nad Dynamem Kijów należy się pochylić. Z zapowiadanej walki z Szachtarem Donieck o dominację na Ukrainie praktycznie nic nie wyszło. Przypomnijmy, że chodzi tu o najbardziej zasłużony w Europie klub ze Wschodu, półfinalistę Ligi Mistrzów. Ostatnio Dynamo musiało grać na Cyprze z Valencią w LE i przegrało 0:2. Prawda jest taka, że piłkarze zespołu czują niepokój i z całą pewnością mają prawo czuć, skoro dosłownie dwie przecznice od Stadionu Olimpijskiego dzieją się sceny, jakie trudno sobie wyobrazić. W świat poszła informacja, że w Kijowie dzieje się źle. Od tej pory trudno będzie znaleźć obcokrajowców, którzy będą chcieli podpisać kontrakt. Tym bardziej że finanse klubu też nie stoją zbyt korzystnie. W zimowym okienku transferowym nie ściągnięto nikogo, gdyż w stolicy postanowili poczekać na rozwój sytuacji. Nie od dziś wiadomo, że Surkisowie są uzależnieni od władzy i na odwrót. W sierpniu zespół prowadzony przez Olega Błochina przegrał Wielkie Derby Ukrainy z Szachtarem Donieck. Przewaga „Górników” zarysowała się od początku meczu. (patrz filmik poniżej) Wynik 1:3 przyjęto jako sromotną klęskę. Mimo wszystko marka Dynama Kijów obroni się sama. Tymczasem rywal zza miedzy zbankrutował.
Dnipro Dniepropietrowsk rośnie w siłę
Kryzys ani trochę nie dotyka drużyny prowadzonej przez słynnego Juande Ramosa. Prezes klubu, Igor Kołomojski, odmówił sprzedaży Jewhena Konopljanki do Liverpoolu, choć The Reds, według różnych źródeł, proponowali 25 mln euro. Ostatnie dni stycznia na Ukrainie spędzili działacze LFC, ale od Kołomojskiego w ostatniej chwili usłyszeli stanowcze „nie” i z transferu nici. To czytelny sygnał, że z Dniprem należy się liczyć, a pieniądze nie mają znaczenia w obliczu ogromnych ambicji. Problemy Dynama i Metalista mogą sprawić, że Dnipro Dniepropietrowsk wywalczy prawo do udziału w kwalifikacjach Ligi Mistrzów.
Szachtar Donieck dalej potęgą
Na Ukrainie jest jeden klub, który wobec zaistniałej sytuacji ma się całkiem dobrze, ale to nic dziwnego. Na Szachtara pieniądze łoży człowiek, którego majątek według tygodnika Korespondent jest wart 31 mld dolarów. To właśnie Rinat Achmetow jest głównym właścicielem całego Donieckiego Zagłębia Węglowego, więc, tak czy inaczej, jego interesom grozi bardzo niewiele ze względu na potężną rezerwę kapitałową, która, na jego szczęście, nie jest skupiona tylko na Ukrainie. Klub trzyma z daleka swoje brazylijskie gwiazdy od politycznych przepychanek. Podobno w lecie Szachtar Donieck szykuje ofensywę transferową, która ma uchronić zespół od tak słabego wyniku, jaki miał miejsce w tym sezonie. Pomarańczowo-czarni nie wyszli z grupy Ligi Mistrzów, dając się wyprzedzić Bayerowi Leverkusen. W 1/16 finału LE finansowego potentata sensacyjnie wyeliminowało Pilzno, choć Ukraińcy i tak mieli wielką przewagę optyczną. Szachtar stwarza zagrożenie dla ligi ukraińskiej. Już teraz można powiedzieć, że od dawna dominuje w kraju. Zaistniała sytuacja może sprawić, że na szczycie będziemy mieli do czynienia z istnym despotyzmem. Metalist Charków już się nie liczy.
Doskonale zdajemy sobie sprawę, że piłka nożna w tej chwili to ostatnia rzecz, którą żyje społeczeństwo. MSW zawiesiło inaugurację rundy wiosennej. Mamy nadzieję, że sytuacja szybko się uspokoi. Abyśmy znowu mogli oglądać tak znakomite mecze, jak ostatnie Derby Ukrainy.
CZYTAJ TAKŻE: Stadionowa rewolucja na Ukrainie