Gdy za sprawą Davida Deina, nikomu nieznany francuski menedżer, przybywał do Londynu z Kraju Kwitnącej Wiśni, by objąć jeden z największych klubów w historii angielskiego futbolu, nikt nie spodziewał się, że będzie to początek rewolucji w tamtejszym futbolu. Arsene Who – jak określały go niechętnie nastawiane wtedy do cudzoziemców angielskie brukowce – odmienił Premier League i na stałe zapisał się w historii futbolu. W miniony weekend Wenger poprowadził Arsenal po raz tysięczny.
Innowator
W czym tkwiła przewaga Wengera nad resztą stawki? W tym, że nie bał się, z godną pochwały upartością, wprowadzać swoich pomysłów w życie. Po pierwsze – sesje treningowe stały się krótsze niż za George’a Grahama, więcej było rozgrzewki, czyli rozciągania i joggingu, które miały zapobiec kontuzjom. Po drugie – francuski trener wpajał swoim piłkarzom potrzebę zdrowego żywienia, tłumacząc im, że jaki sens ma praca przez cały tydzień, skoro można ją poprzez złe przygotowanie w dniu meczu zmarnować. Po trzecie – Wenger dał początek sprowadzaniu graczy z zagranicy, sięgając hurtowo po znanych mu z Ligue 1 zawodników, jak Nicolas Anelka (którego potem sprzedał z wielkim zyskiem), Thierry Henry, czy Patrick Vieira. Po czwarte -zawodnicy uwierzyli w pełni w jego wizję futbolu, a w zespole zostali ci, którzy nie bali się ciężko pracować. Wystarczyły dwa lata pod wodzą Wengera, by Arsenal sięgnął po tytuł mistrza kraju.
Niezwyciężeni
Ale to nie ze względu na wprowadzone innowacje Arsene Wenger zostanie zapamiętany. 49 meczów bez porażki to rekord, do którego prędko nie zbliży się żaden z zespołów Premier League. Kiedyś mistrzostwo bez porażki zdobyło Preston North End, ale było to dawno, dawno temu, pod koniec XIX wieku, gdy w lidze grało jedynie 12 zespołów. Arsenal pod wodzą Wengera dokonał tego w kampanii 2003/2004. 26 zwycięstw, 12 remisów, 90 punktów, korona króla strzelców dla Henry’ego. Styl gry bliski ideału, liderzy na boisku, którzy potrafili jednym czynem odmienić losu meczu. Arsenal to zespół, dla którego od 1996 roku mimo wielu zmian, warto było, jest i będzie oglądać angielską ligę, ale który niestety nie potrafił osiągnąć niczego w Europie, o czym najlepiej świadczą przegrane finały: Pucharu UEFA z Galatasaray i Ligi Mistrzów z Barceloną.
Lata posuchy
To, co kiedyś dawało Wengerowi przewagę, w końcu stało się chlebem powszednim. Każdy klub zaczął zatrudniać specjalistów, -począwszy od psychologów, kończąc na dietetykach. Każdy klub zaczął dysponować siatką skautów. W końcu pojawili się rosyjscy i arabscy sponsorzy, którym Arsenal na giełdzie transferowej nie mógł się przeciwstawić z powodu dużych wydatków związanych z budową Emirates Stadium. Co gorsza – rynek francuski, z którego kiedyś pełnymi garściami czerpał Wenger, stał się miejscem, z którego efektywniej w tym momencie potrafi skorzystać choćby ligowy średniak, Newcastle United.
Przez lata Wenger nie potrafi sięgnąć po trofeum, nawet gdy w pamiętnym finale Pucharu Ligi z Birmingham było ono na wyciągnięcie ręki. Z zespołu odchodzili najlepsi zawodnicy, czy to z powodu wieku, czy to z powodu pogoni za sukcesami i dużymi pieniędzmi, a ściągani w ich miejsce gracze nie spełniali pokładanych nadziei. Wszystko zmieniło się, gdy deficyt budżetowy został zlikwidowany. Cazorla, Podolski, Giroud, Özil czy reszta starszych graczy, to piłkarze doświadczeni, o określonej jasno klasie, w przypadku których nie trzeba czekać na eksplozję talentu. Nagle chłopcy stali się mężczyznami i są blisko pierwszego od lat pucharu.
Francuz ma 64 lata i nic nie wskazuje na to, żeby śpieszył się z odejściem na emeryturę. On cały czas chce być dla swoich zawodników przewodnikiem prowadzącym ich w jasno określonym kierunku – by grać i wygrywać pięknie. On w przeciwieństwie do Mourinho, czy Fergusona, czyli swoich największych rywali, nie nauczył drużyny zwyciężania w najważniejszych, najtrudniejszych spotkaniach, w brzydki dla oka sposób. Zwyciężenie w takich meczach jest dla Arsenalu możliwe tylko wówczas, gdy zawodnicy zbliżą się do perfekcji. Tak było rok temu w Monachium, tak było w tym sezonie na Emirates z Liverpoolem, tak było w czasach, gdy niepodzielnie rządzili „Niezwyciężeni”.
I choć w starciu numer 1000, przeciwko Chelsea, Arsenal rzucił biały ręcznik, zanim mecz rozkręcił się na dobre, to kibice nadal ufają Wengerowi. Wiedzą o tym, że Francuz jest jednostką wybitną. Mimo licznych burz i nawałnic, potrafił w każdym sezonie poprowadzić swój zespół do miejsca w TOP4. Teraz będzie tak samo. A jeśli Kanonierzy zdobędą w tym sezonie upragnione trofeum, to nawet hokejowe porażki z czołowymi zespołami na wyjazdach znikną w cieniu historii. Najważniejsze będzie, że zatrzyma się licznik, na którym widnieje w tym momencie: 8 lat, 10 miesięcy, 3 dni.
Liczby Wengera:
1000 meczów
572 zwycięstwa
235 remisów
193 porażki
1846 bramek strzelonych
967 bramek straconych
101 czerwonych kartek
3 mistrzostwa kraju (1997/98, 2001/02, 2003/04)
4 Puchary Anglii (1997/98, 2001/02, 2002/03, 2004/05)
4 Tarcze Wspólnoty (1998, 1999, 2002, 2004)
TOMASZ MILESZYK
fot. arsenal.com