Był 23 lutego 2005 roku. Na Camp Nou Barcelona pokonała 2:1 prowadzoną przez Mourinho Chelsea. Ten zaś na pomeczowej konferencji zaatakował w swoim stylu według niego jednostkę, która zadecydowała o obliczu meczu, szwedzkiego sędziego Andersa Friska.
***
Według słów słynnego Portugalczyka Frisk zaprosił trenującego wówczas Dumę Katalonii, Franka Rijkaarda do swego pokoju w trakcie przerwy meczu, co miało być naruszeniem obowiązujących w UEFA reguł. Wydawało się, że Mourinho nic więcej nie powie, ale postanowił posunąć się jeszcze dalej. Według niego owocem tego spotkania było wyrzucenie na początku drugiej połowy z boiska Didiera Drogby.
Wypowiedź Mourinho była kamieniem, który wywołał lawinę w życiu szwedzkiego sędziego. Po tamtym spotkaniu Frisk otrzymał niezliczoną ilość listów z pogróżkami. Obawiając się o siebie i swoją rodzinę postanowił definitywnie rozstać się z futbolem. Z biegiem czasu okazało się, że po pierwsze to Rijkaard rozpoczął rozmowę na temat meczu, a po drugie do niczego nie doszło bo Frisk zakończył rozmowę w prostych, niepotrzebujących tłumaczenia słowach.
To nie jest miejsce, ani czas by rozmawiać o spotkaniu.
Jak to w życiu bywa prawda została ujawniona za późno. Frisk podjął już swoją decyzję i mimo starań UEFA nie zdecydował się na powrót do futbolu. Historię szwedzkiego sędziego to przestroga dla każdego człowieka tworzącego świat piłki nożnej od osób tworzących największe kluby poprzez ludzi pragnących jedynie zrealizować choć minimalnie swe pragnienie o zawodniczej karierze po nas, szarych kibiców z dystansu patrzących na futbol. ( TUTAJ czytaj o charakterze w futbolu).
Sędzia to bez wątpienia najbardziej niewdzięczny zawód. Tworzący tę społeczność ludzie poświęcają swój wolny czas w celu doskonalenia swych umiejętności, nie raz łącząc równolegle dwie kariery. Wspomniany Frisk z zawodu jest agentem ubezpieczeniowym, Howard Webb jest policjantem w stopniu sierżanta, a Marcin Borski przez lata pracował w wielu instytucjach rynku kapitałowego. Przykładów można by mnożyć w nieskończoność. Podczas meczu muszą podejmować często bardzo trudne decyzje, być przygotowanym pod względem fizycznym nie gorzej niż piłkarze, pozostawać skoncentrowanym przez cały okres trwania spotkania, być ostoją spokoju, bo im kierować emocjami się nie wypada.
A co otrzymują w zamian? Są traktowani jako zło konieczne, muszą cały czas wysłuchiwać komentarzy dotyczących swej pracy zarówno ze strony zawodników, kibiców i klubowego personelu. Gdy szuka się niepowodzeń swego zespołu często wzrok fanów pada na sędziów. Bo to na nich najłatwiej wylać wiadro pomyj, bo przecież nie biorą udziału w konferencjach, nie są postaciami medialnymi, a przede wszystkim są ludźmi. Ludźmi popełniającymi błędy, tak jak wszyscy, tylko że w ich przypadku są to pomyłki z puli niewybaczalnych. Uniknąć tego nie sposób.
W Anglii kibice narzekają, bo sędziom mimo wsparcia swego zespołu zdarza się popełnić błąd wynikający często z wysokiej intensywności i szybkości gry, we Włoszech w świetle afery Calciopoli każda nieprawidłowa decyzja traktowana jest jako przejaw korupcji, a w Hiszpanii wszyscy bez wyjątku narzekają na rozjemców Gran Derbi, którym nie raz trudno wytrzymać presję związaną z byciem w centrum obserwowanych na całym świecie wydarzeń. Narzekamy na sędziów, a zapominamy o najważniejszym. Spojrzeniu na nich przez odpowiedni pryzmat. ( TUTAJ czytaj o najdziwniejszej kontuzji w historii futbolu).
Sędzia, jak każdy człowiek nie jest istotą idealną. Błędy, które im się zdarzają wynikają z ludzkich niedoskonałości, których nie sposób w 100% wyeliminować. Zamiast doceniać ich ciężką pracę, my ją deprecjonujemy. Stawiamy ich w złym świetle, bo często tak nam jest łatwiej pogodzić się z sytuacją naszego ukochanego klubu. Nie dziwne więc, że czołowymi sędziami są charyzmatyczni, odporni psychicznie, pełni wiary w swoje umiejętności fachowcy. Wszystko i tak sprowadza się do tego, czy uda im się uzyskać szacunek zawodników i trenerów. Bez tego ścieżką, którą wybrali jest wręcz niemożliwa do przejścia. My, kibice możemy im pomóc w jeden sposób. Zaakceptować ich słabości.
TOMASZ MILESZYK
fot. dailymail.co.uk