Jeżeli przed rozpoczęciem rundy jesiennej tego sezonu liczyliśmy, że któryś z piłkarzy Legii potwierdzi swoje umiejętności i na dłużej zadomowi się w reprezentacji Polski, to kimś takim na pewno miał być Jakub Kosecki. Niestety, skrzydłowy mistrzów Polski okazał się chyba największym rozczarowaniem jesieni w ekstraklasie, i bynajmniej nie tylko z powodu prześladujących go w tym czasie kontuzji.
W ubiegłym sezonie – 9 goli i dziewięć asyst w lidze. Wielu mówiło o nim, jako o kluczowej postaci Legii w drodze do mistrzowskiego tytułu. Kosecki, po powrocie z wypożyczenia do Lechii, odżył pod wodzą Jana Urbana i szturmem podbił ekstraklasę. Wówczas postrzegano go raczej w roli jeźdźca bez głowy, gościa z dynamitem w nodze, ale surowego technicznie. Taki układ Koseckiemu pasował, często nabierał on bowiem obrońców rywali na ten sam patent i zdobywał dla Legii cenne punkty, jak np. w meczu z Widzewem.
Ale już wiosną „Kosa” spisywał się słabiej niż jesienią. Jego statystyki osłabły, w kadrze dał się poznać tylko od „dupy strony”, ale mimo tego, po zakończeniu sezonu wciąż mówiło się o nim jako o odkryciu. Niektórzy wypychali go za granicę, najlepiej na zachód, by tam rozwijał się szybciej niż w Polsce. Maciej Murawski powiedział nawet, że gdyby Kuba grał w Barcelonie zamiast Pedro, nikt nie zauważyłby różnicy. Całe szczęście, Kosecki jednak nie trafił ani do Barcelony, ani do Atletico, ani nigdzie indziej, bo coś mi się wydaje, że teraz mógłby wymieniać smsy z Rafałem Wolskim czy Grzegorzem Sandomierskim. Z trybun, a w najlepszym wypadku z ławki rezerwowych nowego klubu.
Jak było jesienią – chyba każdy z nas wie. W dziewięciu występach zero goli i zero asyst w lidze. Obrońcy ekstraklasy chyba w końcu zorientowali się, że do czynienia mają ze schematycznym zawodnikiem, który pędzi przy linii bocznej próbując minąć rywala prostym zwodem, a gdy ten okazuje się sprytniejszy, „Kosa” kopie piłkę po ziemi w pole karne lub wiesza się na przeciwniku w nadziei na uratowanie akcji. Kuba bazuje zwłaszcza na szybkości, a gdy trzeba poprowadzić piłkę, odpowiednio ją skleić lub zagrać dokładnie na jeden kontakt - ups, wtedy już jest problem. Kosecki jest więc piłkarzem doskonale nadającym się na grę z kontry, a słabiej wygląda w ataku pozycyjnym – który przecież preferuje Legia, i tu może tkwić problem.
W czasie ostatnich miesięcy Kuba Kosecki, mimo słabej formy i kontuzji pojawiał się w polskich tabloidach, ale niestety, częściej w dziale rozrywka, niż sport. Czy wiosną uda mu się znów stać pierwszą siłą napędową Legii? Co prawda o 23-latku nie można już mówić jako o młodym talencie, ale piłkarz w tym wieku wciąż jest w stanie podnosić swoje umiejętności. „Kosa” cały czas może stać się dobrym piłkarzem, ale musi nad sobą ciężko pracować. W dyspozycji z jesieni, o grze w reprezentacji - nie mówiąc już o transferze za granicę – może bowiem tylko pomarzyć.
WIKTOR DYNDA
Fot. Legionisci.com