To nie był zwykły mecz. To było wielkie show z wypełnionymi po brzegi trybunami i wielkimi gladiatorami na zielonej murawie, którzy stworzyli coś niepowtarzalnego i tak naprawdę nieważne czy Barca, czy Real – oni i tak są dla nas wielkimi bohaterami. Czapki z głów!
Real Madryt – FC Barcelona 3:4 (2:2)
0:1
-
Iniesta 7′
1:1
-
Benzema 20′
2:1
-
Benzema 24′
2:2
-
Messi 42′
3:2
-
Ronaldo 55′
3:3
-
Messi 65′
3:4
-
Messi 84′
***
Chyba wszyscy przed meczem liczyli na festiwal bramkowy, ale raczej mało kto zakładał, że o kolejne gole będą dbali… obrońcy. Defensywa Realu od początku spotkania zostawiała Katalończykom mnóstwo miejsca i popełniała błędy w kryciu, co nie umknęło uwadze Leo Messiego, który najpierw zaliczył asystę przy bramce Iniesty, a chwilę później sam znalazł się w znakomitej sytuacji, by podwyższyć wynik. Jako że Gran Derbi to pojedynek na wszelkich płaszczyznach, obrona Barcelony postanowiła zdystansować swoich odpowiedników z Madrytu i pokazać, jak naprawdę nie należy grać w piłkę – Victor Valdes raz jeszcze wybił z głowy niedowiarków myśli o tym jakoby miał być najlepszy na świecie, a Javier Mascherano powtórzył wyczyn Grzegorza Wojtkowiaka z Kijowa, dzięki czemu z dwóch bramek na koncie mógł cieszyć się Karim Benzema.
Real był zespołem zdecydowanie groźniejszym w pierwszej połowie, głównie dzięki znakomitej dyspozycji Angela Di Marii, który sam stworzył cztery stuprocentowe okazje francuskiemu napastnikowi, na którym skumulowały się wszystkie szanse „Królewskich”. Argentyńczyka można było powstrzymać tylko uciekając się do faulów, ale ostatnie słowo przed gwizdkiem sędziego należało jednak do jego rodaka. Messi po ładnej klepce z Neymarem zdobył wyrównującego gola i uciszył świętujące mistrzostwo Hiszpanii Bernabeu.
Na początku drugiej części spotkania na chwilę przypomniał o sobie niewidoczny tego wieczoru Cristiano Ronaldo. Najlepszy piłkarz świata minionego roku został sfaulowany przez Daniego Alvesa, po czym osobiście wykorzystał rzut karny, którego w ogóle nie powinno być, gdyż Brazylijczyk, owszem, faulował, ale gołym okiem widać było, że jeszcze przed linią pola karnego. Los oddał Barcelonie sprawiedliwość niespełna dziesięć minut później, gdy idiotyczną czerwoną kartkę i rzut karny sprokurował Ramos. Skutecznym egzekutorem został oczywiście Messi.
Osłabiony Real nie był w stanie stworzyć kolejnych sytuacji pod bramką Valdesa, ale potrafił dość długo stawiać opór dochodzącej coraz śmielej do głosu Barcelonie. Trzeci rzut karny w tym klasyku, podyktowany po faulu na grającym kapitalne zawody Inieście wykorzystał niewysoki Argentyńczyk, zdobywając hat-tricka i zapewniając Dumie Katalonii jakże cenne trzy punkty. To było kapitalne spotkanie, do którego opisania brakuje w języku polskim epitetów. Ale czy można się temu dziwić?