Tito – zwycięzca

– Wygraliśmy ligę z imponującą liczbą stu punktów, teraz będziemy próbować by ta setka pękła. Chcemy się poprawiać jako półfinaliści Ligi Mistrzów i Pucharu Króla. Moje dzieci są dumne, że ich ojciec trenuje Barçę. Każda chwila na ławce trenerskiej jest dla mnie radością – te słowa Tito Vilanova wypowiedział na swojej konferencji prasowe kilka dni temu. Wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał, że za kilka dni w tej samej sali, Sandro Rosell zakomunikuje światu, że Tito nie będzie mógł poprowadzić Barcy.

– Jestem tutaj, by przekazać wiadomość, której nigdy w życiu nie chciałbym przekazywać. Kolejny nawrót choroby Tito sprawił, że nasz trener musi poddać się leczeniu, które uniemożliwi mu prowadzenie pierwszej drużyny Barcelony. To jeden z najgorszych dni w moim życiu – tymi słowami, łamiącym się głosem, Sandro Rosell, prezydent Barcelony, przekazał informację o kolejnym nawrocie choroby Vilanovy.

Początek

Nieco ponad rok temu prezydent Barcy z uśmiechem na ustach prezentował Vilanovę jako następcę Pepa Guardioli na stanowisku trenera Blaugrany. Wtedy piłkarski świat zadawał sobie pytanie czy urodzony w Bellcaire szkoleniowiec będzie w stanie poprowadzić zespół, który w ciągu ostatnich kilku lat wygrał właściwie wszystko. Wątpliwości mieli chyba wszyscy, oprócz dwóch osób. Rosella i Guardioli. – Tito, to osoba, która posiada wszystkie cechy, które powinien mieć szkoleniowiec Barcelony. Jestem pewny, że sobie poradzi – mówił wtedy o swoim następcy Pep.

I radził sobie. Początek w nowym klubie miał wyśmienity. Mimo problemów kadrowych, szczególnie w formacji defensywnej, Vilanova świetnie rozpoczął sezon i właściwie w październiku było wiadome, że prowadzony przez niego zespół odzyska tytuł mistrza Hiszpanii, który rok wcześniej trafił do Madrytu. I kiedy wszystko zaczynało się układać, obrońcy zdrowieć, a Barcelona grać futbol tak efektowny, jak w sezonie 2008/09 kiedy wygrała sześć trofeów, to w grudniu 2012 roku piłkarski świat – podobnie jak teraz – na chwilę się zatrzymał. – Nawrót choroby Tito sprawił, że znów musi poddać się operacji. Przez czas, w którym nie będzie go z nami, obowiązki pierwszego trenera będzie pełnił asystent Vilanovy, Jordi Roura – poinformował klub.

Ostatni mecz przed wylotem do Stanów, w którym Tito poprowadził Barcę, to wyjazdowe spotkanie z Malagą, rozegrane 13.01.2013 roku i wygrane przez Barcelonę 3:1. Sześć dni później, już z Jordim Rourą na ławce, Duma Katalonii doznała pierwszej ligowej porażki w sezonie. Przegrana w dramatycznych okolicznościach z Sociedad była pierwszym symptomem słabszej formy katalońskiej drużyny.

Przez ponad dwa miesiące Tito przebywał w Nowym Jorku, gdzie przechodził specjalistyczną terapię. Po powrocie do stolicy Katalonii był nieco innym człowiekiem. Nadal sympatyczny, nadal spokojny, uśmiechnięty, ale gdzieś w oku brakowało tego błysku. Widać było, że to, przez co przeszedł, odcisnęło na nim ogromne piętno.

Trudno się zresztą dziwić.

Błysk było za to widać kilka tygodni temu, kiedy z zapałem opowiadał o swoich planach na zbliżający się sezon. O tym, że chce odbudować nieco zachwianą potęgę Barcelony i wrócić z nią na szczyt.

Niestety, nie zrobi tego. Przynajmniej nie w tym sezonie.

Cały świat wspiera Tito

Wiadomość o tym, że Vilanova nie poprowadzi Barcelony w zbliżających się rozgrywkach pojawiła się wczoraj w godzinach popołudniowych. Najpierw podały ją barcelońskie gazety, potem ogłoszono specjalną konferencję prasową, a później odwołano wieczorny trening FCB. Wszystko składało się w logiczną całość, ale u każdego gdzieś z tyłu głowy czaiła się myśl, że może to tylko plotka i  Tito jest zdrowy. Że poprowadzi Barcę.

O 20.30 oczy całego piłkarskiego świata skierowane były na Barcelonę, gdzie wyraźnie roztrzęsiony Sandro Rosell przekazał światu fatalne wieści. Na sali zapadła cisza, piłkarze spuścili głowy, a dziennikarze ze zrozumieniem przyjęli prośbę o nie zadawanie pytań. Po krótkim przemówieniu Rosella sala opustoszała w ciągu kilku minut, a atmosferę przygnębienia jaka tam panowała dało się wyczuć nawet oglądając relację na youtube.

Od razu ze wszystkich stron zaczęły spływać życzenia szybkiego powrotu do zdrowia. Nagle zatarły się wszystkie podziały. Tak normalnie, po ludzku, cała piłkarska społeczność życzyła szybkiego powrotu do zdrowia trenerowi Barcelony.

Trenerowi, który już dwukrotnie z chorobą wygrał. Teraz wszyscy ściskają kciuki by pokonał ją po raz trzeci. Ostatni.

Co to oznacza dla Barcy?

Nowego szkoleniowca Barcelony poznamy na początku przyszłego tygodnia. Kto nim będzie? W hiszpańskiej prasie przewija się kilka kandydatur. Najpoważniejsza to Luis Enrique, legenda klubu. Zatrudnienie akurat jego byłoby logicznym przedłużeniem trendu, który Barca zapoczątkowała w 2008 roku, kiedy drużynę przejął Pep Guardiola.

Jeżeli rzeczywiście Enrique zostałby trenerem Dumy Katalonii, to w grze tego klubu niewiele by się zmieniło. To jest osoba, która zna klub od podszewki i wie, czym jest filozofia Barcelony.

W innym przypadku, to przejście z Tito na nowego szkoleniowca może być bardziej bolesne. Co wcale nie oznacza, że Duma Katalonii w nowym sezonie będzie grała słabo. Jeżeli do Barcelony zostanie sprowadzony środkowy obrońca, to kadra jaką będzie dysponować sztab szkoleniowy Blaugrany będzie na tyle silna, że spokojnie będzie można myśleć o zdobywaniu wszystkich trofeów.

Odejście Tito Vilanovy, to dla Barcelony olbrzymi cios, ale tak wielki klub musi iść dalej. Zdaje sobie z tego sprawę Sandro Rosell, który na zakończenie wczorajszej feralnej konferencji prasowej, próbował pocieszyć wszystkich cules. – To ciężki dzień w historii klubu. Ale Barca już nie raz przechodziła kryzys i zawsze wychodziła z niego mocniejsza. Nie inaczej będzie tym razem – powiedział prezydent Barcy.

ŁUKASZ GRABOWSKI

Pin It