Sezon 2005/2006. Juventus Turyn cieszył się z kolejnego zdobytego tytułu mistrza Włoch, ale.. radość nie trwała długo. Na jaw wyszła afera z przekupionymi sędziami, dzięki którym sami zainteresowani mieli dostawać „darmowe punkty”. Wyrok był oczywisty – odebranie tytułu z sezonu 04/05 i 05/06 oraz degradacja drużyny do Serie B. Szok kibiców i natychmiastowa ucieczka takich gwiazd, jak Ibrahimovic, czy Thuram. Zostali nieliczni, z grającym do dzisiaj Buffonem na czele. Początkowo „Juve” miało rozpocząć rozgrywki z ujemnym dorobkiem 30 punktów, jednak po dłuższych rozmowach licznik zatrzymał się na liczbie 9, a właściwie -9.
***
Nokaut nie oznaczał jednak końca „Starej Damy”. Kolejne dwa sezony to odpowiednio: 3 i 2 miejsce w lidze. Nikt nie spodziewał się, że Juventus praktycznie od razu dołączy do czołówki, której kiedyś dublował, a tym bardziej, że będzie uczestniczył w Lidze Mistrzów. Zgodnie z przysłowiem – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Skoro pojawiła się już LM, to warto by było w niej coś ugrać. Niestety, Włosi szybko kończyli swój udział w gronie najlepszych drużyn Europy.
Trzecie i drugie miejsce w ostatnich sezonach, przekaz był jasny – w sezonie 2009/2010 gramy o mistrza. Roszady na ławce trenerskiej, słaba postawa zawodników. To były główne przyczyny zajęcia przez Turyńczyków 7 miejsce w Serie A, co dawało tylko szansę na udział w Lidze Europy.
A tam, wiadomo, jak się skończyło. Juventus trafił do „grupy śmierci” z Salzburgiem, Man. City i Lechem Poznań. To właśnie w meczach z „Lechitami” swój geniusz potwierdzili dwaj snajperzy, Alex Del Piero oraz Artjoms Rudnevs, zaliczając po hat tricku. Ostatecznie z grupy wyszły zespoły z Anglii oraz Polski, co we Włoszech odebrano jasno. Potrzebna była zmiana trenera. Szansę dostał Antonio Conte, niegdyś gracz właśnie „Juve”
Następny sezon „Stara Dama” zagrała perfekcyjnie, nie ponosząc żadnej porażki na krajowym podwórku. W 38 meczach zanotowała 24 zwycięstwa oraz 14 remisy, zostając mistrzem Włoch, co gwarantowało im, po dwurocznej absencji, udział w lidze mistrzów. Balonik znowu został napompowany, wierzono, że ta drużyn jest w stanie wygrać Ligę Mistrzów. Jak się okazało, ten balonik pękł w ćwierćfinale, kiedy to Bayern pokazał Turyńczykom ich miejsce w szeregu oraz braki, które w następnym sezonie powinny zostać nadrobione.
W pewnym sensie, ta kadra jest ułożona idealnie. Buffon przeżywa swoją drugą młodość, blok defensywny jest prawie identyczny, jak w reprezentacji, a to o czymś świadczy. W pomocy bryluje Andrea Pirlo, którego za szybko skreślił AC Milan. Brakowało jedynie napastnika, który – tak, jak Del Piero, czy Trezeguet – ustrzliłby 20 bramek w lidze. No to chyba doczekano się napastników z prawdziwego zdarzenia. Fernando Llorente wraz z Carlosem Tevezem prawdopodobnie będą dwójką atakujących, z których Conte będzie korzystał z pierwszej kolejności. A w odwodzie pozostaje nadal Vucinić, czy Quagliarella. Zespół, który jeszcze 7 lat temu mierzył się z półzawodowcami, już dziś ma szansę osiągnąć sukces. Nie oczekujmy od nich, że wygrają LM, ale dajmy im szansę na to, aby z drużynami pokroju Realu, czy Man. United nie były od razu skazywane na pożarcie. Włoska reprezentacja znowu stała się czołową drużyną świata, a „Starej Damie” najbliżej do tego, aby upatrywać ją w gronie faworytów w każdym meczu.
***
ŁUKASZ KLINKOSZ
Jeśli chcesz, aby także Twój tekst został opublikowany na FootBarze, wyślij nam go na [email protected]