TAPAS. W Hiszpanii gra toczy się wokół… ludzkiej choroby, a Guardiola podpada kibicom

tapasek W Hiszpanii coraz goręcej, i nie mamy tu na myśli upałów szalejących na Półwyspie Iberyjskim każdego lata, a świat piłkarski. Do rozpoczęcia rozgrywek Primera Division jeszcze równo miesiąc, ale kilka dni temu w prasie zawrzało. Głównie za sprawą wysuwanych przez Pepa Guardiolę oskarżeń, wobec byłego pracodawcy… Nowy szkoleniowiec Bayernu Monachium zarzucił prezesowi Dumy Katalonii, Sandro Rosellowi, że ten gra chorobą Tito Vilanovy, celowo, żeby uderzyć właśnie w Pepa. O co dokładnie chodzi? Otóż prezes Blaugrany nie tak dawno  stwierdził, że gdy, wspomniany wcześniej, Vilanova leżał w szpitalu w Nowym Jorku, to przebywający tam Guardiola nawet nie raczył go odwiedzić. Póki co, w Hiszpanii, toczy się więc gra, nie czysto piłkarska, a medialna. Szkoda, że wokół choroby człowieka. W końcu jednak głos zabrał sam zainteresowany: – Spotkałem się z Pepem w Nowym Jorku tylko raz. Przez kolejne dwa miesiące, gdy mnie operowano i leczono, już go nie zobaczyłem. Nie z mojej winy. On sam stwierdził, że lepiej jeśli nie będziemy się widzieć. To mój przyjaciel, potrzebowałem go – opowiada na łamach Marci Tito Vilanova. – Sam zachowałbym się inaczej…

***

Jeżeli całą medialną przepychanką z władzami klubu Guardiola nie zdążył jeszcze wystarczająco napsuć krwi, kochającym go w Katalonii kibicom, to pewnie mocno nadszarpnął ich zaufanie. I na tym nie koniec. Nowemu szkoleniowcowi Bayernu w końcu udało się namówić na występy w Bawarii Thiago Alcantarę. 22- letni, ogromnie utalentowany, reprezentant Hiszpanii dotychczas był zawodnikiem właśnie FC Barcelony.

***

Co w takim razie słychać w Madrycie, u największego rywala Dumy Katalonii? Czteroletni nowy kontrakt z klubem podpisał Nacho Fernandez. Nie omieszkał dodać komu zawdzięcza swoją pozycję w drużynie Królewskich. – To dzięki Jose Mourinho jestem w tym miejscu, a nie innym. O nim mogę mówić tylko w superlatywach, zawdzięczam mu naprawdę wiele.

***

Sporo w hiszpańskiej prasie pisze się ostatnio o Brazylii. Czy to o Pucharze Konfederacji, czy to o marzeniach Leo Messiego.  Właśnie ten ostatni chce stanąć na czele ofensywy reprezentacji Argentyny. Ofensywy po złoto, na rozgrywanym w przyszłym roku mundialu. To jedyny tytuł którego fantastycznemu Leo brakuje. Tymczasem ciekawy fakt zauważyła hiszpańska Marca, otóż liderem klasyfikacji strzelców właśnie ligi brazylijskiej, jest… kuzyn Leo Messiego, Maxi Biancucchi. Jak dotychczas, w siedmiu spotkaniach zdobył 6 bramek, a jego Vitoria zajmuje drugie miejsce w lidze, z dwoma punktami straty do lidera, Coritiby.

JAKUB FILA

Pin It