Szymański poleca: Oni nadawali kolorytu ekstraklasie, cz.1

piechna_kielbasa_500

Jeżeli polska piłka ma się czymś bronić, to właśnie osobowościami. Efektownych akcji, sztuczek technicznych, wirtuozerii – było przez lata jak na lekarstwo. Jednak oni nadawali naszej lidze specjalne walory. Sprawiali, że ligowa kopanina była intrygująca, ciekawa, specyficzna. Że jednak warto się było pochylać nad tą naszą śmieszną piłką. Kto to taki? Zobaczcie sami.

1. „Grzegorz Piechna” ligi duma hej!

Pierwszy i do tej pory ostatni król strzelców ekstraklasy w barwach Korony Kielce. Był zaopatrzeniowcem w zakładzie wędliniarskim i właśnie, dlatego na boisku otrzymał pseudonim „Kiełbasa”. W tym samym czasie grał w lidze okręgowej w Woy Bukowiec Opoczyński. Strzelił w sezonie aż 54 gole! Przeszedł do historii polskiej piłki dzięki zdobywanym koronom króla strzelców na każdym szczeblu ligowym. Zaczął od wcześniej wspomnianej „okręgówki”. Następnie dwukrotnie zdobywał tytuł będąc piłkarzem IV-ligowej Ceramiki Paradyż. Do Korony Kielce przyszedł z HEKO Czermno, jako król strzelców III ligi przed rozpoczęciem sezonu 2004/2005. Wraz ze swoim partnerem z ataku, Jakubem Grzegorzewskim, z  stworzył jeden z najlepszych duetów napastników w historii klubu, jednocześnie rozpoczynając swój najlepszy okres w sportowej karierze. W żółto-czerwonych barwach także imponował zadziwiającą skutecznością, zostając najlepszym strzelcem najpierw na zapleczu ekstraklasy, a rok później w najwyższej klasie rozgrywek. Sympatyczny, skromny zawodnik, dzięki sporemu talentowi i ciężkiej pracy wybił się na sam szczyt. Pod koniec października 2005 roku został powołany przez selekcjonera Pawła Janasa do reprezentacji Polski na towarzyski mecz z Estonią. W 87. minucie, po ograniu w polu karnym obrońcy rywali, zdobył gola strzałem w górny róg bramki, przyczyniając się do zwycięstwa 3:1. Pokazał tym samym, jak goni się marzenia.Na jego cześć powstała nawet piosenka. Posłuchajcie sami.

2. Chavez – piłkarz z przesłaniem.

Co do umiejętności piłkarskich, to Osman podzielił kibiców w ocenie. W mojej opinii nie do końca pasuje/pasował do polskiej ligi. Potrafił się zastawić, był silny fizycznie, nie sprawiało mu trudności wygranie pojedynku „bark w bark”, nieźle grał głową i czytał grę. Problem pojawiał się w sytuacji, gdy trzeba było wyprowadzić piłkę z linii obrony, dograć ja dokładnie. Tutaj zawodził. Gdy miał za dużo czasu,  długo się zastanawiał, podejmował złe decyzje, był mało mobilny, łamał linię spalonego. Koniec końców zaczęły mu się przydarzać piłkarskie klopsy, czym irytował fanów „Białej Gwiazdy”. Jednak poza boiskiem, Chavez to prawdziwa osobowość. Persona, jakiej próżno szukać na boiskach ekstraklasy. Zupełnie, bez zbędnej laurki, można w kontekście jego osoby wymienić, takie cechy, jak: elokwencja, inteligencja, „twardy kręgosłup moralny”. Cechowała go prawda, którą – bez względu na system wartości– chciał ludziom przekazać. Dzieciństwo miał bardzo ciężkie, żył w niewyobrażalnej biedzie, choć jak sam przyznaje, nie zamieniłby się na nie z nikim innym. Dorastał w Hondurasie. Jako dziecko musiał ciężko pracować, nie miał nawet butów. Dzisiaj twierdzi, że fakt, iż przyszło mu żyć w tak trudnych warunkach, dał mu mnóstwo siły i nauczył pokory. Wykształcił waleczność i ambicję. Odkąd Osman zaczął poważnie grać w piłkę, jego życie stało się łatwiejsze. Dzisiaj na każdym kroku podkreśla jednak, że nigdy nie zapomni o swoich korzeniach, o tym skąd się wywodzi.

–Było nam bardzo trudno – rozpoczyna swoją opowieść Chavez. – Nie tylko dlatego, że wywodzę się z biednej rodziny, ale dodatkowo wspólnie z dwoma moimi starszymi braćmi wychowywaliśmy się bez ojca. Bracia to moje rodzeństwo ze strony mamy, bo tata ma w sumie trzynaścioro dzieci z różnymi kobietami. Nie było łatwo dorastać w domu bez ojca. Ale nasza mama była dla nas jednocześnie i matką, i ojcem. I doskonale potrafiła te obowiązki pogodzić. Walczyła dla nas, bardzo się poświęcała. Z ogromnymi trudnościami, ale udało jej się nas wychować i sprawić, że staliśmy się kimś. Codziennie wstawała bardzo wcześnie, szła w góry, by zbierać różne zioła. Po powrocie wypełniała domowe obowiązki, piekła chleb, przygotowywała różne potrawy, które my sprzedawaliśmy, aby mieć jakieś dochody. Kiedy nie mieliśmy pieniędzy, wcześnie rano razem z wujkiem udawałem się na połów ryb albo zbierałem banany i inne owoce. Później wracałem do domu, trzeba było szybko się umyć i pójść do szkoły i to bez butów, bo nie było nas na nie stać. Po powrocie z zajęć znów pracowałem, a wieczorami mogłem grać w piłkę z kolegami. Tak wyglądało moje dzieciństwo. Nie było łatwo” – powiedział Chavez w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej.”

3. Jacek Wiśniewski, czyli „zagraliśmy jak cipki”.

Jeśli po jednej stronie jest elokwentny Chavez, to po drugiej Jacek Wiśniewski – mogłoby się zdawać. Nic bardziej mylnego. Mimo że charakterologicznie bardzo się różnili, to obaj nadawali kolorytu naszej lidze. W ekstraklasie popularny „Wiśnia” rozegrał blisko 200 meczów, obecnie próbuje sił w MMA. Piłkarz imponował twardością, niezłomnością, charakterem na boisku. Nigdy się nie poddawał, nie szukał wymówek w wywiadach. Nie wmawiał ludziom, że zawiniła pogoda, murawa, wilgotność powietrza. Że nad stadionem przelatywał samolot. Nic z tych rzeczy. Nazywał rzeczy po imieniu. Delikatnie mówiąc.

– Dziś młodzi zawodnicy są jak panienki. Żel na włosach, damskie torebeczki na ramieniu, a w głowach siano powiedział.  - Zagrają dwa mecze w lidze i dostają po 30 tysięcy pensji. Kiedy ja grałem w Ekstraklasie, wszystko musiałem sobie wywalczyć sam. Bo w piłce i w życiu jest jak w ringu. Trzeba być twardym i mieć zasady – dodaje piłkarz.

Pracowity, charakterny, nigdy nie lubił fałszu i dwulicowości. – Grałem kiedyś w Cracovii z jednym chłopakiem, który zmieniał kluby jak rękawiczki, a w każdym zespole po zdobyciu gola całował herb na koszulce. Mówię mu: „Marcinku, jakby cię rolnik zatrudnił do wywozu gnoju i dobrze zapłacił, to te widły, którymi obornik rozrzucasz, też byś całował?”. Nie szanuję ludzi, którzy są jak chorągiewka. Takich małych cwaniaczków. Nie można dla paru złotych robić z siebie pajaca – stwierdził kiedyś Wiśniewski i podkreślał, że na boisku zawsze dawał z siebie wszystko. Jeden z najwierniejszych swojemu klubowi piłkarzy w historii ekstraklasy. Jacek, szacunek!

Marcin Szymański

P.S. Za tydzień część 2. i kolejne profile.

Pin It