Jakże żenująco brzmiały słowa byłego wielkiego bramkarza reprezentacji Polski, a obecnie posła Prawa i Sprawiedliwości – Jana Tomaszewskiego. W wywiadzie dla agencji sportowej ASInfo, kierując się prywatnymi animozjami, bez zastanowienia wypalił, że życzy krakowskiej Wiśle degradacji. Nie trzeba być filozofem, by skojarzyć te frazy z niechęcią, jaką od lat żywi do obecnego trenera „Białej Gwiazdy”, Franciszka Smudy. Po raz kolejny jednak, z czystą premedytacją, uderzył w kibiców. Tych kibiców, którzy teraz i tak przeżywają ciężkie chwile. Ale co to dla Pana Janka? Zdążył już nazwać Perquisa francuskim śmieciem, wytłumaczyć ludziom, jak zapłodnić krowę lodem, powiedzieć, że brzydzi się koszulki narodowej, porównać kadrę do prostytutki i orkiestry. Ileż już było tych grepsów? Aż ciężko zliczyć. A kłamstw? Też pewnie sporo. Jak chociażby to z Piszczkiem. Karuzela kręci się w najlepsze, a legendarny golkiper staje się pomału wyblakłą kopią samego siebie. Parodią popularnego „Tomka”.
Dumny Poseł Prawa i Sprawiedliwości kilkanaście miesięcy temu wyznał, że Jarosław Kaczyński jest dla niego Kazimierzem Górskim polskiej polityki. Zabrzmiało to, co najmniej groteskowo w ustach człowieka, który nie wahał się zapisać do Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego – w czasie stanu wojennego – wprowadzonego 13 grudnia 1981 roku, aby stłamsić Solidarność. Tego, ruchu, który wymyślili macherzy od generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Rechot historii. Teraz Pan Janek, schowany za immunitetem poselskim może atakować wszystkich, głosząc swe rzekome przywiązanie do stricte prawicowej partii.
Kilkanaście miesięcy temu, gdy Tomasz Lis w swoim programie zapytał go o to, kto będzie wicemarszałkiem nowego sejmu z Prawa i Sprawiedliwości, odparł: „Oczywiście, że będzie o tym decydował premier Kaczyński” A może jednak Generał Jaruzelski? I kto tu nie zgadza się z własnym zdaniem? Ileż było lukrowania słów swojego mocodawcy, spijania pianki z jego wypowiedzi i cytowania.
Jeżeli dobrze pamiętam, to Pan Janek zawsze był na „nie”. Z małymi przerwami. Jak chociażby wtedy, gdy, ówczesny prezes PZPN, Michał Listkiewicz zaproponował mu posadę Szefa Komisji ds Etyki. – Janek w piłce funkcjonuje na specjalnych prawach. Nikt się na niego nie obraża, ale też nikt na serio nie bierze tego, co mówi. Bo mówi to Janek. Taki nasz piłkarski Palikot – powiedział kiedyś popularny „Listek”. Pan Janek zgodził się od ręki i w sprytny, kolaboracyjny sposób, dał sobie zamknąć usta. Ale, ale! Przecież wcześniej, zza okładki swej książki krzyczał, że PZPN to „Przestępcy Zrzeszeni Przeciwko Nam”.
Nie burząc pomniku wielkiego piłkarza, trzeba się pochylić nad przykrym wizerunkiem populisty, napędzającego się krytyką rzeczywistości. Człowieka, który zawsze „uderzał z duchem czasu”, jakby sfrustrowany, że jego koledzy z boiska zajmowali wysokie stanowiska i piastowali intratne posady, a on nie znalazł większego uznania po zakończeniu kariery. Ta zawiść – w mojej opinii– jest prawdziwym motorem napędowym knajackiej, niejednokrotnie obscenicznie wulgarnej krytyki.
W kwestii warstwy merytorycznej, z Tomaszewskim można się zgadzać albo nie. Pewnie ma nawet niejednokrotnie sporo racji, ale język, którego używa po prostu – w moim subiektywnym rankingu – dyskwalifikuje go jako uczestnika debaty publicznej. Chociaż osobiście uważam, że ze swymi ksenofobicznymi poglądami, najlepiej wpisywałby się w estetykę „Gazety Polskiej” albo „Naszego Dziennika”.
Najlepiej to ujął Leo Beenhakker:
- Mamy rok 2012, a Tomaszewski ciągle żyje w 1962.
Przykre, ale prawdziwe.
Bez względu na to, czy życzenie degradacji skierowane byłoby do Wisły, Lecha, Legii, Ruchu, czy jakiegokolwiek innego klubu, to publiczna wypowiedź byłego piłkarza, polityka, który – choć w teorii powinien zajmować się dobrem sportu– jest delikatnie mówiąc – prymitywna. Smutne, że kolejny wybitny sportowiec tak bardzo zszargał swój wizerunek. Niegdyś był wielkim piłkarzem, swoimi interwencjami porywał tłumy.
Teraz, gdy słucham Jana Tomaszewskiego, przypomina mi się jedynie pewna fraza z „Potopu”
– Kończ, waść, wstydu oszczędź.
Fraza, której wcale nie wypowiedział Jarosław Kaczyński…
MARCIN SZYMAŃSKI