Ostatni tydzień, w świecie piłki nożnej, wielu emocji, dyskusji czy nawet plotek, bądź sensacji, nam nie dostarczył. Za to, to wszystko w polskim świecie sportu, zawarło się w jednej informacji. Słynna sesja Agnieszki Radwańskiej dla ESPN. Dziś w Słowie Na Niedzielę, znów o tenisie, a właściwie, bardziej o emocjach, postawach i wartościach, a czasem… ich braku, związanych ze sportem.
Tydzień temu, w tym samym cyklu, z dumą gratulowałem Agnieszce Radwańskiej, wielkiego sukcesu, jakim bez wątpienia, było jej dojście do półfinału Wimbledonu. Oczywiście znajdą się i tacy, którzy nawet z tego cieszyć się nie potrafią. Przecież mógł być finał, ba, co tam finał, zwycięstwo! No bo jak to, my Polacy, mamy w zwyczaju, cieszyć się z „byle czego” nie będziemy. Kibicom w Polsce, złoto Małysza na mistrzostwach świata nie smakowało aż tak, no bo przecież nie było olimpijskiego. Tym bardziej nie mogło nam wystarczyć, powtórzenie tego sukcesu przez Kamila Stocha, no bo przecież Kamil, to nie to samo co Adam. Poza tym, mistrzostwo świata już mieliśmy. Na przekór malkontentom, powiem tak – co do klasy czysto sportowej i skali talentu Agnieszki Radwańskiej, wątpliwości nie powinno być żadnych. Umówmy się, Polska wielką potęgą tenisa nigdy nie była, a dwójka zwykłych ludzi, która po prostu w wolnym czasie chce sobie w niego pograć, wyda w Polsce, jak na nasze warunki, kupę kasy. Tenis, dla wielu z nas, jest nadal czymś ekskluzywnym. Uprawianie go zawodowo wiąże się z pokonaniem setek, jeśli nie tysięcy, przeszkód, zarówno finansowych, jak i organizacyjnych. Potrzeba naprawdę wielkiego samozaparcia, uporu i woli walki, żeby się wybić. Szczególnie na taką skalę jak Agnieszka Radwańska. Za to, wielkie brawa.
Niestety, nieco więcej wątpliwości i kontrowersji, nasza tenisistka wzbudza poza kortami tenisowymi. Rozbierana sesja dla ESPN to oczywiście jej wybór, nikt jej zabronić tego nie może, ba, nawet nie powinien. I sam nie miałbym nic przeciwko, gdyby nie to, że takich „rozbieranych sesji Radwańskiej” jest trochę za dużo. Za dużo kontrowersji, jak na sportowca niosącego na igrzyskach olimpijskich sztandar z powiewającą flagą naszego kraju… Cofnijmy się kilka dni wstecz, wspomniany wcześniej półfinał Wimbledonu, Agnieszka walczy na 120%, ostatecznie – po dramatycznej walce, przegrywa. Po chwilach wielkiej radości jej rywalki, Sabine Lisicki, przychodzi moment na podziękowania i tradycyjne podanie sobie rąk. Agnieszka, jak twierdzą jedni – ostentacyjnie, zdaniem innych –przypadkowo, podczas podania ręki, odwraca się. Na pewno nie nam, kibicom, rozsądzać, co akurat w głowie Agnieszki zaświtało, celowa demonstracja braku szacunku dla rywalki, czy może efekt wielkiego stresu i zmęczenia? Ona sama wie to najlepiej…
Wątpliwości jednak budzić musi moment, w którym Isia zdecydowała się na rozbieraną sesję dla ESPN. Ledwo ucichły echa, opisywanego „podziękowania” za grę, a tu już kolejna kontrowersja. I pomyśleć, że robi to osoba, kilka dni wcześniej uhonorowana Złotym Krzyżem Zasług przez prezydenta Polski, Bronisława Komorowskiego. Kilka dni później została… wykluczona z jednego ze stowarzyszeń katolickich „Nie wstydzę się Jezusa”.
Warto dodać, że to już nie pierwszy raz, kiedy nasza rakieta numer jeden budzi spore kontrowersje. Równie gorąco było tuż przed, jak i po Igrzyskach Olimpijskich. Tam, Agnieszka, w fatalnym stylu, szybciutko pożegnała się z turniejem. Jak sugerowali niektórzy, w grę weszły tutaj względy pozasportowe. Sama zawodniczka stanowczo zaprzeczyła, a w wydanym oświadczeniu napisała:
„Po raz kolejny oświadczam, że z moich ust nigdy nie padły słowa, że igrzyska nie są ważne. Jest mi przykro, że media interesują się bardziej porażkami niż zwycięstwami. Także mam nadzieję, że kolejne sportowe materiały będą o medalistach, bo im się to należy.
Porażka zawsze boli, ale to jest sport, nie zawsze się wygrywa, a tenis jest taką dyscypliną, w której liczą się również inne turnieje. Moim marzeniem jest medal olimpijski jak u każdego innego sportowca, więc będę robiła wszystko, by go zdobyć za 4 lata.”
I rzeczywiście, niby czytając kolejne oświadczenia, słuchając sprostowań, tłumaczeń, można dojść do wniosku, że wszystko jest w porządku. Pozostają jednak pytania: po co Agnieszce rozbierana sesja? Czy naprawdę nie można zachować się z szacunkiem wobec rywala, bez względu na szalejące w środku emocje? Czemu podczas spotkań olimpijskich w Londynie nie było widać tego zaangażowania, które widzieliśmy choćby na Wimbledonie?
I wreszcie. Czemu niesiony przez Agnieszką sztandar z powiewającą na nim flagą Polski zszedł w cień?
Cień sensacji i kontrowersji…
JAKUB FILA