Powtarzalność, konsekwencja, regularność, cykliczność. Wypracowany styl, który piłkarze potrafią prezentować w kilku kolejnych meczach. W europejskiej piłce jest to czymś normalnym, zaś u nas – wręcz przeciwnie. Ci z was, którzy u bukmacherów obstawiają spotkania ekstraklasy, co tydzień stają przed trudnym zadaniem. Bo przewidzieć, czy drużyna X drugi raz z rzędu będzie potrafiła zagrać np. na zero z tyłu, jest niemal niemożliwe.
Od dłuższego czasu w serwisach piszących o polskiej piłce, bardzo często przewija się określenie „chimeryczny”, czyli potrafiący zagrać jeden mecz na niezłym poziomie, a w pięciu kolejnych zostać duchem w szatni. Analizując poszczególne drużyny ekstraklasy, można dojść do smutnego wniosku, że zdecydowana większość klubów nie ma wypracowanego swojego stylu. Nie wiemy, czy po jednym udanym spotkaniu, możemy oczekiwać, że w kolejnym pokażą to samo albo czy jeśli w tym tygodniu zagrają skutecznie pressingiem, to czy za tydzień też będzie je na to stać. Poza kilkoma wyjątkami, które możemy policzyć na palcach jednej ręki, można więc śmiało powiedzieć – polską piłką rządzi przypadek.
Swój styl – coś, co charakteryzuje dany zespół – posiada na tę chwilę Ruch Chorzów, Cracovia i być może Pogoń z Legią. No i oczywiście Podbeskidzie i Widzew, które prezentują coś, co jest poniekąd zaprzeczeniem stylu, ale przynajmniej zawsze wiemy, czego można się po nich spodziewać - niczego. A cała reszta? Lech, Wisła, Zawisza, inne kluby z czołówki? Mimo że w wielu z nich trenerzy pracują wystarczająco długo, by wszczepić w piłkarzach „coś swojego”, to żadnego z nich nie możemy poznać po tym, co pokazuje na boisku. Żaden z tych klubów przez 27 kolejek nie zrobił nic, byśmy nie patrząc na koszulki i sylwetki zawodników, po samej grze byli skłonni powiedzieć: tak, w ten sposób zawsze gra Jagiellonia.
Wiadomo, że wyniki to nie wszystko, na końcowy efekt wpływ ma mnóstwo czynników (jak np. wąska kadra czy kontuzje w Ruchu i Cracovii, które swój styl jednak mają), ale – żeby nie być gołosłownym – zamieszczam pięć ostatnich wyników kilku, solidnych wydawałoby się, klubów ekstraklasy:
- Wisła Kraków – zwycięstwo (Cracovia), remis (Lechia), porażka (Ruch), remis (Legia), porażka (Zawisza)
- Jagiellonia – porażka (Ruch), remis (Podbeskidzie), zwycięstwo (Zagłębie), porażka (Cracovia), remis (Korona)
- Lech Poznań – porażka (Pogoń), zwycięstwo (Piast), remis (Widzew), zwycięstwo (Podbeskidzie), zwycięstwo (Lechia)
- Zawisza Bydgoszcz - porażka (Lechia), porażka (Zagłębie), zwycięstwo (Górnik), remis (Korona), zwycięstwo (Wisła)
Ewenementem w prześlizgiwaniu się przez mecze jest Lech Poznań, który w ciągu dwóch lat pod wodzą Mariusza Rumaka chyba w każdym meczu prezentuje inny futbol. Raz poniesie klęskę w Szczecinie, za chwilę rozniesie Piasta, by kilka dni później, mimo dwubramkowego prowadzenia, zremisować z Widzewem. To samo tyczy się jego zawodników. Naprawdę trudno wymienić trzy spotkania z rzędu, w których wysoki poziom prezentował taki Hamalainen czy Wołąkiewicz. Za kadencji Rumaka „Kolejorz” poniósł już dwie klęski we wstępnych fazach Ligi Europy. Jeśli w Poznaniu wciąż będą stawiać na wariant oszczędnościowy, za kilka miesięcy nic się w tej kwestii nie zmieni.
W ekstraklasie brakuje zdecydowanych liderów, przynajmniej dwóch drużyn walczących o mistrzostwo, którzy kolejnych rywali na boisku wgniataliby w ziemię. Dziś nikt nie boi się Legii, która nie potrafi wygrać ze Śląskiem i która w dziecinny sposób daje sobie odebrać zwycięstwo podczas gry w przewadze. Nikogo nie może przestraszyć nieskuteczny Teodorczyk, czy celujący do bramki raz na kilka spotkań Piech. Jagiellonia pod wodzą Piotra Stokowca potrafi zagrać jeden mecz, w czasie którego widzowie z niedowierzaniem wlepiają oczy w to, co dzieje się na murawie, by w następnym zaprezentować antyfutbol, tak jak to było ostatnio z Koroną. Mnóstwo rzeczy w ekstraklasie opiera się na przypadku – a to Nykiel zagra ręką i Podbeskidzie uratuje punkt, Pietruszce wyjdzie strzał życia, a Możdżeń w odpowiedzi przypomni sobie jak się strzela wolne w 96. minucie, lub w końcu Ruch, który utrzymał się dzięki nieszczęściu Polonii, ale zamiast grać w Brzesku, dziś może zacząć myśleć o europejskich pucharach.
Dlatego, jeśli następnym razem odwiedzicie bukmachera, pod żadnym pozorem nie obstawiajcie ekstraklasy. Szkoda nerwów i pieniędzy.
WIKTOR DYNDA
fot. pressfocus.pl