Subiektywne podsumowanie kolejki – odcinek 2.

ekstraklasa_new_brand
Za nami 2. kolejka T-Mobile Ekstraklasy. 3,25 – średnia bramek na mecz. Kilka przedniej urody. Ładnie. Na szczęście miniony weekend zaowocował kilkoma emocjonującymi spotkaniami, więc było o czym pisać. Zapraszamy na drugie „Subiektywne podsumowanie kolejki”.

***

Ruch – Lechia 1:1

Wszystko co najciekawsze w tym meczu wydarzyło się w pierwszym kwadransie. Piłkarze obu drużyn przeczuwali chyba, że widzom bardzo ciężko będzie oglądać ich zmagania, więc postanowili im to wynagrodzić przynajmniej pięknymi bramkami. Najpierw Deleu idealnie przymierzył w lewy górny róg bramki strzeżonej przez Kamińskiego. Nie było co zbierać. W odpowiedzi Malinowski postanowił, że nie będzie gorszy i dokonał podobnej sztuki, tylko, że w prawy górny róg. Tu także bramkarz mógł tylko patrzeć jak piłka wpada do bramki. No i w sumie po tej 15. minucie można było iść na spacer – nic ciekawego się już nie wydarzyło.

Widzew – Zawisza 2:1

Po dwudziestu minutach gry zastanawiałem się ile goli Zawisza wpakuje nieporadnemu Widzewowi. Zespół prowadzony przez Radosława Mroczkowskiego wyglądała jak ekipa z niższej klasy rozgrywkowej. Do czasu. Stała się rzecz niesamowita. Mianowicie łodzianie za sprawą Pawłowskiego i Visniakowsa przeprowadzili akcję, po której debiutujący w Polsce Łotysz doprowadził do wyrównania. Od tego momentu goście z Bydgoszczy przestali grać. Naprawdę jest to dziwne – Zawisza posiada zawodników całkiem przyzwoitych i tak mało doświadczony i zgrany zespół jak Widzew, powinien pokonać bez większych trudności. Tak się jednak nie stało. W końcówce meczu „Wiśnia” dołożył drugą bramkę dając tym samym zwycięstwo drużynie z miasta czterech kultur.

Po raz kolejny nie sposób było nie zwrócić uwagi na Herolda Goulona. Wielki jak dąb Francuz imponuje spokojem, techniką, prowadzeniem piłki i niezłym przeglądem pola. Wymagałoby się jednak od takiego piłkarza, żeby jego strzały z dystansu były jednak w światło bramki, a strzały głową po stałych fragmentach gry nie lądowały gdzieś w malinach. Te elementy wychowanek słynnego Clairefontaine musi zdecydowanie poprawić.

Podbeskidzie – Górnik 1:2

Różnicę zrobił Olkowski. Prawy obrońca Górnika zagrał bardzo dobre spotkanie najpierw wypracowując bramkę Nakoulmie, a późnie uczestniczył w podwyższeniu na 2:0. Zabrzanie zdecydowanie dominowali i nawet stracona bramka, dająca „kontakt” Podbeskidziu, nie zagroziła końcowemu zwycięstwu. Górale cały zapas szczęścia wykorzystali w Gdańsku. Teraz będzie już co raz ciężej.

Pogoń – Legia 0:3

„Portowcy” zagrali na podobnym poziomie co w meczu z Zagłębiem, Niestety tym razem zabrakło skuteczności, a przede wszystkim rywal był z innej półki. Jeżeli chodzi o Legię to największym problemem mistrza Polski jest gra defensywna. Jeżeli Pogoń w meczu stwarza sobie kilka setek, to mistrz Norwegii tego nie zrobi? Mimo iż Molde w ostatnim czasie dołuje, to na pewno nie będzie takich błędów wybaczać. Na szczęście na bramce stoi Kuciak.

Legia zrobiła swoje. Pewne trzy punkty, trzy zdobyte bramki i pewnie pozycja lidera po 2. kolejce. Goli powinno być więcej, ale Janukiewicz zawziął się i na kolejne nie pozwolił. W drużynie „Wojskowych” zadebiutował Henrik Ojamaa i zaprezentował to, z czego najbardziej znany był w Szkocji – asystę. Estończyk jest bardzo szybkim skrzydłowym i śmiem wątpić, że „Sagan” i „Lado” parę bramę po jego dograniach ustrzelą.

Piast – Zagłębie 2:1

Przez 80 minut tego spotkania poważnie zastanawiałem się nad zmianą hobby. Strasznie ciężko oglądało się gliwicko-lubiński pojedynek. Jednak 120 sekund, w których piłkarze trenera Brosza zdołali wyjść na prowadzenie utwierdziły mnie w przekonaniu, że futbol – nawet w polskiej odsłonie – to piękny sport. Za ten mecz chciałbym szczególnie wyróżnić Krzyśka Króla, który zamieszany był przy obu golach Piasta. Mimo czwartkowego 120 minutowego pojedynku, to gliwiczanie zachowali więcej sił w końcówce i mogą się cieszyć z kompletu zwycięstw na początku sezonu.

Zagłębie. „Miedziowi” ponownie zawiedli. Trener Hapal musi zacząć już się pakować, bo takiego stylu swojej drużyny już dłużej nie zniosą. Pozytywnie wypadł Przybecki – strzelec gola. Skrzydłowy mógł zaliczyć jeszcze asystę, ale jego podania nie zdołał wykończyć Cotra. Trochę więcej szczęścia i dokładności, a to piłkarze czeskiego szkoleniowca cieszyliby się z kompletu punktów. Futbol jest przewrotny. Zabraknie kilka centymetrów i już cie nie ma. Oby z korzyścią dla lubińskiej młodzieży.

Śląsk – Jagiellonia 2:3

Wiadomo, że jeżeli Śląsk u siebie podejmuje „Jagę” to będzie grad goli. Tak było w poprzednim sezonie, tak było i teraz. W ubiegłych rozgrywkach Śląsk wygrywał już 3:0, a mecz zakończył się 3:3. W niedziele to białostoczanie wygrywali już 3:0, ale historia się nie powtórzyła. Śląsk obudził się za późno, do tego Słowik rozgrywał kapitalny mecz, skutkiem czego to „Pszczółki” z Dolnego Śląska wywieźli komplet punktów. W Brugii mogą spać spokojnie.

Jagiellonie do czasu gdy z powodu kontuzji musiał zejść Pazdan, wyglądała znakomicie. Białostoczanie imponowali pomysłem na grę, konsekwentną postawą w defensywie i skutecznością w ataku. Kolejny dobry występ zanotował Dani, a Kupisz wyrósł na lidera drużyny z Podlasia. Trener Stokowiec może być z siebie zadowolony.

Lech – Cracovia 1:1

Cracovia do 75. minuty mogła myśleć nawet o zwycięstwie. Lech grał bardzo nieporadnie i praktycznie nie stworzył sobie dogodnej sytuacji. Jednak właśnie na kwadrans przed końcem Marcin Kuś najwidoczniej stracił kontakt z bazą i mając już na swoim koncie żółtą kartę, postanowił przyblokować próbującego wybić piłkę Kotorowskiego. Doświadczony golkiper okazję wykorzystał, ładnie się wywrócił, a sędzia bez wahania wyrzucił defensora „Pasów” z boiska.

Lech miał sporo czasu na wpakowanie kilku bramek przeciwnikom. Rywala napoczął Ubiparip, który jest w bardzo dobrej formie na początku sezonu. Swoją drogą ten chłopak musi mieć niesamowity charakter, skoro będą praktycznie skreślonym, potrafił udowodnić swoją wartość wszystkim niedowiarkom. Brawo.

Wydawało się, że kolejne bramki są kwestią czasu. Stało się jednak inaczej. Wyraźnie zmęczony Ramadanem Ntibazonkiza, posłał lekką piłkę w pole karna, a ta spokojnie wtoczyła się do bramki. W tej sytuacji kołtoniowe „Kotorowskiego winiłbym najmniej” ni jak nie można zastosować. Niby środek lata, tropikalne upały, a w stolicy Wielkopolski -4.

Korona – Wisła 2:3

Pierwsze zwycięstwo „Franka” po powrocie do Polski. Były selekcjoner reprezentacji Polski już bardzo, bardzo dawno nie wygrał meczu o stawkę – przynajmniej w ojczyźnie. Stało się to na zakończenie 2. kolejki. Dwa piękne gole zdobył – co ciekawe – Garguła. Bohaterem tragicznym tego meczu był niewątpliwie Paweł Golański. Zdobywca bramki, asystent przy drugiej, w ostatniej akcji wyciął w polu karnym „szarżującego” Burligę.

Koronie trzeba oddać, że zagrali o pełną pulę. Nie zadowalał ich remis, rzucili wszystko do przodu i niestety nadziali się na kontrę. Życie. Wisła natomiast pokazała, że grając bez napastnika potrafi zdobyć bramki – nawet trzy. Ciekawe co na to Paweł Brożek?

Jakub Kowalewski

Pin It