Stefan Majewski: Jestem kontrowersyjny, bo mam zasady

ARKA GDYNIA - LECHIA GDANSK Jak już zdążyliście się pewnie przyzwyczaić, co jakiś czas publikujemy na naszych łamach tak zwane „odgrzewane kotlety”, czyli materiały już kiedyś opublikowane, ale na tyle ciekawe i ponadczasowe, że warto je sobie odkurzyć. Tym razem na tapetę idzie jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci w polskiej piłce, a więc Stefan Majewski… Tekst prezentujemy w dziewiczym wręcz kształcie, dlatego, żebyście mogli poznać specyfikę tej rozmowy, która bynajmniej zwykła nie była. Zapraszamy!

TEKST OPUBLIKOWANY NA FUTBOLNET.PL 24.02.2010r.

***

- Jakim trenerem jest Stefan Majewski?

- Na takie pytanie odpowiedź najlepiej znają ludzie, którzy ze mną pracowali.

- A jaka jest zatem prawdziwa twarz Stefana Majewskiego?

- Człowiek ma jedną twarz i jeżeli ktoś z nim pracuje i pozna tego człowieka bardzo dobrze, ma o nim tylko i wyłącznie jedno zdanie. Jeżeli ktoś się wypowiada na temat jakiegoś człowieka, powinien go bardzo dobrze znać. Jeżeli go pozna, zawsze wygłosi o nim tylko jedną opinię.

- Niektórzy uważają, że jest Pan dobrym człowiekiem, ale przeciętnym trenerem.

- Człowieka oceniają ludzie ze środowiska, w którym pracuje. Trenera zaś wyniki, jakie osiąga. Pan mi powie, jakie wyniki osiągali inni trenerzy z tymi drużynami, z którymi ja pracowałem? Nie jest sztuką wziąć sobie Wisłę czy Barcelonę i z nimi wygrywać mistrzostwo. Należy porównać osiągnięcia trenerów poprzednich i następnych z moimi osiągnięciami i dopiero wówczas oceniać mnie. Wtedy jest bardziej wiarygodna ocena człowieka. W tym przypadku trenera.  A nie, że ktoś tam coś powiedział.

- Z którą drużyną odniósł Pan, wedle Pańskiej opinii, największy sukces?

- To jest bardzo trudne zadanie i nawet nie powinno się czasami tego oceniać. Trzeba najpierw określić, co jest sukcesem. Dla mnie osobiście, jako trenera, sukcesem jest to, czy nauczyłem grać dobrze swoich podopiecznych, bo taka jest nasza praca. Na sukces składa się wiele czynników, nie tylko praca jednego człowieka. Dlatego my oceniamy swoje osiągnięcia także przez pryzmat tego, czego dokonali inni ludzie. Jednemu dajemy, a drugiemu zabieramy.

- A co było Pana największym sukcesem?

- Zdobycie z Amicą Wronki dwa razy Pucharu Polski i zajęcie z nią trzeciego miejsca w ekstraklasie. Teraz mogę się o coś spytać. Jaki trener osiągnął to samo z tym klubem?!

- To prawda, żaden z trenerów, którzy prowadzili Amicę nie osiągnął tyle.

- No właśnie. Jeszcze jedno. Ja na przykład nie bałem się, bo uważam, że trener musi pracować. Nie bałem się podjąć pracy w Widzewie Łódź, gdzie w ogóle nie było zespołu i w przeciągu dwóch lat udało się awansować do ekstraklasy z zawodnikami, którzy grali w dawnej trzeciej, czwartej lidze.  Uważam, że to naprawdę sztuka.

- Nawiązując do Pana odpowiedzi, który spośród trenowanych przez Pana zawodników najwięcej w piłce nożnej zdobył?

- Nie sztuką jest się chwalić i mówić, kto kogo trenował. Sztuką jest powiedzieć jest, kto kogo czegoś nauczył. Co z tego, że powiem, że trenowałem tego i tego piłkarza? Lepiej zapytać tych piłkarzy, czego się ode mnie nauczyli. Jeżeli miałbym wymieniać, z jakimi zawodnikami pracowałem, naprawdę musiałbym wymienić dużą grupę. Poprzez zawodników grających w Bundeslidze, w reprezentacjach i tak dalej.

- A kto był największym buntownikiem, biorąc pod uwagę piłkarzy, których Pan trenował?

- Jeżeli pracuje pan w zespole, w którym jest ponad dwudziestu rożnych ludzi, nie ma możliwości, aby zawsze wszystkim się podobało. Proszę sobie wyobrazić. Szeroka kadra liczy 25 zawodników, ogłaszam kadrę na mecz, osiemnastoosobową. A więc siedmiu graczy jest niezadowolonych. Później wybieram pierwszą jedenastkę. Dochodzą kolejni sfrustrowani. I mądrość piłkarza polega na tym, żeby pokazać i udowodnić, że mu się to miejsce w jedenastce należy. Nie swoim postępowaniem, lecz swoją grą i zaangażowaniem na treningach. Jeżeli ktoś ma wysokie umiejętności, a do tego zasuwa na treningach, w efekcie ma uznanie w oczach trenera. Co do buntownika? To tylko w Polsce się utarło, że zawodnik może się buntować. Coś takiego na Zachodzie nie istnieje. Jak w ogóle takie coś może być?! Przepraszam bardzo. To się zapytam pana, czy pański pracodawca pozwoliłby sobie, żeby się pan buntował?

- No raczej nie pozwoliłby.

- Jestem w szoku, jeśli się ktoś buntuje. On ma prawo się buntować? To jest śmieszne polskie powiedzenie. Zawodnik się buntuje. Jeżeli ja takie coś słyszę, to się tylko śmieję. Co to w ogóle znaczy? Że co, on tupie nogami, krzyczy? Się nie podoba, proszę bardzo. Można kontrakt rozwiązać. Należy się także zastanowić, jakie ma zawodnik prawa, a jakie obowiązki. Nic więcej.

- Jest Pan jednym z najbardziej kontrowersyjnych trenerów w Polsce. Z jednej strony ma Pan wielu wrogów, z drugiej – zwolenników.

- Krąży opinia, że jestem kontrowersyjny. Jest to spowodowane tym, że mam swoje reguły i zasady, których przestrzegam. Czy się to komuś podoba, czy nie. Miałem okazję, jako zawodnik, pracować w wielu klubach, byłem przez 17 lat w Niemczech, gdzie się bardzo dużo nauczyłem. Jako piłkarz i jako trener. Utrzymuję cały czas kontakt z wieloma trenerami nie tylko z zagranicy, nie tylko z Bundesligi. Pewnych zasad, które stosowane są przez tych trenerów, staram się przestrzegać. Uważam, że wspomniane reguły mogą zawodnikowi pomóc w dojściu do optymalnej formy. I tak będę postępował.

- Piłkarze, których Pan trenował otwarcie mówią, że bardzo lubił się Pan chwalić. Jednocześnie podkreślają, że nie tolerował Pan lenistwa i kunktatorstwa.

- Oczywiście, że tak. Proszę zobaczyć, w jakim kierunku w tej chwili idzie sport. Decydują ułamki sekund. Zwycięstwo teraz można osiągnąć tylko poprzez zaangażowanie oraz poświęcenie się bez reszty danej dziedzinie sportu. Uważam, że duża grupa polskich piłkarzy mogłaby grać dużo lepiej niż obecnie.

- Co jest powodem tego zjawiska?

– Nie są niestety w stanie przez krótki okres czasu futbolowi poświęcić wszystko. A jeżeli chodzi o moje chwalenie się, to zawodnicy nie zawsze mówią prawdę. Ktoś chce zabłysnąć mediach, które wszystko podchwytują. A czy ktoś mnie się zapytał, czy to jest prawda?

- No właśnie, ja się pytam.

- Proszę w takim razie powiedzieć, czym ja się chwaliłem.

- Chwalił się Pan, że Pana pies jest o trzy kilogramy cięższy od psa jednego z zawodników. Psa tej samej rasy rzecz jasna…

-  Miałem jednego psa w życiu. Nowofunlanda. Nie wiem, czy pan zna tę rasę. Ale nieistotne. Ludzie, którzy widzieli tego psa, wiedzieli, co ja dla niego robiłem. Jak o niego dbałem. A pies, tak jak człowiek, może być chudy, a może być – jak to się mówi – upasiony. Mój pies był bardzo aktywny fizycznie. Dużo pływał, dużo biegał. Nie był wcale gruby. Zresztą tego psa widzieli tylko niektórzy. Byłem z nim w Niemczech. Jak ktoś mógł tak powiedzieć, skoro tego psa nie widział? Nawet nie znam kogoś, kto miał Nowofunlanda. Jeszcze w dodatku w tym samym czasie, co ja…

- Czy to prawda, że po jednym z meczów Amiki, kazał Pan robić piłkarzom statystyki. Gdy ci pomylili się o jeden strzał, kazał im Pan jeszcze raz oglądać ten mecz i ponownie je zapisywać?

- Oczywiście analizy różnych spotkań robiliśmy często, ale nigdy nie dwa razy.

- Jedziemy dalej. Podczas zgrupowania kadry piłkarze kazali Panu podbić kilkakrotnie piłkę. Przy piątym podbiciu wylał Pan kilkanaście kaw. Prawda?

- Oczywiście, że to nie jest prawdziwa historia. To są wszystko opowieści typu: ktoś gdzieś coś usłyszał i powiedział. To jest fałsz!

- A o wafelkach w autokarze Pan pamięta?

- Wie Pan co? Problem jest zupełnie inny. Udając się na mecz wyjazdowy zjedliśmy obiad, wsiedliśmy do autokaru. Po pewnym czasie stanęliśmy i wszystko można było zrobić. Natomiast uważam, że opychanie się czymkolwiek przed meczem jest głupie. Ja się takiego zawodnika pytam, co to tych wafelków mu się zachciało. Czy w klubach o wysokiej kulturze takie coś by przeszło? W zachodnich drużynach nie wolno w ogóle w autokarze nic spożywać, poza tym, co jest do dyspozycji.  Zawodnik mówi o jakichś wafelkach, cukierkach. To śmieszne. W jakich czasach my żyjemy?!

- Piłkarze chętnie opowiadają anegdoty z Panem w roli głównej. Może nadszedł czas rewanżu? Teraz Pana kolej, aby powiedzieć coś śmiesznego o byłych podopiecznych.

- Za bardzo szanuję swój zawód, aby coś mówić na zawodników. Uważam, że trener to nauczyciel, a jest po to, aby zawodników czegoś nauczyć. Nie może nauczyciel mówić o swoich uczniach źle. Moją rolą jest nauczanie, a nie krytykowanie.

- Każdy zawodnik jest dla Pana równy?

- Oczywiście. Oceniam każdego zawodnika po tym, co widzę, a nie jak się nazywa, albo jak grał pięć lat temu.

- Jak Pan wspomina selekcjonerską przygodę z kadrą narodową?

- To z wielu względów bardzo trudne pytanie. Wszystko, co człowiek robi, jest oceniane na podstawie wyników. A te wyniki były złe. Tutaj chodzi o jedną rzecz. Jeszcze nie byłem trenerem kadry, a media już mnie skreśliły. Nigdy nie pozwoliłbym sobie na to, na co pozwolili sobie niektórzy dziennikarze w stosunku do mojej osoby. W Polsce nikt nie mówi o tym, co ktoś inny zrobił dobrze. Na wierzch wychodzą tylko działania złe, negatywne.

- Był Pan przez kilkanaście lat w obcym kraju, więc tym bardziej ciężko się przestawić na polską codzienność?

- Tak, w Niemczech byłem przecież 17 lat. Poznałem tam inne zasady funkcjonowania futbolu. Właśnie dlatego kursuje o mnie opinia, że na pewne rzeczy spoglądam inaczej.

- Wróćmy do spraw reprezentacji.

- Jeśli chodzi o ten etap mojej trenerskiej przygody z kadrą, wszystko było w porządku. Nikt mi nie zarzuci, że za mojej krótkiej kadencji był zły kontakt z mediami. Natomiast reprezentacja Polski musi wygrywać, a tego zabrakło. Staram być fair wobec ludzi. (Potwierdzamy to. Stefan Majewski umówił się na określoną godzinę i mimo tego, że prowadził samochód i była późna pora, poświęcił nam 50 minut – przyp. red.) Życzyłbym sobie, aby ludzie okazywali te same cechy wobec mnie.

- Czego brakuje Polsce, żeby nawiązać kontakt z czołowymi drużynami europejskimi?

- Jeżeli moi młodsi koledzy trenerzy postępować będą podobnie jak ja, a media pomogą, może być dobrze. Trener musi mieć zasady i oczekiwania. Zawodnicy muszą chcieć się czegoś nauczyć, a media muszą im w tym pomóc. Ciągle słyszymy zarzuty, że poziom polskiej piłki w porównaniu do Europy jest fatalny. I to jest prawda. Tylko, że jeżeli pan jako trener zrobi dwa treningi podczas jednego dnia, to następnego ranka ma pan same artykuły negatywne w gazecie. Nawet, gdyby pan upiekł ciasto i zawodników zaprosił, to i tak będą mieli do pana pretensje. W Polsce się tak utarło, że zawodnik wszystko może. Rzadko się zdarza, ażeby polski piłkarz, który wyjeżdża na obczyznę, miał tam miejsce w drużynie. Zanim zdąży się przestawić, już ląduje na trybunach.

- Na koniec zostawiłem trochę drażliwą kwestię, ale kibice chcą poznać prawdę. Jakie ma Pan obowiązki w PZPN?

- Jestem trenerem reprezentacji Polski U-23. Nie mogę łączyć wielu funkcji i dlatego nie jestem już wiceprezesem Stowarzyszenia Trenerów.

- Wielu kibiców, ludzi związanych z piłką, twierdzi, że płacą Panu w PZPN zdecydowanie za dużo. Czy to prawda, że zarabia Pan 27 tysięcy miesięcznie?

- Należy najpierw zastanowić się, ile zarabiają trenerzy reprezentacji młodszych od prowadzonej prze mnie, a dopiero potem oceniać. Kto uważa, że zarabiam za dużo?

- Kibice, media.

- Dziennikarz, który raz w tygodniu komentuje, też ma pensję 20 tysięcy. To nie jest za dużo? Ci, którzy komentują w Canal+, bez żadnej odpowiedzialności, bez niczego, zarabiają 20 tysięcy. To dopiero jest wysoka pensja!

- Zapytam inaczej. Czy Pańska pensja idzie w parze z pracą przez Pana wykonywaną?

- A czy pan wie, co ja robię? Czy Pan wie, jak wygląda mój dzień? Czy ja tylko jestem trenerem reprezentacji U-23. Czy ja robię tylko to, czy coś jeszcze? Żeby oceniać człowieka, mówić, czy zarabia za mało bądź za dużo, trzeba wiedzieć, jaką pracę wykonuje. Ciekawe czy ludzie mnie osądzający wiedzą, co ja robię.

- Pewnie nie, ale ten wywiad służy właśnie temu.

- No właśnie. To, na jakiej podstawie mnie oceniają?

- A mógłby Pan powiedzieć, co Pan robi?

- Bardzo dużo rzeczy robię. Jeżdżę na szkolenia, opracowuję programy. Jest dużo rzeczy, o których nie chcę mówić. Proszę się zapytać trenerów, ile to czasu i pracy pochłania. Swój czas wypełniam całościowo. Ciągle się rozwijam. W tej chwili również jadę w celach szkoleniowych. Wie Pan, która jest godzina? (Wywiad był przeprowadzony około 23:00) Byłem w sobotę w Szczecinie na kursokonferencji. Dzisiaj jadę w inne miejsce, do innej reprezentacji. Tak więc, terminarz mam bardzo napięty. A pojęcie, kto ile zarabia i czy jest to za dużo bądź mało, jest pojęciem względnym.

Rozmawiał KAMIL SZENDERA

Pin It