Steaua musi, Legia może – brak presji i nieprzewidywalność nadzieją na grę w Lidze Mistrzów

urban_jan7_1374712420 Gdy dwa lata temu Legia walczyła ze Spartakiem Moskwa o awans do Ligi Europejskiej, była skazywana na pożarcie. Efekt? Wspaniała walka i… słynne „I wsio” rosyjskiego komentatora. Później faza grupowa. Tam, mimo, że znów nie była faworytem – pięknie wywalczony awans. Ostatecznie europejska przygoda skończyła się na Sportingu, chociaż ten nie bez problemów wyeliminował podopiecznych Macieja Skorży.  Po tych sukcesach wszyscy są przekonani – mistrz Polski może być tylko jeden. Jednak kilka miesięcy później Legia we frajerski sposób przegrywa koronę – na rzecz wrocławskiego Śląska. Rok później – tego samego Śląska gromi 5:0, tylko, że gdy mistrzostwo, w bólach, ale jednak ma już zapewnione…

Po co to całe zestawienie? Żeby wszystkim uświadomić, że Legia ma jeden poważny problem. I nie chodzi mi tu o brak napastnika, klasowego obrońcy, czy skrzydłowych. Największym mankamentem podopiecznych czy to wcześniej Macieja Skorży, czy teraz Jana Urbana, jest słaba psychika, nieumiejętność radzenia sobie z presją. Ale ma też ogromną zaletę. Legia potrafi zagrać świetnie, wtedy kiedy nikt się tego nie spodziewa. Kto oczekiwał, że legioniści wyeliminują Spartak Moskwa, ba  – później wyjdą z grupy, w rozgrywkach Ligi Europejskiej? Kto się spodziewał, że kilkanaście miesięcy później w Poznaniu ośmieszą Lecha, a w meczu kończącym sezon 2012/2013 urządzą sobie kanonadę kosztem ustępującego mistrza Polski? I właśnie ta nieprzewidywalność  – to powinna być największa nadzieja polskich kibiców na Ligę Mistrzów w tym roku.

Steaua to zespół klasowy, wizytówka rumuńskiego futbolu. Wszelkie porównania i wspomnienia, że przecież Legia pokonała nie tak dawno Rapid – są bezmyślne. Mistrzowie Rumunii to zespół o klasę lepszy od lokalnego rywala. Ich zawodnicy stanowią o sile reprezentacji, a w zespole jest kilku naprawdę solidnych graczy, takich jak Vlad Chiriches, Christian Tanase czy Alexandru Borceanu. Na całe szczęście dla Jana Urbana i jego podopiecznych, niedawno Steauę opuścił młody napastnik Raul Rusescu. Teraz o zniwelowanie jego atutów powinien się martwić raczej Stanislav Levy, bo zawodnik przeniósł się do hiszpańskiej Sevilii – rywala Śląska w czwartej rundzie eliminacji do Ligi Europejskiej.

W zespole Jana Urbana, poza Bartoszem Bereszyńskim, z istotnych graczy nie zabraknie nikogo. W kadrze nie zmieścili się Suler, Mikita czy Mizgała. Jedno jest pewne – ci którzy do Bukaresztu pojechali muszą dać z siebie wszystko. Wznieść się na wyżyny.  A Urban musi przede wszystkim zdjąć z zawodników presję. Jeśli Legia odpali, to może wystarczyć. Nawet na takiego rywala jak Steaua.

Kubo Kosecki, Ivico Vrdoljaku, Miro Radoviciu i cała reszto – tak jak powiedział wasz trener – to dla was życiowa szansa. Dla niektórych być może taka ostatnia.

Obyśmy tylko po jutrzejszym meczu nie musieli powiedzieć tego samego, co rosyjski komentator po bramce Janusza Gola w Moskwie.

Na Ligę Mistrzów czekamy już kilkanaście lat.

I nie chcemy dłużej.

JAKUB FILA

Pin It

  • Anonim

    „Kto się spodziewał, że kilkanaście miesięcy później w Poznaniu ośmieszą Lecha, a w meczu kończącym sezon 2013/2014 urządzą sobie kanonadę kosztem ustępującego mistrza Polski?” chyba sezonie 2012/2013