Dziś w naszym cyklu odcinek specjalny, można nawet powiedzieć bonusowy, skupimy się bowiem po raz pierwszy na piłkarzach, którzy swą najwyższą formę i sukcesy odnosili występując na polskich boiskach. Obaj przez wiele lat reprezentowali barwy Wisły Kraków, obaj grali też ze sobą w reprezentacji Polski. Zapraszamy na szósty odcinek „Starego, dobrego wina”, którego bohaterami wyjątkowo są dziś Polacy – Tomasz Frankowski i obchodzący dwa dni temu 37. urodziny, Maciej Żurawski.
Starszy o dwa lata Frankowski karierę zaczynał w barwach Jagiellonii, w sezonie 1990/91. W Białymstoku – przeważnie będąc rezerwowym, spędził trzy lata, po czym jako 19-latek wyjechał do Francji, konkretniej do Strasbourga. Tam, w debiutanckim sezonie grał w drużynie rezerw, gdzie wykazywał się jednak bardzo dobrą skutecznością i w efekcie dwa kolejne sezony spędził już w pierwszym zespole. Jednak w nim – głównie z powodu kontuzji nie wiodło mu się już tak dobrze, liczba meczów i przede wszystkim bramek nie wyglądała zbyt okazale i na początku 1996 roku „Franek” przeniósł się do japońskiego Nagoya Grampus Eight, prowadzonego wówczas przez Arsene’a Wengera. W „Kraju Kwitnącej Wiśni” Frankowski długo nie zabawił, po pół roku wrócił do Francji, gdzie w sezonie 1996/97 reprezentował barwy trzecioligowego Stade Poitevin, dla którego w 32 meczach strzelił 22 gole. Po roku przeniósł się do grającego w drugiej lidze FC Matigues, ale tam jego licznik bramek zatrzymał się na pięciu i „Franek” zdecydował się na powrót do Polski. A w ojczyźnie, w barwach Wisły na dzień dobry sięgnął po mistrzostwo kraju i tytuł króla strzelców, strzelając 21 bramek w sezonie.
Z kolei Żurawski na poważnie zaczął grać w piłkę w rodzinnym Poznaniu w barwach Warty, w sezonie 1994/95. „Żuraw” zaczynał jako 18-latek w ekstraklasie, a z Wartą pożegnał się 3,5 roku później jako drugoligowiec, w międzyczasie występując też ze swoim klubem na boiskach ówczesnej trzeciej ligi. Wiosną 1998 reprezentował już barwy Lecha Poznań, gdzie z miejsca stał się piłkarzem pierwszego składu. W kolejnym sezonie do Herthy przeniósł się najskuteczniejszy snajper „Kolejorza” Piotr Reiss, a Żurawski skutecznie zajmował jego miejsce, strzelając 11 goli w rozgrywkach ligowych. Sezon 1999/00 zaczął w barwach Lecha, ale – cytując klasyka, to nie ma żadnego znaczenia, że zaczął. Rundę wiosenną spędził już bowiem w barwach Wisły, która po sześciu jego bramkach jesienią, postanowiła mieć go we własnych szeregach.
W Krakowie grał u boku Frankowskiego, który wciąż imponował skutecznością, strzelając wówczas 17 bramek w całym sezonie. Żurawski do sześciu goli jesienią drugie tyle dołożył wiosną i jasne stało się, że „Biała Gwiazda” dysponuje niezwykle mocnym duetem napastników. Co prawda królem strzelców z ilością 19 goli został Adam Kompała z Górnika, ale można powiedzieć, że był to „wypadek przy pracy”, bo kolejne lata w tej kategorii zdominowali nasi główni bohaterowie. Wiśle – mimo bardzo mocnego składu nie udało się za to wywalczyć mistrzostwa, które trafiło w ręce Polonii. „Biała Gwiazda” wywalczyła więc sobie awans tylko do rundy kwalifikacyjnej Pucharu UEFA.
W nim niestety zaszła tylko do II rundy, w której odpadła z Porto, jednak wcześniej zrobiła coś, co w historii polskich drużyn w europejskich pucharach zapisane jest tłustym drukiem i wspominane do dziś. W I rundzie kwalifikacyjnej rywalem „Białej Gwiazdy” był hiszpański Real Saragossa, który w pierwszym meczu u siebie rozbił wiślaków 4:1. Ale w rewanżu przy Reymonta podopieczni Oresta Lenczyka odpowiedzieli rywalom tym samym, będąc także skuteczniejszymi w rzutach karnych. W sześciu pucharowych meczach 5 goli zdobył Frankowski, dla którego był to bardzo udany sezon, bowiem z dorobkiem 18 trafień znów został królem strzelców ekstraklasy. Żurawski strzelał jeszcze nieco rzadziej (8 bramek), ale Wisła wróciła na szczyt ligowej tabeli, sięgnęła także po Puchar Ligi Polskiej.
W sezonie 2001/02 krakowianie wystartowali do walki o awans do Ligi Mistrzów, ale po przejściu Skonto Rygi, w III rundzie musieli uznać wyższość Barcelony, choć wynik dwumeczu 3:5 wstydu im nie przynosi. W Pucharze UEFA również nie sprzyjało im szczęście w losowaniu, bo w II rundzie trafili na Inter Mediolan, który okazał się być przeciwnikiem zbyt mocnym. W polskiej lidze, po wprowadzonej reformie na grupy mistrzowską i spadkową, wiślacy zajęli drugie miejsce, ustępując o punkt Legii. Tę porażkę podopieczni Henryka Kasperczaka (który w trakcie sezonu zastąpił Franciszka Smudę) zrekompensowali sobie w Pucharze Polski, w którym triumfowali po zwycięstwie 4:2 nad Amiką. A dwaj nasi snajperzy spisywali się całkowicie odwrotnie niż przed rokiem – tym razem to Żurawski został królem strzelców ekstraklasy (21 goli), Frankowski nieco spuścił z tonu (9), ale obaj strzelali sporo w rozgrywkach pucharowych.
Jeśli już mowa o pucharach, to sezon 2002/03 w wykonaniu Wisły na europejskich boiskach pamiętamy chyba wszyscy. Najpierw pewny awans w rundzie pierwszej i kwalifikacyjnej, później odstrzelona Parma, Schalke i w IV rundzie porażka po bardzo zaciętym dwumeczu z Lazio. Bohaterem Wisły był wówczas Maciej Żurawski strzelający jak na zawołanie z – co tu dużo mówić, europejskimi potentatami. W lidze również spisywał się rewelacyjnie, strzelił 22 bramki, a do najskuteczniejszego Stanko Svitlicy zabrakło mu dwóch trafień. „Franek” w tym sezonie długo był kontuzjowany, zagrał tylko w piętnastu meczach, a w ataku świetnie zastępował go Marcin Kuźba, który później odszedł do Olympiakosu Pireus. Wisła za to znów została mistrzem Polski, po raz drugi z rzędu zdobyła też krajowy puchar.
W kolejnym sezonie wiślakom nie udało się nawet zbliżyć do powtórki dokonań w Europie z poprzedniego. O ile porażka w el. LM z Anderlechtem nie powinna dziwić, o tyle przegraną w dwumeczu z Valerengą Oslo w II rundzie Pucharu UEFA możemy traktować jako niespodziankę. Wisła za to wciąż nie miała sobie równych w lidze, znów z dość dużą przewagą zajęła miejsce na szczycie tabeli, a z 20 golami na koncie królem strzelców tych rozgrywek został Maciej Żurawski. Ale i Tomasz Frankowski spisywał się wyśmienicie, strzelił 15 goli, a „Biała Gwiazda” mająca w składzie jeszcze Szymkowiaka, Brasilię, Kalu Uche czy Gorawskiego dysponowała najmocniejszą linią ofensywną w Polsce.
Sezon 2004/05 to już absolutna dominacja w lidze Wisły i duetu Frankowski-Żurawski. Ten pierwszy strzelił 25, ten drugi 24 bramki. „Franek” został rzecz jasna królem strzelców ekstraklasy, a trzeci w tej klasyfikacji Marek Saganowski ustępował mu aż o 11 trafień. W tabeli wiślacy o taką samą liczbę, tyle że punktów wyprzedzili drugi Groclin. Podopieczni Henryka Kasperczaka (którego później zastąpił Werner Liczka) nie mieli jednak szczęścia w losowaniu LM, w III rundzie eliminacji trafili bowiem na Real Madryt, który już w pierwszym meczu przy Reymonta rozwiał wszelkie nadzieje Polaków na awans. Piłkarze Wisły zawiedli za to w decydującej rundzie eliminacji Pucharu UEFA, ponieważ w dwumeczu różnicą bramek przegrali z Dinamo Tbilisi.
Wraz z początkiem rozgrywek 2005/06 nastąpił bezpowrotny koniec wspólnych występów naszego duetu. Żurawski za 3,1 mln € powędrował do Celtiku Glasgow, zaś po świetnym początku sezonu w Wiśle, Frankowski we wrześniu 2005 roku został zaprezentowany jako gracz Elche, które 31-letniego napastnika kupiło za 950 tysięcy euro. „Franek” po dobrym początku w Hiszpanii z czasem nieco osłabł, co tłumaczył zdecydowaną różnicą w poziomie treningowym. Ale pod koniec roku znów zaczął strzelać. Ośmioma bramkami w Segunda Division przyciągnął uwagę kilku zachodnich klubów i w styczniu, po długich negocjacjach został kupiony przez Wolverhampton za kwotę 2 milionów euro. W Anglii Frankowski spisywał się jednak bardzo słabo, opowiadał, że proces adaptacyjny trwa zbyt długo, narzekał na zbyt szybkie wprowadzenie do gry po kontuzji i w efekcie w szesnastu meczach nie zdołał strzelić ani jednej bramki. Za to w Szkocji rewelacyjnie spisywał się Maciej Żurawski. Polak, występując w ataku z Johnem Hartsonem strzelił aż 16 bramek w lidze, do których kolejne cztery dołożył w krajowym pucharze. Celtic w cuglach wygrał Scottish Premiership, jednak nie zdołał zakwailifikować się do Ligi Mistrzów, w II rundzie eliminacji dość niespodziewanie ulegając Artmedii Petrżałka.
Sezon 2006/07 „Żuraw” znów spędził jako podstawowy gracz Celtiku, z którym zadebiutował także w Lidze Mistrzów. W barwach szkockiego klubu pierwsze skrzypce grali wówczas Jan Vennegoor of Hesselink, Shinji Nakamura czy Thomas Gravesen, a polski napastnik spisywał się co najwyżej przeciętnie, w całym sezonie zdobył bowiem łącznie 10 bramek. Celtic po raz kolejny zwyciężył w lidze, a w Champions League zdołał wyjść z grupy, ale w 1/8 poległ z późniejszym triumfatorem całych rozgrywek, Milanem. A Frankowski, który nie pasował do wizji zespołu nowego menadżera Wolves Micka McCarthy’ego został wypożyczony na rok do Tenerife, występującego w drugiej lidze hiszpańskiej. Tam Polak znów nie zachwycał, w dodatku wiosną przydarzyła mu się kontuzja i w efekcie w 19 meczach strzelił tylko 3 gole. Po powrocie do Anglii, „Franek” porozumiał się z władzami Wolverhampton co do rozwiązania jego kontraktu, i od września 2007 roku polski napastnik na rynku transferowym figurował jako „free agent”.
Rundę jesienną sezonu 2007/08 Frankowski spędził w poszukiwaniu nowego klubu, co udało mu się jednak dopiero w lutym 2008. Wtedy podpisał kontrakt z Chicago Fire, gdzie mimo udanego początku (2 gole w debiucie przed własną publicznością) z czasem popadł w konflikt z trenerem. „Franek” wielokrotnie krytykował decyzje Denisa Hamletta, a ten wystawiał go na środku pomocy albo wpuszczał na boisko dopiero w drugich połowach. Z kolei Maciej Żurawski – kosztem Georgiosa Samarasa i Scotta McDonalda w Celtiku stał się ultrarezerwowym, w rundzie jesiennej na boisku był raptem przez 110 minut i jasne było, że zimą Polak musi zmienić otoczenie. Zdecydował się na transfer do greckiej Larissy, która za „Żurawia” wyłożyła ok. 600 tysięcy euro. A ten w debiutanckiej rundzie odwdzięczył się jej sześcioma bramkami i trzema asystami, co można było odbierać za niezły wynik.
Od sezonu 2008/09, a mówiąc ściślej od jego połowy, Tomasz Frankowski – mimo ofert m. in. z Górnika Zabrze czy Polonii Warszawa, był już piłkarzem Jagiellonii Białystok, w barwach której grał już do końca swojej piłkarskiej kariery. W swojej pierwszej rundzie po powrocie do Polski, „Franek” strzelił 6 goli w 13 meczach i już wtedy można było stwierdzić, że ściągnięcie doświadczonego napastnika będzie dla Jagi strzałem w dziesiątkę. A Żurawski wciąż grał w Larissie, był jej podstawowym napastnikiem i z dziewięcioma golami w sezonie został jej najlepszym strzelcem. Drużyna trenera Marinosa Ouzounidisa zajęła wysokie, piąte miejsce w rozgrywkach greckiej Super League, ale „Żuraw” jeszcze w maju 2009 zdecydował się na zmianę barw klubowych.
Propozycje intratnych kontraktów Polak miał dwie: z Austrii Wiedeń i Omonii Nikozja. Ostatecznie zdecydował się na tę drugą opcję, Cypr wydawał się bowiem lepszym miejscem na piłkarską emeryturę, a przy okazji – o czym sam głośno mówił, była to dla niego ostatnia szansa na zarobienie naprawdę poważnych pieniędzy. W Omonii Żurawski zagrał w 23 meczach, strzelił 8 goli, a jego klub zdobył mistrzostwo kraju. A Frankowski w Jadze zagrał we wszystkich meczach w sezonie, z dorobkiem 11 bramek został trzecim strzelcem w kraju, do tego dołożył 7 asyst, a zespół z Białegostoku, pod wodzą Michała Probierza zwyciężył w rozgrywkach Pucharu Polski. Tym samym wywalczył sobie premię do III rundy kwalifikacyjnej Pucharu UEFA w sezonie kolejnym. W sezonie, w którym „Franek” zapowiedział, że jego celem nadrzędnym do momentu zakończenia kariery…
…będzie dogonienie Włodzimierza Lubańskiego w Klubie 100, czyli liście piłkarzy, którzy strzelili przynajmniej 100 bramek w ekstraklasie. W sezonie 2010/11 Frankowski swój dotychczasowy dorobek poprawił o 14 bramek, a wspomnieć należy też, że ten wynik zagwarantował mu – już po raz czwarty – koronę króla strzelców ekstraklasy. Jagiellonia w europejskich pucharach odpadła już w swoim pierwszym dwumeczu z Arisem Saloniki, a ligę ukończyła na czwartym miejscu. Zaś Żurawski po powrocie do Wisły grał słabo, szybko stał się tylko rezerwowym i nie można powiedzieć, by był ważną częścią mistrzowskiej drużyny. W lutym 2012 roku, „Żuraw” oficjalnie poinformował o zakończeniu piłkarskiej kariery i objęciu funkcji skauta i ambasadora krakowskiego klubu. Frankowski zagrał jeszcze dwa sezony w barwach Jagiellonii, w czasie których zdobył 21 bramek i wskoczył na trzecie miejsce w Klubie 100, przeskakując nie tylko Włodzimierza Lubańskiego, ale i Gerarda Cieślika. W miniony weekend odbył się jego benefis, w którym udział wzięli m. in. Ryszard Czerwiec, Kamil Kosowski czy Kazimierz Węgrzyn.
Występy obu panów w reprezentacji Polski zasługują na osobny akapit. Co prawda zdecydowanie większą rolę odgrywał w niej Żurawski, ale i Frankowski strzelił dla nas kilka bramek w naprawdę ważnych momentach. Ale po kolei. Obaj w kadrze debiutowali jeszcze w ubiegłym stuleciu, obaj za kadencji Janusza Wójcika. Na mundial w Korei i Japonii w 2002 roku pojechał jednak tylko „Żuraw”, zagrał tam we wszystkich trzech meczach, nie strzelił jednak bramki, a w meczu z USA nie wykorzystał nawet rzutu karnego. Frankowski do reprezentacji wrócił w 2004 roku, na mecze eliminacji MŚ 2006. Obaj nasi napastnicy w owych eliminacjach spisywali się fantastycznie, zdobyli po siedem bramek i w kilku spotkaniach, jak choćby w Cardiff z Walią byli prawdziwymi bohaterami drużyny Pawła Janasa. Ale tenże właśnie selekcjoner na mundial w Niemczech „Franka” (a także m. in. Jerzego Dudka i Tomasza Kłosa) nie zabrał, co szybko odbiło mu się czkawką i powrotem do domu po trzech meczach. Żurawski znów na turnieju zagrał we wszystkich spotkaniach, niestety znów bez efektu bramkowego. Niedługo po tym wydarzeniu Frankowski zaliczył swój ostatni występ w reprezentacji (już pod wodzą Leo Beenhakkera), Żurawski zaś poczekał do Euro 2008, wtedy też był kapitanem drużyny i meczem z Niemcami (w trakcie którego zszedł wskutek kontuzji) zakończył reprezentacyjną karierę. Bilans Frankowskiego z meczów w kadrze to 22-10, zaś „Magica” 72-17.
„Uff, wreszcie koniec” powiedzą teraz ci, którzy zdołali dobrnąć do końca tego tekstu. Mnie – mimo nieco bardziej szczegółowego opisu karier polskich napastników, niż miało to miejsce w poprzednich odcinkach naszego cyklu, ten tekst pisało się z wyjątkową łatwością i swobodą. Przy tworzeniu go, przed oczami co rusz widniały mi wszystkie bramki tytułowej dwójki, które okazje miałem oglądać – choćby te pamiętne z europejskich pucharów, przeciw Schalke, Parmie czy Panathinaikosowi. Duet Frankowski-Żurawski – mimo że z Polski, idealnie nadaje się do idei tego cyklu. Dwóch różnych napastników, świetnie współpracujących i rozumiejących się na boisku. Kibice Wisły z pewnością wiele oddaliby za któregoś z tej dwójki, ale póki co musi im wystarczyć wracający do formy Paweł Brożek. Może jemu też wymyślą kiedyś przydomek w stylu „Franek, łowca bramek” czy „Żuraw, władca muraw”.
WIKTOR DYNDA