Starcie gladiatorów w Madrycie nie porwało

ligamistrzow2

Pierwszy półfinał tegorocznej Ligi Mistrzów uraczył nas prawie wszystkim – dramaturgią, walką, wielkim powrotem na stare śmieci i zapewnił wielkich nieobecnych w rewanżu. Tylko piłkarskiego piękna próżno było szukać tego wieczoru w Madrycie…

Atletico Madryt – Chelsea Londyn 0:0

Czy był ktoś, kto spodziewał się gradu bramek na Vincente Calderon? Jeśli tacy się znaleźli, pierwsze 45 minut meczu niezwykle brutalnie wybiło im z głów te heretyckie myśli. Schowana za podwójną gardą Chelsea oddała inicjatywę podopiecznym Diego Simeone i cierpliwie blokowała kolejne ciosy wyprowadzane przez gospodarzy. Każdy kibic Chelsea wiedział, że łatwo nie będzie, a szybszego bicia serca przysporzyła im kontuzja Petra Cecha, którego po niespełna 20 minutach zmienił Mark Schwarzer, który w ostatnim meczu ligowym dołożył cegiełkę do coraz bardziej prawdopodobnego triumfu Liverpoolu w Premier League.  Tak oto w pierwszej połowie mieliśmy tak uwielbianą dramaturgię i walkę, tyle tylko, że futbolowego piękna gdzieś w tym wszystkim zabrakło. Świat Twittera był niezwykle zgodny w ocenie boiskowych zdarzeń:

Po zmianie stron piłkarze obu ekip zafundowali nam powtórkę z rozrywki – Atletico dalej biło głową w mur, Chelsea skutecznie się broniła, w dalszym ciągu wszechobecna była walka, a także dramaturgia nie powiedziała ostatniego słowa – z powodu kontuzji plac gry opuścić musiał John Terry. Trudno wyróżnić indywidualnie któregoś z zawodników – dzisiaj wszyscy byli trybikami w starannie nakręconych markowych zegarkach. Jose Mourinho wywiózł z Madrytu to, co chciał – zero z tyłu. A że przy okazji z rewanżu wyeliminowali się Obi Mikel i Lampard? Trudno, cel uświęca środki. Piłkarze Atletico dali z siebie wszystko, ale gdy naprzeciw stoi niebieski autobus na londyńskich numerach rejestracyjnych, wówczas „wszystko” to zdecydowanie za mało. Zamiast piłkarskiej uczty na Calderon mieliśmy potyczkę gladiatorów i trudno spodziewać się, by rewanż wyglądał inaczej.

BARTŁOMIEJ KRAWCZYK

Pin It