Do Madrytu piłkarze Galatasaray Stambuł przyjechali w bojowych nastrojach. Miała być walka o wciąż realny awans, gra bez kompleksów i ambicja. W pewnych fragmentach spotkania nie sposób było odmówić wszystkich tych cech gościom. Niestety dla Turków, mecze w fazie grupowej gra się nie fragmentami, a do końca. Dla Galatasaray, nawet Real w słabszej dyspozycji, to zbyt wymagający rywal.
Strzelanie na bramkę rozpoczęło się już w 3. minucie. Po świetnej kontrze i fantastycznym podaniu Isco, stuprocentową sytuację zmarnował Gareth Bale. Mecz przez pierwsze pół godziny opierał się na kopaninie bez ładu i składu. Obu drużynom udawało się dochodzić do sytuacji strzeleckich, ale rzadko i kończyli je nieskutecznie. Warto wspomnieć o czerwonej kartce dla Sergio Ramosa, który niezbyt brutalnie, acz złośliwie zatrzymał wychodzącego sam na sam Umuta Buluta.
Choć w spotkaniu padło pięć bramek, na pierwszą musieliśmy czekać aż do 37. minuty. Wtedy to wspomniany Bale popisał się fantastycznym strzałem z rzutu wolnego i tym samym wzmocnił podstawy do postrzegania go jako naturalnego następcę Cristiano Ronaldo.
Bramka była tak efektowna, jak krótka radość z niej. Po minucie wyrównał Bulut po asyście Didiera Drogby. Zasiało to sporo niepewności w szeregach Realu i do szatni aktorzy widowiska na Bernabeu schodzili przy wyniku 1:1.
Po przerwie gra Realu zaczęła wyglądać coraz lepiej. Starania Królewskich przyniosły efekty w 51. minucie, kiedy po błyskotliwym zagraniu Marcelo, piłkę do siatki wepchnął… Alvaro Arbeloa. Tak, ten sam Arbeloa, który jest tak ganiony za brak zaangażowania w ofensywie w reprezentacji Hiszpanii i tak krytykowany przez madryckich kibiców. Gdy na placu gry w miejsce aktywnego Casemiro pojawił się Xabi Alonso, można było oczekiwać unormowania i ustabilizowania chaotycznej jak dotąd gry. Rzeczywiście, po stracie drugiej bramki i wejściu rudobrodego Baska, coraz wyraźniej tracili kontrolę i inicjatywę, o ile o takiej w ogóle mogli mówić. Raz za razem ośmieszali się Aurelien Chedjou i Dany Nounkeu, dla których gra na Santiago Bernabeu to jeszcze za wysokie progi. Trzecią bramkę dla gospodarzy zdobył Angel Di Maria, który w obliczu absencji Cristiano Ronaldo wreszcie dostał szansę na rozegranie pełnego spotkania. Tureckich gości dobił Isco efektowną, upokarzającą obronę Galatasaray akcją przypieczętował wynik i przewagę.
Wielka szkoda, że wobec kretyńskiego zachowania Sergio Ramosa, z boiska musiał zejść Jese, by mógł go zmienić obrońca, Nacho. Młodego napastnika, gdyby oczywiście dostał należną mu ilość minut, stać było na zademonstrowanie czegoś więcej niż tylko powąchanie murawy.
Galatasaray był bezradny. Mogli chcieć, mogli walczyć, mogliby biegać i gryźć trawę, ale poziom sportowy Realu i tureckiej drużyny dzieli i dzielić będzie rozległa przepaść. Sam Real trudno chwalić, bo zrobił po prostu to czego od niego oczekiwano, bez fajerwerków i pompy. W grze ewidentnie czegoś brakowało. Albo kogoś…
W drugim spotkaniu grupy B, Juventus Turyn dzięki hat-trickowi Arturo Vidala gładko ograł FC Kopenhaga 3:1 i jest coraz bliżej awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów.
* * *
W pozostałych środowych spotkaniach Ligi Mistrzów było równie, jeśli nie jeszcze ciekawiej, niż w grupie B. Bezlitośnie z Bayerem w Leverkusen rozprawił się Manchester United, ogrywając Aptekarzy 5:0. Podobną rozrywkę zapewnili Realowi Sociedad Brazylijczycy z Szachtara Donieck, z tą różnicą, że strzelili o jedną bramkę mniej.
* * *
Z kolei Paris Saint-Germain nie bez problemów uporało się z Olympiakosem Pireus i wygrało 2:1. Bramki dla PSG strzelali – a jakże! – Zlatan Ibrahimović i w 90. minucie Edinson Cavani. Dla Olympiakosu jedyne trafienie zaliczył Kostas Manolas. W drugim spotkaniu grupy C Benfica na wyjeździe z podobnymi problemami uporała się z Anderlechtem. Tak jak Cavani dla PSG, w końcówce dla Benfiki decydującą o zwycięstwie bramkę zdobył Rodrigo.
* * *
A Bayern znowu wygrywa, bez względu na to, czy gra na Signal Iduna Park, na Allianz Arena, czy na zimnych rosyjskich rubieżach. W spotkaniu rozegranym dwie godziny wcześniej, podopieczni Pepa Guardioli wygrali z CSKA 3:1 (Robben, Goetze, Mueller – Honda). Niespodziewanie trudną przeprawą dla Manchesteru City okazało się podjęcie na Etihad Stadium Viktorii Pilzno. Mistrzowie Czech dwukrotnie odrabiali straty, by ostatecznie wypuścić z rąk zdobycz punktową przez trafienia Alvaro Negredo i Edina Dzeko. Oprócz nich strzelali jeszcze Samir Nasri, Sergio Aguero, a dla Viktorii Tomas Horava i Stanislav Tecl.
* * *
Komplet wyników środowych spotkań 5. kolejki Ligi Mistrzów:
GRUPA A
Szachtar – Real Sociedad 4:0
Bayer – Manchester United 0:5
GRUPA B
Juventus – FC Kopenhaga 3:1
Real Madryt – Galatasaray 4:1
GRUPA C
Anderlecht – Benfica 2:3
PSG – Olympiacos 2:1
GRUPA D
CSKA – Bayern 1:3
Manchester City – Victoria Pilzno 4:2
* * *
Już pewni awansu uczestnicy środowych zmagań to: Manchester United, Real Madryt, Paris Saint-Germain, Bayern Monachium oraz Manchester City.
MARIUSZ JAROŃ