Zapowiadali się smakowicie. Mieli strzelać gole, asystować, bronić. Jak nikt dotąd. Talenty z czystej wody. Wszyscy się nimi zachwycali, pomagali, wspierali. A oni? Wiele nie robili. Brali, co życie dawało. Garściami, jak wcześniejsze pokolenia. Ale w końcu zatrzymali się i zorientowali, że coś nie gra. To oni nie grali. Siadali na ławkę, smutki topili w alkoholu. Sen skończony, zanim na dobre się zaczął… Ruszamy z nowym cyklem na łamach FootBaru. Co czwartek przedstawiać Wam będziemy sylwetki piłkarzy, którzy z różnych przyczyn nie wypalili. Dziś czas na Błażeja Augustyna.
Ten odcinek będzie nieco inny od poprzednich, pisanych przeze mnie dość szczegółowo, sezon po sezonie. A to dlatego, że świetnie zapowiadający się środkowy obrońca od 2006 roku, czyli od momentu, kiedy zaczął dorosłą karierę, rozegrał w sumie jakieś 60 oficjalnych meczów, czyli mniej więcej tyle, ile najlepsi europejscy piłkarze przez jeden sezon.
Osiem minut
Urodzony w Strzelinie Augustyn – co chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, w piłkę zaczynał grać w Strzeliniance Strzelin, później kolejno przechodząc przed drużyny juniorskie Śląska i UKS SMS Łódź. W 2005 roku dołączył do przebywających w Boltonie Przemysława Kazimierczaka i Jarosława Fojuta, którzy – jak się później okazało, angielskie boiska podbijali z takim samym skutkiem, co nasz dzisiejszy bohater. Po roku spędzonym w drużynie juniorów Augustyn „awansował” szczebel wyżej i podpisał z klubem zawodowy kontrakt, co oznaczało, że stał się pełnoprawnym piłkarzem pierwszego zespołu.
Błażej został podstawowym obrońcą rezerw angielskiego klubu, a w styczniu 2007 roku udało mu się nawet zadebiutować w pierwszym zespole, w meczu Pucharu Anglii. Opiekunem Boltonu był wówczas Sam Allardyce, aktualnie pracujący w West Hamie. Zdaniem Polaka, jego menedżer był zadowolony z jego występu, niestety - nie pociągnął on za sobą kolejnych minut w barwach pierwszej drużyny. Kontrakt Augustyna obowiązywał do czerwca 2007 roku, ale zawodnik zdecydował się go nie przedłużać, mimo że – jak twierdzi – klub optował za tym rozwiązaniem. Polak chciał grać, a że w Boltonie konkurencja rosła, to postanowił wrócić do Polski. Miał oferty z Zagłębia i Legii, ostatecznie wybrał drugą opcję. Z Anglii wyjeżdżał z bilansem 40 spotkań rozegranych w rezerwach i… ośmiu minut w pierwszej drużynie.
Do powrotu do Polski skłoniła mnie chęć gry. Wierzę, że w Polsce będę miał więcej okazji do występów na boisku. W Boltonie jest wielu doświadczonych obrońców, więc trudno było mi się przebić do pierwszego zespołu. A druga drużyna jest zawsze tą drugą.
Legia znakomicie rozpoczęła sezon 2007/08, w pierwszych sześciu kolejkach zdobywając komplet punktów bez straty bramki. Rola Augustyna w tym osiągnięciu była raczej niewielka ze względu na uraz, który dopadł go na początku września. Pojawił się on bowiem na boisku co prawda w trzech meczach, ale spędził na nim tylko 110 minut. Później wrócił do składu, ale zagrał bardzo słaby mecz z Koroną, w którym popełnił błąd przy decydującej bramce dla rywali. Dostawał więc szanse tylko w mało znaczącym Pucharze Ekstraklasy, później doznał kolejnego urazu, a już zimą Legia szukała na niego chętnego. Augustyn przegrywał rywalizację z Jakubem Rzeźniczakiem, Dicksonem Choto i Inaki Astizem.
Piłkarz został jednak w Warszawie, ale wiosną nie wystąpił w lidze ani razu. Powód? Dość absurdalny… działacze Legii zwyczajnie nie zgłosili go do rozgrywek. Choć w sumie nie tak zwyczajnie, bo zielone światło do gry dostał np. przymierzany do klubu ze stolicy Ransford Osei, który jednak nigdy w Polsce się nie pojawił. Dla Augustyna miejsca na liście zabrakło i rundę wiosenną miał chłopak z głowy.
Największy talent
Mimo zaledwie dziewięciu występów w całym sezonie, akces do zatrudnienia Polaka zgłosił klub włoskiej Serie B, Rimini Calcio. Nasz obrońca na testach na obczyźnie wypadł przyzwoicie i został wypożyczony na rok z opcją pierwokupu. Na południu Europy Augustyn radził sobie podobnie jak w Legii. Oficjalny debiut zaliczył dopiero 18 października 2008 roku, a na swój kolejny występ musiał czekać blisko miesiąc. Niestety, w trakcie tego drugiego meczu obrońca zerwał więzadła w kolanie, co wiązało się z jego długą przerwą w grze. Na murawę piłkarz wrócił dopiero w maju, zagrał w czterech meczach Rimini – w tym dwóch barażach o utrzymanie w lidze – i zleciał z klubem do trzeciej klasy rozgrywkowej we Włoszech. Kilka dni później, nie wiedzieć czemu, po Augstyna zgłosił się klub z Serie A, Catania, który za jego kartę zawodniczą wyłożył na stół aż 500 tysięcy euro. Legia ofertę przyjęła z pocałowaniem ręki i pozbyła się balastu przy okazji inkasując za niego przyzwoitą sumkę.
Nie wiem, jak to możliwe, że klub z Serie A uważa mnie za młodego i perspektywicznego zawodnika, a w Polsce mnie nie chcieli. Poza Catanią miałem oferty z trzech innych klubów, w tym Regginy i Torino. Również Rimini chciało mnie wykupić, ale powiedziałem im, że w przypadku spadku do Serie C odejdę z klubu. Czy będę grał? Zobaczymy. Nie chcę się na nic nastawiać. W Legii popełniłem kilka błędów, ale każdy je robi. Mam nadzieję, że w Serie A pozwolą mi rozwinąć się piłkarsko i wyeliminować najsłabsze strony.
W Catanii Augustyn dobrze się odnalazł i po okresie przygotowawczym, wszyscy w klubie byli pod wrażeniem jego profesjonalizmu. Polak zadebiutował w Serie A już w pierwszej kolejce, ale musiał opuścić boisko w końcówce za czerwoną kartkę. Po absencji spowodowanej karą za zbyt ostrą grę, Augustyn wrócił do osiemnastki Catanii, ale zajmował miejsce na ławce, bardzo sporadycznie zaliczając kolejne występy. W grudniu Gianlucę Atzoriego na ławce trenerskiej „Rossazurrich” zastąpił Sinisa Mihajlović, a w styczniu włoscy dziennikarze umieścili Polaka w gronie największych piłkarskich talentów.
W 2010 roku obrońca dostawał szanse od nowego trenera w Pucharze Włoch, a z czasem także w Serie A. Gdy po udanym dla niego okresie, na przełomie lutego i marca pojawiło się zainteresowanie ze strony ówczesnego selekcjonera reprezentacji, Franciszka Smudy, Augustyn ponownie zerwał więzadła w kolanie. Licznik Polaka w sezonie 2009/2010 zatrzymał się na 10 ligowych spotkaniach i czterech w Pucharze Włoch. Rehabilitacja w takich przypadkach zwykle przebiega długo, w związku z czym Augustyn na boisku nie pojawił się już do końca roku. 2011 rok Polak rozpoczął udanie, wrócił do gry na pucharowy mecz z Juventusem, a z czasem zaczął też dostawać okazje w Serie A. Nie grał jednak systematycznie, w międzyczasie niepotrzebnie złapał też czerwoną kartkę, i w efekcie wiosną zaliczył tylko siedem meczów. Przypomnę, że trenerem Catanii był wówczas obecny opiekun Atletico Madryt, Diego Simeone, a z końcem sezonu zastąpił go Vincenzo Montella.
Jest dobrze
Mimo że Polak imponował wysoką dyspozycją w okresie przygotowawczym, został wypożyczony do występującej w Serie B Vicenzy. Sezon 2011/12 był w końcu tym, czego Augustyn oczekiwał od… początku swojej kariery, bo właśnie na zapleczu włoskiej ekstraklasy Polak grał naprawdę regularnie. W ciągu całego roku wystąpił w 26 meczach swojej drużyny, strzelając dwa gole, w tym jednego samobójczego. Latem wrócił jednak do Catanii, skąd po pół roku bez choćby jednego meczu, chciał odejść zimą. Do Polski jednak nie wrócił, bo działaczom Zagłębia postawił zbyt wygórowane warunki co do jego wynagrodzenia. Sezon zakończył z czterema meczami na koncie.
W czerwcu 2013 roku kontrakt Augustyna z Catanią dobiegł końca. Wówczas mówił on, że na pewno zostanie we Włoszech, bo na powrót do Polski przyjdzie jeszcze czas. Miał mieć ciekawe oferty z Serie B. We wrześniu podpisał kontrakt z Górnikiem. Po czterech występach w pierwszym składzie doznał jednak urazu pięty i do końca roku nie zagrał już w ekstraklasie. Obecnie ma się dobrze, przygotowuje się do rundy wiosennej z drużyną, gra w sparingach i aktywnie twittuje.
Do dziś Augustyn nie doczekał się debiutu w dorosłej reprezentacji Polski. Zaliczył tylko trzy mecze w kadrze U-21. Najbliżej do drużyny narodowej było mu podczas występów w Catanii, a później Vicenzie, ale został zlekceważony przez Franciszka Smudę. Dziś tę drogę do drużyny Adama Nawałki ma zdecydowanie dłuższą. Kolejny szumnie zapowiadający się talent za nami. Kolejny, który skończył w ekstraklasie jeszcze przed trzydziestką i kolejny, który skończył się zanim tak naprawdę się zaczął. A może… Błażej Augustyn jeszcze pokaże wszystkim, co potrafi?
WIKTOR DYNDA
Fot. Legia.com
Spalony kotlet. Marcin Smoliński
Spalony kotlet. Igor Sypniewski
Spalony kotlet. Sebastian Szałachowski