Zapowiadali się smakowicie. Mieli strzelać gole, asystować, bronić. Jak nikt dotąd. Talenty z czystej wody. Wszyscy się nimi zachwycali, pomagali, wspierali. A oni? Wiele nie robili. Brali, co życie dawało. Garściami, jak wcześniejsze pokolenia. Ale w końcu zatrzymali się i zorientowali, że coś nie gra. To oni nie grali. Siadali na ławkę, smutki topili w alkoholu. Sen skończony, zanim na dobre się zaczął…
***
Urodzony w Łodzi w 1982 roku Łukasz Madej jest wychowankiem Łódzkiego Klubu Sportowego. Zaczął w nim grać już jako nastolatek, a 13 marca 1999 roku mając lat 17, Madej zadebiutował w Ekstraklasie w spotkaniu z Odrą Wodzisław. Wtedy też osiągnął pierwszy sukces z kadrą, zajmując 2. miejsce w ME U-16. W sezonie 1999/2000 skrzydłowy grał już w ŁKS-ie częściej, pojawiając się na boisku 20 razy i strzelając przy tym trzy bramki. W tamtym roku łódzki klub spadł z ligi, a Madej po pół roku gry na zapleczu Ekstraklasy przeszedł do Ruchu Chorzów.
Podczas pierwszej rundy na Śląsku Łukasz był głównie rezerwowym i dostawał szanse tylko w ostatnich kilkunastu minutach spotkań. Mimo to, zdołał strzelić jednego gola w starciu z Wisłą Orlen Płock. Wiosnę kończył z dorobkiem 11 spotkań i jednej zdobytej bramki. 29 lipca 2001 roku Madej, wraz z rówieśnikami został Mistrzem Europy do lat 18 po zwycięskim finale z Czechami, w którym zaliczył on jedno ze swoich dwóch trafień dla Polski w całym turnieju. W ówczesnej kadrze Michała Globisza w obronie grał Sebastian Mila, a na środku ataku Łukasz Nawotczyński.
W sezonie 2001/02 Madej wciąż był piłkarzem Ruchu, ale nadal był w nim tylko rezerwowym. Pierwszym wyborem trenera Bogusława Pietrzaka pozostawał Damian Gorawski, którego wychowanek ŁKS-u był tylko zmiennikiem. W tamtym sezonie Madej wystąpił w 15 meczach chorzowian, ale aż dziewięć razy wchodził na plac z ławki. Ruch zakończył rozgrywki ligowe na 7. miejscu. Latem 2002 roku po młodego skrzydłowego zgłosił się wracający do elity Lech Poznań i transfer doszedł do skutku.
W „Kolejorzu” Madej odnalazł się lepiej niż w Chorzowie i z miejsca stał się piłkarzem pierwszego składu. W swoim pierwszym sezonie w Poznaniu na boisku meldował się aż 27 razy, strzelając przy tym jednego gola i notując trzy asysty. W dodatku w lutym 2003 roku piłkarz zdążył zadebiutować w dorosłej reprezentacji w meczu z Macedonią. Lech zakończył ówczesne rozgrywki na 12. miejscu w tabeli z 26-punktową przewagą nad Pogonią, która wówczas w 30. kolejkach potrafiła zdobyć zaledwie… 9 punktów.
Kolejny sezon w wykonaniu Madeja był jeszcze lepszy. Jesienią świetna gra w „Kolejorzu”, a zimą kolejne dwa mecze w kadrze, choć oba w mało prestiżowych spotkaniach z Maltą i Litwą. Wówczas po raz pierwszy zaczęto też mówić o zainteresowaniu Madejem przez kluby zachodnie, takie jak Le Mans, Tuluza, Siena, Partizan Belgrad czy Empoli. Piłkarz został jednak w Poznaniu, mimo że Lech był mu winny zaległe pieniądze. Sprawę udało się załatwić, ale Madej był na tyle sfrustrowany całą sytuacją, że wysłał do klubu pismo, w którym stawia klubowi ultimatum – albo w przeciągu pięciu dni oddaje mu pieniądze, albo pomocnik odchodzi. Wiosną Łukasz wciąż pozostawał w pierwszym składzie, ale jego forma nieco osłabła. Ostatecznie sezon 2003/04 zakończył z dorobkiem 3 goli i 5 asyst w 24 meczach, a Lech pod wodzą Czesława Michniewicza wygrał puchar oraz superpuchar kraju.
Jesień 2004 roku była ostatnią dla Madeja w barwach Lecha. Formę, tak jak i cały zespół, piłkarz miał wówczas niską, a „Kolejorz” przegrał aż 7 z 13 meczów. Już w październiku Łukasz pojawił się na testach w Wiśle, gdzie negocjował warunki indywidualnego kontraktu, a Henryk Kasperczak widział go w swojej koncepcji. W międzyczasie w „Białej Gwieździe” zaszły jednak organizacyjne zmiany i temat transferu skrzydłowego upadł. Pod koniec roku do walki o niego włączyła się także Legia oraz kluby z zagranicy – Szynnik Jarosław i Hearts. Dość niespodziewanie, w styczniu 2005 roku piłkarz podpisał jednak kontrakt z Górnikiem Łęczna, który za Madeja miał wyłożyć wówczas 300 tysięcy złotych. Nasz dzisiejszy bohater swój wybór tłumaczył w następujący sposób:
„Chcę Górnikowi pomóc utrzymać się w pierwszej lidze, a Górnik na pewno pomoże mnie. Mój menedżer twierdzi, że kluby zawarły już wstępne porozumienie. Dla mnie w Łęcznej magnesem jest trener Kaczmarek. Przy nim wielu młodych chłopaków się wypromowało. Chcę spokojnie pograć pół roku, jak będę odpowiednio przygotowany, to wystarczy, by zainteresował się mną lepszy klub (…) W innych klubach proponowali minimum trzyletnią umowę. Nie chcieli się zgodzić na sumę odstępnego, co się udało ustalić z Łęczną. Rosji trochę się bałem. Poza tym – wolę kierunek na Zachód”
Łukasz Madej w styczniu 2005 roku
W lutym 2005 roku o Madeju ponownie było głośno, ale za sprawą oskarżenia go i kilku jego kolegów z kadry o gwałt. Głównym podejrzanym w całej sprawie był Łukasz Mierzejewski, a Madej, Nawotczyński i Grzelak mieli być wówczas z nim na dyskotece. Piłkarz wszystkiego się wyparł, a sprawa szybko ucichła. Wiosną w Łęcznej wychowanek ŁKS-u był tylko rezerwowym, zagrał ledwie w dziewięciu meczach, w których strzelił jednego gola. Jesienią niewiele się zmieniło, Madej wciąż na boisku pojawiał się sporadycznie i myśl, że kontrakt z Górnikiem wygasa już po tej rundzie, z pewnością dodawał mu otuchy. Pobyt na Lubelszczyźnie to zdecydowanie najgorszy okres w karierze pomocnika.
Wiosnę Madej spędził w swoim ŁKS-ie, z którym raz, dwa awansował do Ekstraklasy. Łukasz zagrał w piętnastu meczach i był podstawowym graczem drużyny przez całą rundę, podczas której trenerów łodzian było kilku – Wiesław Wojno, Jerzy Kasalik i Marek Chojnacki. Ostatecznie awans wywalczył ten ostatni, który swoją funkcję miał sprawować tymczasowo, ale w obliczu sukcesu, jaki osiągnął, został na stołku na dłużej.
Gniewny, w drodze na Mundial. Odpalony w Juventusie…
Kolejny sezon Madej rozpoczął jako rezerwowy. Oczywiście nie spodobało mu się to, więc – w swoim stylu – powiedział o wszystkim, co myśli mediom. W efekcie otrzymał karę w wysokości 5 tysięcy za krytykowanie decyzji trenera. Forma piłkarza była jednak wysoka i już w derbach wskoczył on do pierwszego składu. W tym meczu strzelił gola, za chwilę dołożył kolejnego z Legią, a jesienią trafił jeszcze z Górnikiem. Madej spisywał się świetnie, tak jak i cały ŁKS, który będąc beniaminkiem zajmował 6.miejsce w tabeli Ekstraklasy. Wiosną jemu oraz drużynie szło słabiej, ale rok w jego wykonaniu i tak był bardzo dobry – 4 gole i 3 asysty w beniaminku, który ostatecznie wylądował na 9. miejscu w lidze. A 22 maja 2007 roku w meczu z Koroną Madej przeprowadził akcję, której nie powstydziłby się sam Leo Messi, przemierzając z piłką rajd przez pół boiska i finalnie kierując ją do siatki. Możecie ją obejrzeć na poniższym filmiku (od 2:05).
W kolejnym sezonie z Łodzi odeszło kilku kluczowych piłkarzy, a ŁKS przez wielu typowany był jako kandydat do spadku. I faktycznie, podopiecznym Wojciecha Boreckiego, a następnie Mirosława Jabłońskiego jesienią szło fatalnie, a jedynym zawodnikiem, który spisywał się na miarę oczekiwań, był właśnie Madej. Jesienią strzelił cztery gole dla klubu znajdującego się w strefie spadkowej, a jego trafienie w doliczonym czasie z Polonią Bytom dało drużynie nadzieję na utrzymanie miejsca w lidze. Wiosną zespół pod wodzą Marka Chojnackiego spisywał się kapitalnie i finiszował na 11. miejscu w tabeli. A Madej? Łącznie strzelił 7 goli, do których dołożył 3 asysty. Jego kontrakt z ŁKS-em dobiegał jednak końca i piłkarz postanowił zmienić nie tylko barwy klubowe, ale i ligę.
„Chciałem spróbować sił w lidze zagranicznej. Krajowe oferty mnie nie interesowały. Gdybym miał zostać w Polsce, to nadal bym grał w ŁKS. Wszystko wskazuje jednak na to, że karierę będę kontynuował w Portugalii. Cieszę się z tego, gdyż z tamtejszej ligi jest znacznie bliżej do Hiszpanii i Francji, gdzie chciałbym grać w przyszłości”
Łukasz Madej latem 2008 roku
I faktycznie, Madej wylądował w Portugalii, w barwach Academiki Coimbra, gdzie był wówczas jeszcze znany z polskich boisk Boris Pesković. Jednak na Półwyspie Iberyjskim kariery nie zrobił. Zagrał tylko w sześciu meczach Primeira Liga, z czego w czterech pojawiał się na boisku na ostatni kwadrans, a zaledwie dwukrotnie wychodził na murawę w pierwszym składzie. W jednym z dwóch takich spotkań, Polak zaliczył nawet asystę i znalazł się w jedenastce kolejki. W pozostałych spotkaniach był rezerwowym lub w ogóle nie kwalifikował się do meczowej osiemnastki, dlatego już po roku w Portugalii Madej rozwiązał kontrakt z Academiką za porozumieniem stron.
Po powrocie z Portugalii piłkarz trafił do Śląska, w którym po trzech latach wywalczył mistrzostwo Polski. W tym czasie zagrał dla niego w ponad 60 meczach, strzelając 7 bramek i zaliczając 8 asyst. Mimo dobrej formy w ostatnim we Wrocławiu, mistrzowskim sezonie, klub nie zdecydował się przedłużyć z nim kontraktu. Madej na rok trafił do GKS- Bełchatów, gdzie był wyróżniającą się postacią. Jego klub spadł z Ekstraklasy, ale chętnych na zatrudnienie Łukasza nie brakowało. Ostatecznie skrzydłowy wylądował w Górniku Zabrze, gdzie jak dotąd wystąpił w 31 meczach tego sezonu, w grudniu minionego roku zaliczył także dwa kolejne mecze w reprezentacji.
Piłkarz Chelsea nazywa Mourinho głupcem!
Mimo że Łukasz Madej wygrał wszystko, co było do wygrania w Polsce – zdobył mistrzostwo, puchar oraz superpuchar kraju – przyznaje, że jego kariera nie potoczyła się tak, jak sam by tego chciał.
„Zabrakło mi paru rzeczy, żeby osiągnąć więcej. Na pewno szczęścia, bo gdybym do takiego Śląska trafił pięć lat wcześniej, moja kariera mogłaby nabrać rozpędu. Po części przyczynił się do tego też brak pokory. Nie bałem się powiedzieć trenerowi, co mi się nie podoba, czasem ze złości potrafiłem odkopnąć piłkę. Gdybym miał w młodości ten rozum, co teraz, na pewno zaszedłbym dalej”
Madej podczas pobytu w GKS-ie Bełchatów
Po odejściu z Górnika Łęczna popadł w konflikt z Bogusławem Kaczmarkiem, z powodu którego, w czasie swojej świetnej formy w ŁKS-ie nie doczekał się powołania do reprezentacji, w sztabie której wówczas pracował „Bobo”. Madej jest także postacią niezwykle kontrowersyjną. Nie unika deklarowania swojego przywiązania do rodzinnego klubu, dlatego nie jest zbyt lubiany po drugiej stronie Łodzi. Podczas jednego z meczów Widzewa ze Śląskiem Madej, po strzeleniu gola przyłożył rękę do ucha, by usłyszeć reakcję trybuny, na której zasiadają najbardziej zagorzali kibice z Piłsudskiego, na jego gola. Poza Widzewem wychowanka ŁKS-u nie lubią też w Poznaniu, gdzie twierdzą, że ten sprzedał złoty medal za zdobycie Puchar Polski za 300 złotych. Piłkarz oczywiście wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że tę zdobycz cały czas trzyma w domu.
O przywiązaniu do ŁKS-u niech świadczy też fakt, że jeden z pokojów w mieszkaniu Madeja jest pomalowany w biało-czerwono-białe pasy. Z kolei podczas ostatniej wizyty w studiu Ligi+ Extra piłkarz stwierdził, że Stadion Miejski w Łodzi powinien się pojawić tylko przy alei Unii, bo tylko tam znajdują się rodowici łodzianie, a nie przyjezdni z okolicznych miejscowości, tak jak jego zdaniem jest w przypadku Widzewa. Po zakończeniu kariery Madej chciałby zostać dziennikarzem sportowym, z czym zgodzili się jego koledzy z GKS-u Bełchatów, którzy stwierdzili, że wkrótce zostanie on ekspertem w nc+. Panu Łukaszowi życzymy rzecz jasna pomyślności w realizowaniu tego planu.
WIKTOR DYNDA
Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus
***