Spalony kotlet (13). Konrad Gołoś

golos1 Zapowiadali się smakowicie. Mieli strzelać gole, asystować, bronić. Jak nikt dotąd. Talenty z czystej wody. Wszyscy się nimi zachwycali, pomagali, wspierali. A oni? Wiele nie robili. Brali, co życie dawało. Garściami, jak wcześniejsze pokolenia. Ale w końcu zatrzymali się i zorientowali, że coś nie gra. To oni nie grali. Siadali na ławkę, smutki topili w alkoholu. Sen skończony, zanim na dobre się zaczął…

***

Dzisiejszy odcinek będzie wyjątkowy. Wyjątkowy, bo nasz dzisiejszy „kotlet” został spalony nie na własne życzenie. O szybkim końcu jego kariery zadecydował los, który Konrada Gołosia – bo to o nim mowa – boleśnie doświadczył niemal na samym początku wkraczania w dorosłe życie.

Urodzony w Siedlcach Gołoś jako dzieciak występował w Zrywie Chodów. W wieku czternastu lat przeniósł się do lokalnej Pogoni, w której po czterech sezonach w sekcjach młodzieżowych, został przesunięty do pierwszej drużyny. W 2003 roku z IV ligi „Goły” awansował o klasę wyżej, stając się graczem Radomiaka Radom. Występował w tym klubie przez rok, w czasie którego pomógł drużynie w awansie do ówczesnej II ligi. Wówczas zgłosiła się po niego Polonia Warszawa, jedenasty klub ekstraklasy. W stolicy trenerem był wówczas Jerzy Engel, który swoim nowym nabytku mówił w samych superlatywach: - Tak dobrze wyszkolonego technicznie piłkarza nie było w Polsce od lat. To czysty talent! ( TUTAJ czytaj o wielkich polskich talentach).

Sam zawodnik w nowy sezon wszedł całkiem udanie. Od samego początku był podstawowym zawodnikiem Polonii, w której już po pięciu kolejkach miał na koncie gola i asystę. Wtedy po raz pierwszy napomknął o swoim marzeniu, jakim była gra w reprezentacji. Po rundzie jesiennej sezonu 2004/05 Gołoś został mianowany jako najgorętszy towar na rynku transferowym. O rozgrywającego „Czarnych Koszul” walczyły Legia z Amiką, ale sam piłkarz zadeklarował jasno: chciałbym grać w Polonii jeszcze co najmniej pół roku.

W marcu 2005 roku Gołoś przegrał rywalizację z Marcinem Smolińskim w głosowaniu plebiscytu Canal+ i PZPN  „Piłkarski Oscar” w kategorii „Odkrycie roku”, a 14 kwietnia został powołany na mecz reprezentacji z Meksykiem. ( TUTAJ czytaj o wielkim upadku Marcina Smolińskieg0). Spotkanie miało odbyć się w Chicago, a wśród powołanych zabrakło piłkarzy z lig zagranicznych. Ich absencja stworzyła „Gołemu” szansę debiutu w kadrze, którą 28 kwietnia wykorzystał, pojawiając się na boisku w 46. minucie w miejsce Przemysława Kaźmierczaka. W międzyczasie jednak, Gołoś związał się kontraktem z nowym pracodawcą – Wisłą Kraków. Pomocnik Polonii piłkarzem „Białej Gwiazdy” miał zostać od nowego sezonu. Rozgrywki ligowe Gołoś ukończył jednak z bilansem przeciętnym, nawet jak na debiutanta – 24 meczów, w których strzelił 1 gola i zaliczył 3 asysty.

Wisła co roku walczy o mistrzostwo Polski, ma bardzo dobry zespół i nowego świetnego trenera. To klub poukładany, w którym występuje najwięcej reprezentantów. Nęcący jest dla mnie fakt, że będzie grał w eliminacjach Ligi Mistrzów. Zamieszanie wokół tego transferu nie przeszkodzi mi w grze. Jeżeli jednak będę grał źle, to na pewno nie z tego powodu. Zawsze, czy coś będzie przesądzone, czy nie, będę starał się być jak najlepszy .

Konrad Gołoś

Już na samym początku w Wiśle zaczęły się problemy Gołosia. W rutynowych, przedsezonowych badaniach wyszło na jaw, że zawodnik ma wrodzoną wadę serca i przez zastrzeżenia co do prawidłowości jego pracy, kardiolog nie wyraził zgody na uprawianie przez „Gołego” sportu. Jednak kilka dni później, po szeregu dodatkowych badań okazało się, że pomocnik na szczęście nie musi przechodzić operacji i jest do dyspozycji… Jerzego Engela, który podobnie jak jego podopieczny, Warszawę zamienił na Kraków. ( TUTAJ czytaj o ciężkiej chorobie czołowego gracza Wisły Kraków).

Pierwsze spotkania w Wiśle Gołoś miał ciężkie, bo musiał pogodzić się z rolą zmiennika dwójki Cantoro-Sobolewski. Krakowianie wygrywali mecz za meczem, ale Konrad miał w tym niewielki udział. Z czasem jednak obaj jego główni konkurenci do gry odnieśli urazy i dla młodego pomocnika zapaliło się zielone światło do występów w pierwszym składzie. Gołoś jednak nie radził sobie z presją w zespole mistrza Polski i szybko wrócił na ławkę. Zimą zaczęło się nawet mówić, że może trafić na wypożyczenie do GKS-u Bełchatów. ( TUTAJ czytaj o upadku GKS-u Bełchatów i powitaniu z pierwszą ligą).

W marcu 2006 roku Gołoś wdał się w pyskówkę i przepychankę z dwójką braci Brożków, za co cała trójka została ukarana przez nowego opiekuna krakowian, Dana Petrescu. Miesiąc później, w swoim pierwszym meczu wiosną, „Goły” strzelił swoją pierwszą i ostatnią bramkę w Wiśle. Kapitalne uderzenie z dystansu nie poprawiło jednak sytuacji młodego pomocnika w Krakowie, bo do końca sezonu Gołoś, jeśli w ogóle pojawiał się na boisku, to tylko na ostatnie minuty. Nie pomogło mu też nadmierne zaangażowanie na treningach, z którego wszystkim w Wiśle był znany. „Ten człowiek poraża swoją ambicją” – stwierdził Grzegorz Mielcarski, ówczesny dyrektor sportowy „Białej Gwiazdy”. Sezon zakończył z marnym dorobkiem jednego gola w osiemnastu meczach, a Petrescu mówił o nim: robi wszystko odwrotnie, niż mu każę. ( TUTAJ czytaj o Danie Petrescu – trafi do Premier League!).

Rozgrywki 2006/07 Gołoś znów rozpoczął jako rezerwowy w Wiśle i w sierpniu został wypożyczony do Polonii, która wówczas walczyła o utrzymanie w… drugiej lidze. Na zapleczu ekstraklasy pomocnik wystąpił w 13 meczach swojej drużyny, w których strzelił jednego gola. Mimo że w zamyśle wypożyczenie do Warszawy miało potrwać rok, to już po rundzie jesiennej Gołoś wrócił do Krakowa, bo Wiśle nie udało się sprowadzić żadnego rozgrywającego.Wiosną piłkarz grał dość często u Adama Nawałki, ale jego forma – podobnie jak całej drużyny – była daleka od ideału. W piętnastu spotkaniach Gołoś nie zdobył choćby jednej bramki, nie popisał się też żadnym ostatnim podaniem. (Oto ocena Nawałki, jako selekcjonera – CZYTAJ TUTAJ ).

W lipcu 2007 roku cierpiąca na kłopoty bogactwa Wisła pozbyła się części zawodników, w tym Gołosia, który trafił na roczne wypożyczenie do Górnika. Niewielu wówczas przypuszczało, że będzie to ostatni sezon tego pomocnika w karierze. Ale po kolei. W Zabrzu „Goły” szybko zaczął pokazywać swoje nieprzeciętne umiejętności, zaliczając kluczowe podania, asysty, a także trafiając nawet do siatki. Jesienią pomocnik Górnika spisywał się na tyle dobrze, że w październiku zaliczył drugi występ w reprezentacji, dowodzonej już przez Leo Beenhakkera. Rywalem kadry były Węgry, a Gołoś wystąpił w pierwszej połowie przegranego 0:1 spotkania.

Po transferze do Wisły nie było mi łatwo. Jestem takim zawodnikiem, który strasznie przeżywa siedzenie na ławce lub trybunach. Z perspektywy czasu wiem, że zostawanie jak najdłużej w Wiśle było błędem. Czasami trzeba zostawić swoje sportowe życie, nawet jeśli jest bardzo atrakcyjne, by spróbować gdzieś indziej. Transfer do Górnika był strzałem w dziesiątkę.

Konrad Gołoś

Już zimą rozpoczęły się negocjacje na linii Gołoś-Górnik-Wisła, w sprawie wykupu piłkarza z „Białej Gwiazdy” i dogadania się z nim, co do wysokości jego kontraktu. I zabrzanom, i piłkarzowi zależało ponoć na tym, by od nowego sezonu wciąż mógł on występować przy Roosevelta, jednak czas mijał i… nic się nie zmieniało. W lutym pomocnik rozegrał trzeci – i ostatni – mecz w kadrze (26 minut z Estonią), a wiosną w ekstraklasie spisywał się już znacznie słabiej niż jesienią. W czerwcu stało się jasne, że Gołoś, niechętnie, ale musi wrócić do Krakowa. ( TUTAJ czytaj, dlaczego Górnik zasługuje na walkę w grupie mistrzowskiej).

W lutym 2007 roku „Gołemu” odnowiła się kontuzja kolana i czekała go dłuższa przerwa w treningach. Chwilę później jasne stało się, że zawodnik nie pojawi się na boisku już do końca roku. Powód? Borelioza, spowodowana ugryzieniem przez kleszcza. Choroba bardzo osłabiła Gołosia, regularnie przyjmującego antybiotyki, które jednak nie zawsze dawały spodziewany efekt. Istniało realne ryzyko, że piłkarz może już nigdy nie wrócić do futbolu, ale całe szczęście, w styczniu 2008 roku udało mu się wygrać z chorobą, o której mówi się „cichy zabójca”.

Byłem wyczerpany. Miałem stany podgorączkowe, bolała mnie głowa, a oczy jakby zapadały się do środka (…) Przeczytałem dużo książek o chorobie, znalazłem informację o tym, że Karel Poborsky czy Bastian Schweinsteiger cierpieli na boreliozę, ale wyzdrowieli. Próbowałem nawet znaleźć kontakt do piłkarza Bayernu Monachium na jego stronie internetowej, ale się nie udało (…) Myślę, że dziś jestem w stanie zagrać już 45 minut, ale czekam na decyzję trenera. Na razie mówi, że jeszcze za wcześnie, ale gdyby udało się zagrać w rundzie wiosennej, to byłoby już coś.

Konrad Gołoś

Wiosną Gołoś jednak nie pojawił się na boisku ani minuty. Powracający powoli do zdrowia zawodnik wciąż uskarżał się na ból w kolanie, a w czerwcu w końcu poddał się zabiegowi, po którym pauzował kolejne 5 miesięcy. Do treningów powrócił pod koniec listopada, ale w Wiśle nie zagrał ani minuty aż do końca sezonu. W czerwcu 2010 roku jego kontrakt z „Białą Gwiazdą” dobiegł końca, a już kilka dni później Gołoś siedział w autokarze z piłkarzami Górnika Zabrze, zmierzającymi na zgrupowanie do Zakopanego. ( TUTAJ czytaj o wielkim dramacie i chorobie Sebastian Deislera).

13 lipca Gołoś zakończył jednak piłkarską karierę. Kolano nie przestawało dawać o sobie znać i 28-latek zdecydował, że uczciwiej będzie, jeśli nie podpisze kontraktu z Górnikiem.

Ćwiczyłem, zaciskałem zęby. Ale ból był nie do zniesienia, obrzydło mi zażywanie dzień w dzień tabletek przeciwbólowych. Owszem, mógłbym pograć jeszcze rok, ale jakim kosztem? Lekarze powiedzieli, że kolano wygląda jak u pięćdziesięciolatka. Boli okropnie, jest spuchnięte, od kiedy odstawiłem tabletki. Odnoszę wrażenie, że nogę mam w dwóch częściach.

Konrad Gołoś

Po zakończeniu kariery przez Gołosia na ładny gest zdecydowali się kibice Wisły, którzy w sierpniu, przed meczem z Polonią Bytom podziękowali piłkarzowi za grę w barwach ich drużyny.

W wywiadach były reprezentant Polski podkreślał, że chciałby sprawdzić się jako dziennikarz sportowy, jednak po czasie przyznał, że w tej roli nie mógłby być obiektywny. W 2012 roku Gołoś rozpoczął treningi z czwartoligowym Orłem Piaski Wielkie, ale jak sam twierdzi, jest to jego hobby i nie należy traktować tego, jako jego powrotu na boisko. Od kilku lat Gołoś próbuje też swoich sił jako menadżer.

WIKTOR DYNDA

fot. Łukasz Laskowski/  PRESSFOCUS, uefa.com

***

Oni stracili wielkie kariery na własne życzenie:

Spalony kotlet. Igor Sypniewski

Spalony kotlet. Sebastian Szałachowski

Spalony kotlet. Marcin Smoliński

Pin It