Spalony kotlet (11). Wojciech Łobodziński

Zapowiadali się smakowicie. Mieli strzelać gole, asystować, bronić. Jak nikt dotąd. Talenty z czystej wody. Wszyscy się nimi zachwycali, pomagali, wspierali. A oni? Wiele nie robili. Brali, co życie dawało. Garściami, jak wcześniejsze pokolenia. Ale w końcu zatrzymali się i zorientowali, że coś nie gra. To oni nie grali. Siadali na ławkę, smutki topili w alkoholu. Sen skończony, zanim na dobre się zaczął…

HDP-RGOL-640x120

Urodzony w Bydgoszczy Łobodziński jest wychowankiem tamtejszego Zawiszy, w którym grał już w wieku 10 lat. Siedem lat później doczekał się debiutu w pierwszej drużynie, a 3 października rozegrał pierwszy mecz w ekstraklasie, ale już w barwach Stomilu Olsztyn. Kariera „Łobo” ewoluowała nieco w sezonie 2001/02, kiedy to – będąc już zawodnikiem drugoligowej wówczas Wisły Płock – zaczął występować w coraz większej liczbie meczów. Wcześniej jednak, Łobodziński z grupą rówieśników zdobył złoty medal ME U18 w Finlandii, samemu strzelając w finale turnieju bramkę przeciwko Czechom. ( TUTAJ czytaj o niezwykle utalentowanym pokoleniu polskich piłkarzy, pokoleniu, które przepadło).

Po awansie z Wisłą do Ekstraklasy, młody skrzydłowy poszedł nieco w odstawkę. W ciągu sezonu zaliczył co prawda 16 występów, w których strzelił jednego gola, ale w większości z nich na boisku pojawiał się w ostatnich dwóch kwadransach. Dlatego już rok później przeszedł do grającego w drugiej lidze Zagłębia, w którym szybko stał się piłkarzem pierwszego składu i w 24 rozegranych spotkaniach, bramkarza rywali pokonywał pięciokrotnie. „Miedziowi” z drugiego miejsca awansowali do ekstraklasy, w której „Łobo” zaczął grać jak z nut. 5 goli i 7 asyst w drużynie, która zajęła ostatnie bezpieczne miejsce w lidze – to musiało robić wrażenie. ( TUTAJ czytaj czemu to Wisła będzie drugą siłą w Polsce)

Fot. foto.ziolo.eu

Ale już rok później dużo się zmieniło. Zagłębie, po niemrawym początku rok 2005 kończyło na szóstym miejscu w tabeli, a na koniec sezonu zaskoczyło wszystkich i finiszowało na trzeciej, gwarantującej miejsce w europejskich pucharach pozycji. I w tym sezonie jedną z kluczowych postaci „Miedziowych” był Łobodziński, autor trzech goli i siedmiu asyst. Wiosna 2006 to czas, kiedy o wysokim (188cm) pomocniku zaczęło się coraz więcej pisać w mediach, pojawił się również temat jego (oraz innej gwiazdy klubu z Lubina – Macieja Iwańskiego) transferu do Legii lub Wisły, ale Zagłębie, mimo atrakcyjnych finansowo ofert, odrzuciło wszelkie propozycje.

Najtrudniejsze to szybko przebić się z piłki juniorskiej do zespołu seniorów. W Płocku mi się to nie udało. Kiedy awansowaliśmy do ekstraklasy, usiadłem na ławie. Z Płocka odszedłem na własną prośbę.

Łobodziński pozostał więc w Lubinie, a Zagłębie z Pucharem UEFA pożegnało się już w lipcu. W dwumeczu, dzięki bramce strzelonej na wyjeździe, lepsze okazało się bowiem Dynamo Mińsk (choć warto napomknąć, że jedyną bramkę dla „Miedziowych” zdobył właśnie „Łobo”). A jesienią, częściej niż o formie Wojtka mówiło się o jego rzekomych przenosinach do Poznania, gdzie o względy skrzydłowego zabiegał Franciszek Smuda. Łobodziński uciął jednak wszelkie spekulacje podpisując nowy kontrakt z Zagłębiem, gwarantujący mu jedno z największych wynagrodzeń w zespole.

Nie ukrywam, że były inne propozycje. Latem z Legii. Później również z krakowskiej Wisły. Słyszałem też, że pytał o mnie trener Franciszek Smuda. Nie zamierzam jednak kontynuować kariery w innym klubie polskim. Myślę, żeby kiedyś spróbować swoich sił za granicą, ale jeszcze nie teraz. Zostaję w Lubinie, bo tu ostatnio zaczęło się lepiej dziać.

6 grudnia 2006 roku, „Łobo” zaliczył swój debiut w reprezentacji. W meczu przeciwko Zjednoczonym Emiratom Arabskim na boisku pojawił się w drugiej połowie i asystował przy golu Radosława Matusiaka. W kadrze pozostał już na dłużej, bo swoim niezłym występem zyskał uznanie w oczach Leo Beenhakkera. W lutym 2007 roku Łobodziński zagrał w reprezentacji po raz drugi, a świetna współpraca po prawej stronie z Pawłem Golańskim sprawiła, że o kolejne powołanie pomocnik mógł być spokojny. Chwilę później rozgrywki wznowiła ekstraklasa, którą ostatecznie Zagłębie wygrało, a „Łobo” sezon kończył z czterema golami i dziewięcioma asystami na koncie.

Przygoda lubinian z Ligą Mistrzów skończyła się tak szybko, jak się zaczęła – porażka w II rundzie eliminacij LM ze Steauą oznaczała dla nich koniec europejskich pucharów – a w sierpniu o Łobodzińskiego zabiegała Wisła Kraków. By ściągnąć do siebie tego pomocnika krakowianie, oprócz tego, że musieliby wyłożyć pół miliona euro, to w dodatku zagwarantować mu kontrakt na poziomie 300 tysięcy euro, na co pod Wawelem nie mogli sobie pozwolić. Do końca sierpnia Łobodziński walczył jeszcze o wyjazd za granicę, ale ani z Hearts, ani z Lens nie udało mu się porozumieć. ( TUTAJ czytaj o świetnej formie Zagłębia).

Jesień w Zagłębiu skrzydłowy miał nieudaną, liczbowo wyglądał fatalnie (0 goli, 0 asyst), a jedyny sukces jaki mógł święcić, to ten z reprezentacją – w listopadzie Biało-Czerwoni wywalczyli awans na przyszłoroczne Mistrzostwa Europy, a Łobodziński wciąż był ważną postacią drużyny Leo Beenhakkera.

Początki nie były udane, ale w miarę upływu czasu i pracy Leo Beenhakkera radziliśmy sobie coraz lepiej. Gdy objęliśmy przodownictwo w tabeli, pierwszy raz pomyślałem, że awans jest realny. Skoro po słabym starcie, zdołaliśmy odrobić straty, to dlaczego mielibyśmy nie utrzymać pozycji lidera? Tym bardziej, że postęp w naszej grze był widoczny (…) Beenhakker mnie zmienił. Dał wiarę, że stać mnie na więcej niż bycie wyróżniającą się postacią polskiej ligi. W kraju miałem ugruntowaną pozycję, ale Holender przekonał mnie, że możliwy jest przeskok na szczebel wyżej. Dzięki niemu zaistniałem w reprezentacji i na arenie międzynarodowej.

Zimą coraz głośniej zaczęło mówić się, że Łobodzińskiemu w Lubinie jest już za ciasno. Piłkarz potrzebował zmiany otoczenia, by po słabej rundzie jesiennej wrócić do formy przed EURO 2008. Tym bardziej, że Zagłębie wkrótce miało zostać zdegradowane za udział w aferze korupcyjnej. Ostatecznie, 9 lutego podpisał kontrakt ze zmierzającą po mistrzostwo Polski Wisłą Kraków. Chwilę później wybrano go najlepszym piłkarzem Dolnego Śląska w 2007 roku. Wiosną „Łobo” zagrał w jedenastu meczach „Białej Gwiazdy”, w których strzelił jednego gola i zaliczył trzy asysty. W czerwcu otrzymał powołanie na EURO rozgrywane w Austrii i Szwajcarii. Na turnieju zagrał we wszystkich trzech meczach, ale niczym szczególnym się nie wyróżnił.

W kolejnym sezonie Wisła obroniła tytuł mistrzów kraju, a dla Łobodzińskiego było to trzecie takie osiągnięcie z rzędu. Mimo aż 36 występów we wszystkich rozgrywkach, skrzydłowy „Białej Gwiazdy” nie zachwycał i był często krytykowany przez kibiców z ul. Reymonta. Zwyżkę formy „Łobo” pokazał dopiero w końcówce sezonu, kiedy w pięciu meczach zaliczył 3 asysty i strzelił 2 gole (przez cały rok – 8 ostatnich podań i dwie bramki). W kolejnym sezonie Wojtek prezentował się jeszcze słabiej, ale niezależnie od tego jak i czy w ogóle grał - niezmiennie był powoływany do kadry. Jesienią 2009 roku piłkarz był jeszcze negatywnym bohaterem, kiedy uciekał od odpowiedzialności za wydarzenia sprzed kilku lat. Sprawa dotyczyła korupcji, a wymijające wypowiedzi Łobodzińskiego w ostrych słowach komentował wówczas Tomasz Hajto.

Słyszałem, że była mowa o tych listach. Ja również podpisywałem ale nie wiedziałem co to są za listy i w jakim celu są podpisywane. Były przynoszone do szatni i było mówione żeby podpisywać. A ja podpisywałem. To były listy premiowania meczu.  Później dostawałem po meczu pieniądze, ale nie wiem czy kwoty otrzymywane na konto były takie same jak podpisywałem. Starsi zawodnicy mówili żeby podpisywać te listy. Dopiero teraz wokół tego procesu słyszę co się dzieje, i dociera do mnie co się dzieje. Nikt nie mówił, że to były lewe listy, ja byłem zadowolony, że dostawałem jakieś pieniądze.

Fot. miedzlegnica.eu

W sezonie 2010/11 piłkarz borykał się z problemami zdrowotnymi, a w kwietniu 2011 roku został zawieszony przez Wisłę i do końca rundy nie pojawił się już na boisku. Chwilę później obie strony rozwiązały kontrakt i Łobodziński stał się wolnym piłkarze. Z tym, że… nikt nie był zainteresowany, by go zatrudnić. Po pół roku na bezrobociu piłkarz trafił do walczącego o utrzymanie ŁKS-u, w którym przez pół roku zdołał zdobyć jedną bramkę. Łodzianie jednak nie uniknęli spadku z ekstraklasy, co oznaczało kolejne przenosiny Łobodzińskiego. W grę miał wchodzić Widzew, później skrzydłowy trenował z GKS-em Katowice, następnie z Polonią Warszawa, aż 24 sierpnia 2012 roku podpisał kontrakt z Miedzią Legnica. ( TUTAJ czytaj o piłkarza za którego zapłacono miliony euro, a dziś nie łapie się do składu nawet w trzecioligowych rezerwach).

Jesień w Legnicy miał udaną, strzelił 7 goli i zaliczył 4 asysty, ale w lutym Najwyższa Komisja Odwoławcza podtrzymała decyzję Wydziału Dyscypliny PZPN i zdyskwalifikowała Łobodzińskiego na pół roku. Wiosnę, „Łobo” miał więc z głowy. W tym sezonie wrócił do łask trenera, ale prezentuje znacznie niższą dyspozycję. 1 gol i 4 asysty, to wszystko na co było stać byłego reprezentanta Polski w 23 meczach. A jego Miedź zajmuje bezpieczne, ósme miejsce w tabeli 1. ligi.

Wojciech Łobodziński – czterokrotny zwycięzca Ekstraklasy (2007, 2008, 2009, 2011), zwycięzca meczu o Superpuchar Polski (2007), Mistrz Europy U21 (2001), Wicemistrz Europy U16 (1999), uczestnik ME 2008. 23-krotny reprezentant kraju, strzelec dwóch goli w barwach drużyny narodowej.

WIKTOR DYNDA

***

Oni też stracili wielkie kariery na własne życzenie:

Spalony kotlet. Igor Sypniewski

Spalony kotlet. Sebastian Szałachowski

S palony kotlet. Marcin Smoliński

***

fot. uefa.com

HDP-RGOL-640x120

Pin It