Sobota w I lidze. Gdyński kabaret w Łęcznej

harce

Kiedy większość piłkarzy ekstraklasowych klubów odpoczywa i śledzi mecze drużyn narodowych, pierwszoligowcy nie zwalniają tempa i walczą o kolejne ligowe punkty. Do tego muszą radzić sobie w iście zimowych warunkach, przy kilkustopniowym mrozie. Niekorzystna aura niektórych oszczędziła, gdyż w sobotę rozegrano tylko dwa z pięciu planowanych spotkań.

***

GKS Bogdanka – Arka Gdynia 2:1

Tomasz Jarzębowski 53’ (s), Tomasz Nowak 86’ – Marcus da Silva 21’

PRZEBIEG

Stare piłkarskie powiedzenie mówi, że lepiej brzydko wygrać, niż ładnie przegrać. I z takiego założenia wyszli dzisiaj piłkarze GKS-u Bogdanka, którzy praktycznie przez cały mecz byli tylko tłem dla nieźle grającej Arki Gdynia, ale ostatecznie to oni cieszyli się z kompletu punktów. Gdynianie przyjechali do Łęcznej ze świadomością, że gospodarze są jedną z najlepiej grających drużyn przed własną publicznością, choć otwarcie przyznawali, że satysfakcjonująca będzie dla nich tylko wygrana.

Już w pierwszej połowie okazało się, że przyjezdni nie rzucili słów na wiatr i wyszli na boisko z nastawieniem wywiezienia z Lubelszczyzny trzech „oczek”. Po golu Marcusa da Silvy goście schodzili na przerwę z jednobramkowym prowadzeniem i biorąc pod uwagę to, jak w pierwszej części prezentowali się ich rywale, chyba byli spokojni o losy rywalizacji. Pytanie, czy nie zbyt spokojni, gdyż mimo naprawdę niezłej gry i momentami miażdżącej przewagi, pomogli rywalom w zdobyciu dwóch bramek. Najpierw napastników GKS-u wyręczył Tomasz Jarzębowski, kierując piłkę do własnej bramki, a później bramkarz Maciej Szlaga w tylko dla siebie wiadomy sposób przepuścił piłkę po strzale Tomasza Nowaka. Patrząc na akcje, po których padły gole dla miejscowych można było odnieść wrażenie, że piłkarze z formacji defensywnej Arki próbowali udowodnić, że można grać jeszcze gorzej niż reprezentacja Polski w piątkowym meczu z Ukrainą.

Górnicy zanotowali ósme zwycięstwo w sezonie i jednocześnie ósme przed własną publicznością. Co ciekawe, w całym meczu łęcznianie oddali tylko jeden celny strzał, a jednak zdobyli dwa gole. – Liczy się to co w sieci. Skoro zdobyliśmy dwie bramki, a Arka jedną, to my byliśmy lepsi – stwierdził na antenie Orange Sport, Tomasz Nowak.

BOHATER

Jedynym jasnym punktem w zespole z Łęcznej był Nowak. Wracający na Lubelszczyznę po grze w ŁKS Łódź i białoruskim FK Homel zawodnik zanotował wprawdzie sporo strat, ale to jednak on zdobył gola na wagę trzech punktów.

CO DALEJ?

Zarówno przed trenerem GKS-u Piotrem Rzepką, jak i opiekunem Arki Pawłem Sikorą dwa trudne miesiące. Obaj szkoleniowcy musza bowiem tak wpłynąć na zawodników, by chciało mi się jeszcze wygrywać. A to wcale nie musi być łatwe, gdyż w Łęcznej i Gdyni praktycznie mogą być pewni utrzymania, a gra o wyższe cele też nie wchodzi już w grę.

***

Cracovia – GKS Katowice 1:0

Łukasz Zejdler 67’

PRZEBIEG

Po meczu w Łęcznej sporo mówiło się, że w piłce nie ma sprawiedliwości, gdyż nie zawsze wygrywają lepsi. Wieczorem na stadionie przy ul. Kałuży w Krakowie tylko się to potwierdziło. Tam, podobnie jak w Łęcznej lepsze wrażenie sprawiali goście, ale to nie oni cieszyli się ze zwycięstwa. Cracovia tradycyjnie długo utrzymywała się przy piłce, lecz niewiele z tego wynikało. Na grę zespołu Wojciecha Stawowego patrzy się coraz trudniej i coraz trudniej znaleźć w niej pozytywy.

Gdyby katowiczanie, w szeregach których prym wiódł doświadczony Przemysław Pitry, wykorzystali choćby jedną z kilku sytuacji w pierwszej połowie, zapewne dopisaliby do swojego konta przynajmniej punkt. A tak, po końcowym gwizdku najczęściej wypowiadanym słowem przez podopiecznych Rafała Góraka było „szkoda”.

O końcowym wyniku przesądził dosyć przypadkowy gol Łukasza Zejdlera. Po strzale Sebastiana Stebleckiego futbolówka odbiła się od pomocnika „Pasów” i wpadła do bramki obok bezradnego Łukasza Budziłka. Mimo że styl dzisiejszej wygranej krakowian pozostawiał wiele do życzenia, to kibice mają powody do zadowolenia. Ich ulubieńcy przynajmniej do jutra będą przewodzić w tabeli zaplecza ekstraklasy.

BOHATER

A w zasadzie bohaterów dwóch: trener Wojciech Stawowy i Sebastian Steblecki. Szkoleniowiec „Pasów” widząc nieporadność swoich podopiecznych wykazał się trenerskim nosem desygnując do gry Stebleckiego. Młody pomocnik wprowadził sporo ożywienia w ofensywne poczynania gospodarzy i miał wydatny wpływ na wynik końcowy dzisiejszej rywalizacji.

CO DALEJ?

Cracovię czeka kolejny wyjazdowy test – tym razem w Olsztynie, gdzie o punkty na pewno będzie łatwiej niż przed tygodniem w Gdyni. Z kolei katowiczanie zmierzą się u siebie z GKS-em Bogdanka, który w tym sezonie jako jedyny zespół obok bytomskiej Polonii nie zaznał smaku zwycięstwa na terenie rywala.

MARCIN MICHALEWSKI

Pin It