Był początek lat 70-tych. Mecz Ameryka Południowa kontra Europa zgromadził tłumy, a zagrali w nim m.in najwybitniejsi piłkarze Realu Madryt. Obok nich wystąpił piłkarz wielkiego wtedy Górnika Zabrze – Włodzimierz Lubański. Przyszła legenda polskiej piłki zagrała fenomenalnie.
Kilka tygodni później do Polski przyjechali działacze Królewskich, aby negocjować transfer Lubańskiego. Pertraktacje stanęły w martwym punkcie. Hiszpanie oferowali Górnikowi milion dolarów, a to w latach 70-tych była kwota kosmiczna. Dość wspomnieć, że dolar kosztował wówczas około 75 złotych, a na czarnym rynku ceny dochodziły nawet do 500 zł. Milion dolarów w tamtym czasie to tak, jakby teraz dać za polskiego piłkarza mniej więcej 40 milionów euro.
Co ciekawe, zabrzanie robili wszystko, aby Lubański nie dowiedział się o zainteresowaniu ze strony Realu Madryt. Możemy tylko domniemywać, co czuł piłkarz, przed którym otworzyła się szansa transferu do najlepszego klubu świata, do gorącej Hiszpanii, za „żelazną kurtynę”.
Ostatecznie jeden z największych polskich piłkarzy w historii do Realu nie przeszedł. Z drugiej strony, nie ma się co Górnikowi dziwić. Wtedy nikt nie przejmował się, jak teraz. W dodatku na konto klubu wpłynęłoby tylko kilkanaście procent pieniędzy z transferu, bo resztę zawłaszczał COS, czyli Centralny Ośrodek Sportu.
Lubański na transfer czekał aż do 1975 roku. Jeden z „Orłów Górskiego” był po operacji nogi i działacze Górnika uznali, że ich gwiazda jest kaleką. Mimo domniemanego kalectwa, „Włodek” podjął rozmowy z AS Monaco i KSC Lokeren. Z Francuzami negocjacje się nie powiodły, więc medalista mundialu w Niemczech podpisał kontrakt z Belgami.
Wcześniej Lubański musiał uzyskać zgodę Okręgowego Związku Piłki Nożnej, Polskiego Związku Piłki Nożnej i Okręgowego Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki. W transferze nieoceniona okazała się pomoc szefa polskiej ambasady w Brukseli – Stefana Kociołka, który znał w Polsce ludzi mających coś do powiedzenia w kwestii wydania zgody na podpisanie kontraktu z zagranicznym klubem.
Szkoda, że w tamtych czasach panowały „specyficzne zasady”. Gdyby nie to, najlepsze kluby Starego Kontynentu byłyby zapewne naszpikowane gwiazdami z Polski. Niebawem opublikujemy więcej historii o niedoszłych transferach naszych reprezentantów. Już teraz zapraszamy!
KAMIL ROGÓLSKI
fot. piast.gliwice.pl