- Świetnie wygląda w tym sezonie, jest zdecydowanie najlepszym graczem swojej drużyny. Ciekawe jak poradziłby sobie w lepszym zespole – mniej więcej takie słowa słyszymy z ust komentujących mecze Ekstraklasy średnio raz w tygodniu. Dziś tych, którzy naszym zdaniem powinni zaliczyć ‚level up’ zbieramy do kupy i po cichu (naiwnie) liczymy, że ich przynależność klubowa wkrótce się zmieni. Pod uwagę – z jednym wyjątkiem – braliśmy tych, którzy w Ekstraklasie zdążyli już nieco zaistnieć.
PAWEŁ GOLAŃSKI
Tak, tak, zdajemy sobie sprawę, że „Golo” ma już na karku prawie 32 lata i do końca kariery jest mu bliżej niż dalej, ale na ten moment widzimy w nim absolutną czołówkę polskich prawych obrońców. Dobrą formę piłkarza Korony doceniliśmy już w minionym sezonie zestawiając go w najlepszej jedenastce całych rozgrywek, a w dotychczasowych siedmiu kolejkach, Golański tylko potwierdza to, do czego nas przyzwyczaił – w dołującej Koronie jest jednym z niewielu piłkarzy sensu stricto, a Ryszard Tarasiewicz w akcie desperacji wystawiał już go nawet na pozycji dziesiątki. Reprezentacji już nie zbawi, do Legii nie przejdzie, ale w takim Górniku lub Wiśle, dorzucającego piłki na nos napastnikom, chętnie byśmy go zobaczyli.
MICHAŁ JANOTA
Niezwykle chimeryczny zawodnik, choć ostatnio zamiast chimeryczny bardziej pasuje do niego określenie „prezentujący stały, niski poziom, z niewielkimi objawami geniuszu”. Janota pojawił się w Koronie dwa lata temu i o ile na początku wydawało się, że kwestią czasu są jego przenosiny do lepszego klubu, to dziś jest to już kwestia mało realna. A szkoda, bo Janota mimo że długimi momentami znika nam na boisku z oczu, to gdy już uruchomi tę swoją lewą nogę, koledze z drużyny wystarczy tylko dołożyć nogę. Że nie zdarza się to jednak często, najlepiej świadczą jego liczby – 66 meczów w Ekstraklasie, sześć goli i dziesięć asyst. Wynik, jak na ofensywnego pomocnika, do osiągnięcia w jeden sezon, ale pamiętajmy, że Janota występuje jednak w grającej katastrofalny futbol Koronie, więc nie dziwimy się, że mając dookoła bandę anonimów nie jest on w stanie w pojedynkę wygrywać jej meczów. Czy sprawdziłby się w lepszej drużynie? Chcielibyśmy w końcu doczekać się na weryfikację tej teorii.
KAMIL DRYGAS
Bezwzględnie czołowa postać Zawiszy w tym sezonie, i jedna z jaśniejszych w minionych rozgrywkach. Przez rok w Bydgoszczy strzelił już sześć bramek w lidze, do tego dołożył kilka asyst i ślicznego gola w europejskich pucharach. Jak na defensywnego pomocnika – w dodatku polskiego – wynik znakomity. Tym bardziej dziwi nas fakt, że jeszcze w tamtym sezonie do dyspozycji miał go w Lechu Mariusz Rumak, ale lekką ręką postanowił oddać go Zawiszy, jednocześnie stawiając na Szymona Drewniaka (gdzie jest on dzisiaj, a gdzie Drygas?). U wciąż młodego pomocnika z Bydgoszczy zauważalny jest ciągły progres – pochwalić należy jego wyszkolenie techniczne, grę obiema nogami, doskonałe uderzenie z dystansu oraz umiejętność odnalezienia się w polu karnym. Chyba nieźle jak na defensywnego (a może już środkowego) pomocnika?
MARCIN BUDZIŃSKI
Jeśli ktoś z aktualnej drużyny Cracovii zasługuje na pochwały, to kimś takim jest tylko Budziński. O jego ponadprzeciętnych umiejętnościach legendy krążyły już od czasów jego występów w Pierwszej Lidze, ale debiut w Ekstraklasie pomocnik „Pasów” miał bardzo nierówny – zdarzały mu się niezłe momenty jesienią, po których myśleliśmy, że w końcu odpali, ale zdecydowanie więcej z jego strony było rozczarowań. Grę Cracovii robili Straus, Saidi, Bernhardt czy Danielewicz, a Budziński ich popisy obserwował głównie z pozycji siedzącej. W tym sezonie się to jednak zmieniło i to właśnie urodzony w Giżycku 24-latek zanotował piorunujący start rozgrywek i jeśli „Pasom” udało się uzbierać jakieś punkty, to była to w dużej mierze zasługa właśnie jego. Najwięcej oddanych strzałów w lidze, do tego dwa gole i dwie asysty (z czego jedna rodem z FIFY), czyli wynik, jaki osiągnął w całym minionym sezonie, a w tym mamy za sobą dopiero siedem kolejek. Budziński jest podręcznikowym przykładem tego, czego oczekujemy od ludzi na jego pozycji – dysponuje dobrym dryblingiem, rzuca znakomite podania i często groźnie strzela na bramkę. Dlatego chętnie widzielibyśmy go choćby w takim Lechu.
TOMASZ PODGÓRSKI
Być może kapitana Piasta do tego zestawienia wyciągnęliśmy trochę za uszy, ale w głowie wciąż pozostaje nam jego obraz z pierwszego sezonu gliwiczan po powrocie do Ekstraklasy – przede wszystkim znakomitego egzekutora stałych fragmentów gry. Wówczas stał się prawdziwą rewelacją Ekstraklasy, ciagnącą beniaminka z Gliwic do europejskich pucharów. 7 goli i 4 asysty zaliczył Podgórski w tamtych rozgrywkach, ale w kolejnym sezonie – mimo że liczbowo był dla niego równie udany (gol i 11 asyst) – pozostawił po sobie już dużo gorsze wrażenie, wiosną prezentując się dużo słabiej choćby od Gerarda Badii. W tym sezonie – przynajmniej jak na razie – również nie zachwyca, jedyną asystę lub asystę drugiego stopnia, zaliczył w meczu z Wisłą po – a jakże, rzucie wolnym. Podgórski szału więc nie robi, ale od jakiegoś czasu odnosimy wrażenie, że z jego atutami i słabszą dynamiką i dryblingiem trenerzy robią mu krzywdę regularnie ustawiając go na skrzydle. Jak dla nas, powinien on pójść w ślady Łukasza Madeja, który z boku pomocy przesunął się na pozycję dziesiątki i tam prezentuje się znakomicie. Może inaczej ustawiony kapitan Piasta wróciłby do formy i – mimo 29 już lat na karku – otrzymał bardziej atrakcyjną ofertę z innego klubu Ekstraklasy?
DANI QUINTANA
Jemu miejsce w naszym tekście należało się chyba najbardziej, ale i chyba najtrudniej wyobrazić sobie Quintanę grającego w Polsce gdzieś indziej niż w Jagiellonii. Gdyby Hiszpan miał już odchodzić z Białegostoku, zapewne wybrałby opcję zagraniczną, poza tym w Ekstraklasie nikt nie wyłożyłby za niego tak poważnych pieniędzy, ale ciężko nie oprzeć się wrażeniu, że Dani idealnie wyglądałby grając u boku Dudy czy Radovicia. Hiszpan jest w Jadze prawdziwą Alfą i Omegą, to przez niego musi przejść każda akcja i to on z całej drużyny ma rzecz jasna najlepsze statystyki – 19 goli i 15 asyst w dwa sezony, a w tym – mimo przymusowej absencji w dwóch meczach jedna bramka i cztery asysty. Nie ma co gadać – Quintana to jedna z największych gwiazd Ekstraklasy i szkoda, że swoje umiejętności prezentuje nam w przeciętnej Jagiellonii.
PAWEŁ STOLARSKI
I na koniec chłopak, który jest małym wyjątkiem, bo on – mimo młodego wieku – w dużym klubie miał już okazję grać, a zimą zmienił otoczenie, by występować częściej niż w Wiśle, ale nie przewidział, że ogromne zmiany w Lechii nie przybliżą go do boiska choćby o centymetr. W efekcie Stolarski trafił na wypożyczenie do Zagłębia i, wiadomo, lepsza Pierwsza Liga niż trybuny w Gdańsku, ale my, po jego kilku obiecujących występach rok temu w barwach Białej Gwiazdy chętnie obejrzelibyśmy go w innym klubie Ekstraklasy, w którym na murawie pojawiałby się regularnie. Bo nie oszukujmy się – jeśli chcemy wychowywać kolejnych solidnych zawodników, z nadzieją, że w przyszłości będą oni gościć nawet w reprezentacji, nie powinniśmy w latach, gdy mogą zaliczyć największy rozwój odsyłać ich na trybuny czy pierwszoligowe boiska.
WIKTOR DYNDA
Fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus