Na zegarze 60. minuta, Giampaolo Pazzini podwyższa na 3-0, do tego Lazio grające w dziesiątkę – idealna sytuacja do debiutu dla nowego piłkarza, prawda? Massimiliano Allegri uznał jednak inaczej i Bartosz Salamon po raz kolejny przesiedział cały mecz na ławce rezerwowych. Wypada zadać pytanie – to kiedy, jak nie w sobotę? Kiedy, jak nie w meczu tak łatwym, prostym i przyjemnym? Owszem, Polak zaraz po transferze do Milanu leczył drobny uraz, więc może mieć minimalne zaległości treningowe, ale chyba nie aż takie, by nie poradzić sobie z rozbitym, grającym w osłabieniu rywalem? Dajemy sobie uciąć rękę, że gdyby Polak był zawodnikiem ofensywnym, to na bank zaliczyłby wczoraj swoje premierowe minuty na San Siro. Trudno mieć jednak o to pretensje do szkoleniowca „Rossonerich”, bo większość trenerów nie lubi w czasie meczu mieszać w defensywie swojego zespołu. Tym bardziej, gdy czwórka obrońców gra na zero z tyłu.
Najważniejszym momentem meczu była czerwona kartka dla Antonio Candrevy. No właśnie, ale czy decyzja podjęta przez prowadzącego zawody Nicolę Rizzoliego była słuszna? Sytuacja niezwykle trudna do oceny, gdyż wszystko działo się bardzo dynamicznie – szybki jak wiatr Stephan El Shaarawy został sfaulowany przez pomocnika Lazio w… No właśnie, sami oceńcie:
Werdykt sędziego: rzut wolny i usunięcie z boiska Candrevy. Naszym zdaniem żółtko i karny dla gospodarzy. Czerwona kartka to chyba była przesada, bo blisko całego zdarzenia był jeden z obrońców gości. Jednak trudno mieć do arbitra jakiekolwiek pretensje, bo nawet po obejrzeniu kilku powtórek nie ma stuprocentowej pewności, w którym miejscu nastąpił faul i czy Andre Dias zdążyłby zablokować El Sharawyy’ego.
Później dla Milanu już wszystko poszło z górki – Pazzini na 1-0, tuż przed przerwą podwyższył Kevin-Prince Boateng i było pozamiatane. Trzy punkty zostają w Mediolanie, przez co sobotni rywale zamieniają się miejscami w ligowej tabeli.
***
U Kamila Glika też po staremu. Reprezentant Polski zaliczył kolejny udany występ na środku obrony Torino, które bezbramkowo zremisowało na własnym stadionie z Palermo. Mecz przeraźliwie nudny, w którym ciekawych sytuacji było jak na lekarstwo. Ot, poziom naszej kochanej Ekstraklasy. Warty odnotowania jedynie strzał Rolando Bianchiego, po którym futbolówka uderzyła w słupek bramki gości.
Glik we wszystkich sytuacjach wyglądał bardzo solidnie. Rumuński komentator z transmisji streamowej, oceniając kolejne udane zagrania naszego rodaka mówił coś, co brzmiało „excelentie interwencia di Kamil Glik”, co najtrafniej opisuje postawę Polaka w tym meczu.
Remis ten nie zmienia dla Toro nic, bowiem ich przewaga nad strefą spadkową jest cały czas bezpieczna. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja Palermo, która staje się powoli dramatyczna. Niby tylko pięć punktów straty do zajmującej ostatnie bezpieczne miejsce Genoi (wieczorem gra z Romą), ale tylko 3 (!) zwycięstwa po 27. kolejkach nie wieszczą Sycylijczykom nic dobrego. Do skutecznej walki o utrzymanie niezbędne mogą okazać się bramki Fabrizio Miccoliego, ale gwiazdor Palermo czeka na gola od listopada ubiegłego roku. Włoski napastnik nigdy nie grzeszył sportowa sylwetką, idealnie do niego pasowało Łazarkowe określenie „napakowany jak kabanos”, ale w ostatnim czasie atakujący Palermo postanowił się jeszcze bardziej upodobnić do niedoścignionego w tej materii Ailtona:
Prawda, że okrąglutki?
***
NIESAMOWITY pojedynek stoczyły na Sycylii drużyny Catanii i Interu. Do przerwy 2-0 dla gospodarzy i pachniało kolejną w ostatnim czasie wpadką mediolańczyków, których gra w pierwszej połowie wołała o pomstę do nieba. A już błędy defensorów gości to był piłkarski kryminał. Pachniało kolejnymi bramkami dla Catanii i kompromitującą porażką „Nerazzurrich”.
Jednak cały obraz gry zmienił się wraz z pojawieniem na placu Rodrigo Palacio. Argentyński skrzydłowy najpierw zaliczył asystę przy kontaktowej bramce Ricky’ego Alvareza, później sam doprowadził do remisu i cała zabawa zaczęła się od początku. Druga połowa stała na świetnym poziomie, było w niej wszystko – akcja za akcje, mnóstwo sytuacji podbramkowych, kilka przepychanek między piłkarzami. Gdy wydawało się, że wszystko zakończy się sprawiedliwym podziałem punktów, w doliczonym czasie gry Esteban Cambiasso (również wprowadzony z ławki) idealnie obsłużył podaniem wspomnianego Palacio, który zapewnił swojej drużynie superważne trzy punkty, stając się bezapelacyjnym bohaterem tej kolejki.
Takie zwycięstwo, taki comeback był potrzebny Interowi jak tlen. Mimo że wszyscy grajkowie na każdym kroku podkreślają swoje przywiązanie do trenera Andrei Stramaccioniego to jego pozycja wydawała się w ostatnim czasie coraz mniej stabilna. W dodatku w tygodniu doszło do kłótni między młodym szkoleniowcem a Antonio Cassano i cały spór miał ponoć załagadzać sam Massimo Moratti. FantAntonio nie znalazł się nawet w kadrze na dzisiejsze spotkanie i – jak widać – życie w Interze jest możliwe również bez enfant terrible włoskiego futbolu.
W obu drużynach w ciągu dziewięćdziesięciu minut wystąpiło – uwaga – 17 zawodników pochodzących z Ameryki Południowej! W barwach Catanii na ostatnie minuty pojawił się nasz stary znajomy Edgar Cani, ale były napastnik warszawskiej Polonii nie wyróżnił się niczym szczególnym poza żółtą kartką.
To kapitalne widowisko było zapewne nagrodą za męczarnie w Turynie. Thanks Lord.
***
Z ławki Fiorentiny kolejny raz nie podniósł się Rafał Wolski, a my mamy dla Was dwie informacje. Dobra: drużyna z Florencji pokonała Chievo Verona i cały czas pozostaje w grze o tegoroczne podium. Zła: możliwe, że droga Polaka do pierwszego występu w barwach Fiołków się wydłużyła, bo bramkę zapewniającą Violi zwycięstwo zdobył inny rezerwowy, Marcelo Larrondo.
MARCIN PĘKUL