Druga część naszego TOP 10. Po wskazaniu przegranych ubiegłego sezonu w Serie A ( KLIKNIJ TUTAJ ), przyszła pora wyróżnić tych, którzy rozdawali karty na Półwyspie Apenińskim w kampanii 2012/2013.
***
10. Sędziowie bramkowi
Na wstępie zaznaczamy, że jesteśmy za całkowitą wideo-weryfikacją spornych sytuacji, by na końcowy rezultat meczów wpływały jedynie umiejętności poszczególnych piłkarzy, a nie – często wypaczające wynik – pomyłki sędziowskie. Skoro jednak UEFA pozwala w jakimś stopniu zmniejszyć ryzyko błędów poprzez wprowadzenie dodatkowych par oczu to czemu z tego nie skorzystać? Wszystkie mecze ubiegłego sezonu w Italii odbyły się w zwiększonym składzie sędziowskim i trzeba przyznać, że eksperyment z wprowadzeniem dodatkowych arbitrów bramkowych w pełni się sprawdził. Tym razem obyło się bez większych skandali z udziałem panów z gwizdkiem, nie odnotowano również spektakularnego wypaczenia wyniku meczu w stylu słynnej, nieuznanej bramki Sulleya Muntariego w starciu z Juventusem. Obecność ,,ekstra-obserwatorów” wpłynęła również na podświadomość samych piłkarzy, którzy musieli się dwa razy zastanowić przed wykonaniem ,,padolino”, a jak dobrze wiemy nikt nie przewraca się tak często, jak napastnicy w Italii. Jeśli już w zakończonym sezonie, pojawiały się błędy sędziowskie to były to – nazwijmy – standardowe pomyłki arbitrów głównych i ich kolegów na liniach. Sędziowie bramkowi mogą mieć czyste sumienie, a włodarzom Serie A wypada tylko przyklasnąć, że jako pierwsi wprowadzili w swojej lidze ów system we wszystkich spotkaniach w kolejce.
Zresztą eksperyment z dodatkowymi arbitrami bramkowymi sprawdza się we wszystkich rozgrywkach, w których jest próbowany. No, prawie wszystkich, bo tylko zarządzający futbolem w Polsce nie potrafią zrozumieć, że to nie system był wadliwy, lecz jednostki w nim działające.
***
9. Antonio Conte
Trener Juventusu musiał zmierzyć się z wyświechtanym frazesem, że łatwiej jest się wdrapać na szczyt, niż się na nim utrzymać. Misję tą komplikowała mu w dodatku kara za nie do końca przejrzystą trenerską przeszłość, w związku z którą Conte nie mógł zasiadać na ławce rezerwowych aż do ostatniego meczu ,,Bianconerich” w 2012 roku. Te kilka miesięcy było prawdziwym testem zarówno dla włoskiego taktyka, jak i dla jego piłkarzy, którzy musieli sobie poradzić bez boiskowych wskazówek swojego lidera. Trener ,,Starej Damy” podkreślał, że jeszcze nigdy nie pracował tak ciężko w swoim zawodzie, bo przez te kilka dni między kolejnymi meczami musiał przygotować sztab szkoleniowy i zawodników na wszystkie meczowe rozwiązania. Zarówno Conte, jak i wszyscy jego ,,podwładni” stali ten egzamin na piątkę – były kapitan Juventusu wrócił z trybun w okolice linii bocznej w momencie, gdy jego drużyna liderowała w Serie A oraz awansowała z trudnej grupy do 1/8 Ligi Mistrzów. Trener turyńczyków dokończył dzieła w krajowych rozgrywkach i pewnie poprowadził podopiecznych do drugiego z rzędu scudetto. Przeszkodą nie do przeskoczenia w Champions League okazał się Bayern, lecz kolejne miesiące pokazały, że ,,Bawarczycy” są obecnie poza zasięgiem całej Europy, więc Conte nie ma się czego wstydzić po swoim trenerskim debiucie w tych prestiżowych rozgrywkach. Włoski menedżer stał się w mgnieniu oka jednym z najbardziej pożądanych w swoim fachu na Starym Kontynencie, gdyby tylko chciał to zakotwiczyłby w klubie płacącym dużo lepiej niż jego obecny pracodawca. Jednak ambicją Conte jest przywrócenie Juventusowi dawnego blasku na arenie europejskiej. Patrząc na jego szaleńczą chęć zwyciężania wydaje się, że prędzej czy później dopnie swego celu.
***
8. Mario Balotelli
Cóż to byłby za ranking bez SuperMario? Po powrocie do Italii wszyscy oczekiwali po nim wielkich rzeczy. W końcu trafił do Milanu, w którym chciał grać od małego. Milanu, w którym wszystko miało się kręcić wokół jego osoby. Doskonale wiemy, że jest to dla Balotellego idealna sytuacja, bo przecież kocha być w centrum uwagi. Okazało się, ze jest to także idealne rozwiązanie dla całego środowiska ,,Rossonerich”, bo ich zimowy nabytek był od pierwszego meczu w nowych barwach nie do powstrzymania. Strzelał bramkę za bramką i gołym okiem było widać, że chciało mu się grać dla drużyny, co w jego przypadku nie jest przecież oczywistością. Transfer Balo był także impulsem dla reszty zespołu. Milan (od odejścia Ibry i Thiago Silvy) straszliwie cieniował w Serie A, a wkroczenie sympatycznego Włocha do szatni czerwono-czarnych zadziałało na jego kolegów niczym sok z gumi-jagód. Mediolańczycy szybko odrobili stratę do wyprzedzających ich rywali i zakończyli sezon na najniższym stopniu podium gwarantującym udział w eliminacjach Ligi Mistrzów i – w przypadku awansu do fazy grupowej – kilkadziesiąt milionów euro.
Krytycy SuperMario zwracają uwagę na fakt, że gros jego bramek dla Milanu padło z rzutów karnych. Jest w tym trochę racji, ale przecież te jedenastki trzeba było jeszcze wykorzystać. Ogólny bilans w seniorskiej karierze Balotellego jest w tej materii wręcz porażający - 23/23. Patrząc na to, z jaką łatwością gwiazdor reprezentacji Włoch pokonuje z wapna kolejnych bramkarzy mamy wrażenie, że jego stu procentowa skuteczność może potrwać jeszcze długi, długi czas. Możecie to na bieżąco śledzić na okolicznościowej stronie: http://hasbalotellimissedapenalty.com/
***
7. Kamil Glik
Polski obrońca zaczynał sezon jako ten mniej pewny z dwójki stoperów Torino. Liderem defensywy miał być Angelo Ogbonna, ale reprezentant Włoch od początku rozgrywek nie zachwycał formą, więc Glik wziął sprawy w swoje ręce i szybko dostosował się do poziomu Serie A. Jasne, jemu też zdarzały się błędy, ale jego solidność zaskoczyła obserwatorów zarówno na Półwyspie Apenińskim, jak i u nas w kraju. Kamil z miejsca stał się podstawowym obrońcą reprezentacji Polski i jednym z jej mentalnych liderów. Równie szybko zaskarbił sobie sympatię kibiców Toro, którzy zakochali się w jego bezpardonowym, ale skutecznym stylu gry, widząc w nim przyszłego kapitana ,,Granaty”. Na minus można Polakowi zaliczyć jedynie dwie czerwone kartki w meczach z Juventusem. Szczególnie szkoda wykluczenia w rewanżowych derbach na Stadio Olimpico w Turynie, bo do momentu bezmyślnego uderzenia przeciwnika łokciem, Glik był bezapelacyjnie najlepszym aktorem tego widowiska. Nie może to jednak zamazać pozytywnego wrażenia, które obrońca Torino pozostawił po sobie w ostatnich miesiącach.
***
6. Francesco Totti
Po zupełnie nieudanej współpracy z Luisem Enrique czekała Romę (jak się okazała krótka) przygoda ze Zdenkiem Zemanem u steru. Czeski trener nie popełnił błędu swojego poprzednika, który chciał zmarginalizować rolę Tottiego w drużynie. Zeman z miejsca powierzył boiskowe rządy w ręce kapitana Romy, a ten – jako jeden z nielicznych – nie zawiódł. ,,Książe Rzymu” grał jak za starych, dobrych czasów i żeby nie jego świetne występy to pozycja ,,Giallorossich” w tabeli na koniec sezonu byłaby jeszcze niższa. Totti zaliczył w minionej kampanii double-double, zapisując na swoim koncie dwucyfrową liczbę bramek i asyst, czym w całej Serie A mógł się pochwalić oprócz niego tylko Marek Hamsik. Jednak truskawką wisienką na torcie był jego gol numer 226, dzięki któremu Il Capitano wyprzedził drugiego na liście wszechczasów Serie A – Gunnara Nordahla. Na dogonienie Silvio Pioli (274 bramki) szansy raczej nie ma, chociaż trzeba wziąć poprawkę na to, że Totti funkcjonuje w Romie na książęcych prawach i karierę w jej barwach skończy wtedy, gdy uzna to za stosowne. A jeśli ma grać tak, jak w ubiegłym sezonie to niech sobie hasa jak najdłużej.
***
5. Edinson Cavani i Marek Hamsik
Aż strach pomyśleć, co by się stało z drużyną z Neapolu, gdyby podczas jednego okienka straciła obu swoich liderów… Nie ma we Włoszech innego duetu, który w takim stopniu wpływałby na poczynania swojego zespołu. Cavani zaczynał swoją karierę w Italii razem z Radosławem Matusiakiem, a w przeciągu trzech lat gry na San Paolo stał się jedną z najlepszych ,,dziewiątek” na świecie, nieuchwytną dla większości obrońców w Serie A. Urugwajczyk zna swoją wartość i wie, że na południu Włoch zrobiło się dla niego za ciasno. Ze świecą szukać w Europie trenera, który nie chciałby wziąć ,,El Matadora” pod swoje skrzydła, ale sam zainteresowany przyznaje, że najchętniej rozwijałby się dalej pod okiem Mourinho lub Pellegriniego, więc kierunek jego docelowego transferu się krystalizuje.
Hamsik – w przeciwieństwie do Cavaniego – nie pali się jeszcze do wyjazdu w inne miejsce Starego Kontynentu. Słowak to prawdziwy człowiek-orkiestra – strzela, asystuje, nie leseruje w defensywie. Stosunkowo młody (tylko cztery lata starszy od ,,młodego” Dudy!), a już niesamowicie doświadczony. Pewnie za jakiś czas jego również skuszą brytyjskie funty, ale na razie mogą się jego grą delektować fanatyczni kibice z Neapolu. Na nas szczególne wrażenie zrobiła liczba jego finalnych podań w Serie A (14), dzięki której ustąpił miejsca w klasyfikacji asystentów w topowych ligach europejskich jedynie niedoścignionemu w tej materii Andresowi Inieście (16).
***
4. Udinese Calcio
,,Zebrette” po prostu nie mogło zabraknąć w naszym rankingu. W każde wakacje tracą 2-3 grajków z podstawowej jedenastki, a ciągle potrafią utrzymać pozycję w czołówce włoskich ekip. Jedna z niewielu drużyn (pewnie nawet w całej Europie), u której wynik finansowy idzie w parze z tym sportowym. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w kolejnych latach nie będzie inaczej. Odchodzą za grube pieniądze jedni, więc na ich miejsce bez kompleksów wskakują drudzy. Tym razem odpalili Luis Muriel, Roberto Pereyra czy wreszcie nasz Piotr Zieliński, którzy pozwolą za jakiś czas uśmiechnąć się włodarzom klubu z regionu Friuli, gdy do kasy wpłyną kolejne miliony euro. Piecze nad wszystkim sprawuje doskonały Francesco Guidolin, który potrafi jak nikt inny we Włoszech wycisnąć wszystko co najlepsze z każdego podopiecznego. Nie sposób nie wyróżnić również Antonio Di Natale (właśnie przedłużył kontrakt do 2015r.), czyli najlepiej ułożonej stopy w Serie A. Ten czarodziej włoskich boisk powinien mieć patent na określenie, że im wino jest starsze, tym lepsze, bo trudno o lepsze uczłowieczenie tego zwrotu.
***
3. SSC Napoli
Letnie mercato 2012 – z jednej strony: kolejne, rozsądne ruchy rosnącego w siłę Juventusu, z drugiej: ogólny pierdolnik u największych rywali ,,Starej Damy”, który zapowiadał nudną obronę scudetto przez podopiecznych Conte. Z tego marazmu postanowiła wybić się ekipa z Neapolu i tylko dzięki niej matematyczny wyścig o mistrzostwo Italii trwał do maja, a nie do marca. Czegoś im jeszcze w tym sezonie zabrakło do skutecznej walki o tytuł, ale drużyna budowana z pieniędzy ekscentrycznego Aurelio De Laurentiisa w pełni zasłużyła na drugą pozycję w ligowej tabeli. Napoli rośnie w siłę i nie zmieni tego nawet nadchodzące nieuchronnie odejście Cavaniego, bo Stadio San Paolo stało się atrakcyjnym miejscem pracy już nie tylko dla średniaków. Z Neapolem są łączone coraz bardziej znane w Europie nazwiska, jak choćby Mario Gomez, więc zastąpienie urugwajskiego gwiazdora wydaje się (przynajmniej w jakimś stopniu) możliwe. Kibice z południa Włoch zacierają ręce na myśl o przyszłej edycji Ligi Mistrzów, bo już przed dwoma laty Napoli pokazało się (po wielu latach przerwy) ze świetnej strony w tych rozgrywkach, a przecież teraz ich trenerem został słynny pucharowy spec – Rafael Benitez. Wypada im życzyć powodzenia choćby z tego powodu, że dzięki Hamsikowi i spółce liga była ciekawsza.
***
2. Vincenzo Montella
Wyrzut sumienia Romy. Ekipa z Wiecznego Miasta od dłuższego czasu bezskutecznie poszukuje coacha, który w końcu wprowadzi ich na wyższy poziom a okazuje się, że mieli takiego człowieka na wyciągnięcie ręki. Montella był przez chwilę tymczasowym trenerem rzymian, jednak włodarze klubu nie odważyli się postawić na niego w dłuższej perspektywie i teraz mogą tylko pluć sobie w brodę. Vincenzo wyrobił sobie markę na Sycylii, gdzie stworzył podwaliny pod świetnie grającą obecnie Catanię. Tak, jak nie zaufano mu w ,,jego” Romie, tak postawili na niego bracia Della Valle z Fiorentiny. Okazało się to strzałem w sam środek tarczy. Montella w błyskawiczny sposób poukładał we Florencji wszystkie klocki – odbudował dołujących ostatnio graczy jak Adem Liajić, Manuel Pasqual czy David Pizarro, ukazał potencjał świetnego skrzydłowego Juana Cuadrado i doskonale wkomponował w zespół hiszpański zaciąg w osobach Borjy Valero i Gonzalo Rodrigueza. ,,Aeroplanino” nadał także drużynie styl, dzięki któremu na grę jego podopiecznych patrzyło się z przyjemnością. Wyniki także się zgadzały i aż szkoda, że na mecie sezonu nie udało się ,,Fiołkom” wyprzedzić Milanu i awansować do przyszłorocznej Champions League, bo z perspektywy całych rozgrywek zasłużyli na to chyba bardziej niż ,,Rossoneri”.
***
1. Arturo Vidal
Jeśli szukaliście kiedyś piłkarza idealnie wpisującego się w schemat pomocnika box-to-box to możecie zaprzestać swoje trudy, bo odnalazł się on sam. Już pierwszy sezon Vidala na włoskich boiskach był znakomity, ale w drugim Chilijczyk przeszedł samego siebie. Harujący na całej długości i szerokości boiska, ubezpieczający Andreę Pirlo by ten mógł spokojnie rozgrywać kolejne akcje Juventusu i wreszcie niezwykle – jak na środkowego pomocnika – skuteczny. ,,El Guerrero” jest obecnie nie do wyciągnięcia ze Stolicy Piemontu, bo działacze ,,Starej Damy” zdają sobie sprawę, że taka decyzja sprowadziłaby na nich gromy kibiców Juve, dla których Vidal jest największym ulubieńcem od czasów Alessandro Del Piero. W ostatnim czasie pojawiła się plotka (?), że chilijski zawodnik poprosił kierownictwo o koszulkę z numerem dziesięć, która ze względu na swoją wagę jest od czasu odejścia Alexa nieużywana. Wiadomo, Arturo nie jest ,,klasyczną dziesiątką”, ale jak nikt inny potrafiłby udźwignąć brzemię tego magicznego w Turynie numeru.