Sebastian Deisler – człowiek ze szkła

W środowisku piłkarskim mówi się, że im mniej inteligentny piłkarz, tym lepiej. Niczym się nie przejmuje, nie dochodzi do niego ogromna presja, nie przeżywa mocno straconych okazji. Gorzej jest, jeśli gracz jest inteligentny, gdyż to oznacza wrażliwość. Każde niecelne podanie, każdy niecelny strzał uderza  w ciebie, bo gdzieś z tyłu głowy czujesz, że zawiodłeś kolegów z boiska, a co gorsza, dziesiątki, a może nawet setki tysięcy swoich fanów.

***

Sebastian Deisler w latach 1999-2002 uchodził za najlepszego piłkarza Herthy BSC. Dziennikarze szybko mianowali go cudownym dzieckiem niemieckiego futbolu. W wieku 20 lat pojechał na EURO 2000 z łatką gościa, który przez najbliższą dekadę będzie zbawcą reprezentacji. W 2007 roku zawiesił swoją karierę, ale wiadomo było, że do piłki na najwyższym poziomie już nie wróci. Niewątpliwie Deisler stał się ofiarą piłkarskiego kryzysu, jaki toczył reprezentację kraju po mundialu 2002.

WIELKI UPADEK MICHAELA BALLACKA

O Deislerze zrobiło się głośno, gdy w barwach Borussii M’gladbach strzelił przepiękną bramkę przeciwko TSV Monachium. Od razu po tamtym meczu zaroiło się od propozycji ze strony innych klubów. Deisler spośród ogromu ofert wybrał Herthę Berlin i niemal od razu trafił do kadry. Trener Erich Ribbeck był pod ścianą. Prowadzona przez niego reprezentacja Niemiec potrzebowała zmian i wprowadzenia świeżej krwi. Deisler wskoczył do drużyny narodowej jako jeden z najlepszych piłkarzy młodego pokolenia w Europie. W Hercie był ulubieńcem tłumów. Po każdym jego golu cały Stadion Olimpijski w stolicy Niemiec skandował jego nazwisko z charakterystycznym przedłużeniem – „Deeeisler”. Piłkarz w Berlinie całkowicie utracił życie prywatne. Wzbudzał ogromne zainteresowanie niemieckich mediów, nie tylko tych związanych z piłką. Reprezentant Niemiec w wieku 20 lat stał się bożyszczem i piłkarskim celebrytą.

Z zewnątrz wszystko wyglądało idealnie. Garnitur, luksusowe samochody, modelka u boku. Deislera postawiono za wzór człowieka sukcesu. Wewnątrz piłkarz krzyczał z rozpaczy. Deisler na początku pobytu w zespole Herthy BSC  nabawił się urazu kolana. Po tygodniu nie było problemu, ale jak później ujawniono, był to początek ciężkiej, praktycznie nieuleczalnej w stu procentach kontuzji, która pogrzebała na zawsze karierę najwybitniejszych sportowców. Piłkarz ma o tyle problem, że jego status społeczny określa sport. W przypadku kontuzji traci prawie wszystko. Kobiety nie interesują się tak jak wcześniej, dziennikarze już nie dzwonią. Pieniędzy też powoli zaczyna brakować. Strach przed utratą zdrowia niszczył piłkarza, który z tym wszystkim musiał radzić sobie sam. Deisler nie poradził sobie pod presją oczekiwań innych. Osoby z jego otoczenia mówią, że Sebastian Deisler to osoba nad wyraz wrażliwa, bojąca się natłoku spraw codziennych.  Swego czasu Bild określił go mianem „Mensch aus Glass”, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy – człowiek ze szkła.

To on w Bayernie Monachium jako pierwszy cieszył się ksywą – „Basti Fantasti”. Nadal imponował umiejętnościami, unikalnym sposobem gry. Jego koledzy z boiska określają Deislera jako znakomitego kumpla. Rainer Holzschuh – legenda niemieckiego dziennikarstwa tak mówi o Deislerze:

Cechowała go ogromna radość gry, taka dziecięca. Deisler był z zewnątrz dorosłym facetem, ale w środku dzieckiem. Może dlatego był tak lubiany i wyjątkowy. Gdyby nie problemy osobiste, mógłby być jednym z najlepszych niemieckich piłkarzy w historii.

Rainer Holzschuh

Po świetnym początku sezonu w Bayernie przytrafiła się pierwsza poważna kontuzja kolana i pierwsza operacja. W sezonie 2002/2003 gazety w Niemczech rozpisywały się o tym, że skłonność do kontuzji to sprawa genetyczna, zaś potem domniemywano, że kolano to przyczyna depresji i na odwrót. Ciosem dla niego było to, że po przejściu do Monachium kibice w Berlinie dali mu jasno do zrozumienia, że od momentu zmiany barw jest dla nich jak zdrajca. Deisler znowu czuł, że zrobił źle i zawiódł tysiące ludzi. Apogeum depresji nastąpiło w sezonie 2003/2004. Skręcona kostka i zapalenie rzepki w kolanie, dodatkowo tuż przed kontuzją został wygwizdany na Stadionie Olimpijskim.

Leczył się w Instytucie Psychiatrii w Monachium, aby dać radę udźwignąć presję zawodowego sportowca. 9 grudnia 2006 roku zagrał ostatni mecz w zawodowej karierze, po czym oświadczył, że zawiesza buty na kołku. Jako powód podał pasmo przewlekłych kontuzji, ale przede wszystkim chodziło o problemy z depresją.

Podobno teraz żyje w odosobnieniu w Freiburgu.

KAMIL ROGÓLSKI

fot. weld.de, spox.com

Pin It