Samurajowie i samobóje niszczą święto Jagiellonii

Nie tak miał wyglądać ten mecz, nie tak. Miało być święto. Miało być, okraszone zwycięstwem gospodarzy, radosne otwarcie nowego obiektu. Zamiast tego, 7.5 tysiąca kibiców oglądało festiwal samobójów i koncert gry japońskiego duetu Pogoni.

***

Piotr Stokowiec z wielką uwagą musiał oglądać Śląsk Wrocław. Jagiellonia, jak WKS w pucharach, od początku bowiem ruszyła na rywala z wysokim, agresywnym pressingiem. Ta koncepcja szybko przyniosła gospodarzom dogodną okazję, ale Mateusz Piątkowski – nawet gdyby uderzył w światło bramki – gola by nie zdobył. Znajdował się na spalonym. Osiem minut po pierwszym gwizdku to jednak nie białostoczczanie, a szczecinianie cieszyli się z prowadzenia. Wszystko dzięki duetowi z Kraju Kwitnącej Wiśni. Bracia Tachibana Takafumi Akahoshi posłał futbolówkę w stronę pola karnego, a do bezpańskiej piłki dopadł jego krajan, Takuya Murayama. Niespodziewane prowadzenie gości poprawiło bezstronnym obserwatorom widowisko. W ciągu 240 sekund, zamiast 0:1, powinno być 3:1 dla Jagi. Piątkowski i przede wszystkim Quitana, mieli jednak niezbyt dobrze wypolerowane celowniki, w ciągu trzech minut marnując tercet doskonałych okazji. We wszystkich akcjach swoje piętno odcisnął dobrze prezentujący się Tomasz Kupisz. Były zawodnik Wigan, choć ustawiony bardzo szeroko, nie ograniczał się tylko rajdów na wzór szachowej wieży, ale również raz po raz starał zagrywać kolegom prostopadłe podania. Przedwcześnie, bo już w 27. minucie, boisko musiał opuścić Hernani, najjaśniejsza postać w defensywie Pogoni. O dziwo, po kontuzji Brazylijczyka napór ekipy Stokowca osłabł. Osłabł przynajmniej na jakości. W miarę dobrą szansę na zmianę wyniku miał jedynie Maciej Gajos, lecz jego strzał o kilka metrów minął słupek Janukiewicza. Żółto-Czerwoni z każdą sekundą słabli, co skrzętnie wykorzystali goście. Frączczak pociągnął z kontrą, zauważył Akahoshiego, a rodak Kagawy, elegancko obróciwszy się, pewnie pokonał Słowika. Po 45 minutach Jagiellonia była na kolanach.

Druga połowa początkowo dała zwyżkę emocji. Najpierw, po dośrodkowaniu Popkhadze, Michał Koj stanął przed dylematem – zdobyć samobója, czy dać strzelić Piątkowskiemu? Młody obrońca wybrał drugi wariant. 1:2. Kilka minut później dwukrotnie uderzał Robak, lecz oba uderzenie nie znalazły drogi do siatki Janukiewicza. Kupisz ciągle robił wiatr, podobnie jak Quitana, tyle że z akcji tego drugiego zazwyczaj niewiele dobrego wynikało. Następnie przez długi fragment mieliśmy typową ekstraklasową kopaninę, przeplataną nielicznymi udanymi akcjami. To Pogoń była bliżej podwyższenia prowadzenia niż Jaga wyrównania. Aż nadeszła 68. minuta. Przebudził się hiszpański rodzynek, Dani Quitana. Pomocnik prawdopodobnie chciał dośrodkowywać. Zamiast długiego podania, wyszedł jednak prześliczny lob. Bramka kolejki. Po drugiej stronie nieźle prezentował się, obok japońskiego duetu, Adam Frączczak. Zniknął nagle Marcin Robak, Bartosz Ława zaś wyjątkowo raził nieskutecznością. Nad momentami bezradnymi Portowcami zlitował się jednak Michał Pazdan. W 84. minucie przeciął on mocne podanie Tchamiego, pokonując własnego bramkarza.

1:1 w samobójach

1:2 w zwykłych bramkach

Razem – 2:3 dla przyjezdnych.

Jagiellonia Białystok – Pogoń Szczecin 2:3

0:1 Takura Murayama

0:2 Takafumi Akahoshi

1:2 Dani Quitana

2:2 Michał Koj (samobój)

2:3 Michał Pazdan (s)
***

Piłkarz Meczu: Takafumi Akahoshi
Ciamajda Meczu: Michał Pazdan
Delicja Meczu: gol Daniego Quitany
Zakalec Meczu : gra Maksymiliana Rogalskiego
Cytat Meczu: „Jak zagrał Akoshiki, Akashoki…Japończyk.” – piłkarz Jagiellonii podczas wywiadu w przerwie meczu.

Tomasz Gadaj

Pin It