Ciężko słowami opisać jak wiele dla FC Barcelony znaczy Lionel Messi. Argentyńczyk w ostatnich miesiącach to nie tylko najlepszy piłkarz świata – to istny robot. 43 gole w 29 meczach bieżącego sezonu ligowego są tego najlepszym świadectwem. Jeśli dodamy do tego osiem trafień w Lidze Mistrzów i liczne asysty, bilans jest jednoznaczny: Barca bez Messiego traci serce. To maszyna pozbawiona silnika. Ale czy na pewno? Bez silnika czy bez koła? Bez tego pierwszego przecież się nie pojedzie…
Pierwsze diagnozy mówią, że Messi nie zagra przez trzy tygodnie. Uraz ścięgna podkolanowego, którego nabawił się w pierwszej połowie spotkania z PSG, prawdopodobnie wykluczy go z gry w rewanżu. Czy to odbije się na walce o awans do półfinału elitarnych rozgrywek?
Argentyńczyk nie znosi obserwować swoich kolegów z ławki. Kiedy tylko może gra pełne 90 minut. Nawet, gdy wydaje się, że powinien być przemęczony, wychodzi na plac gry i imponuje świetną formą. Jak sam twierdzi, męczy się bardziej nie grając, niż grając.
Sezon wkracza w decydującą fazę. O ile w hiszpańskiej Primera Division tytuł mistrzowski wydaje się być już sprawą rozstrzygniętą, o Puchar Europy trzeba będzie jeszcze mocno zawalczyć. Real, Borussia, a przede wszystkim Bayern, chrapkę na upragnione trofeum mają chyba nawet większą niż spełniona w ostatnich latach Barca.
Wtorkowy mecz w Paryżu po raz kolejny pokazał, że podopieczni Tito Vilanovy wychodząc na boisko nie mogą być już pewni zwycięstwa. Bywało tak, że w ciemno można było na nich stawiać każde pieniądze, ale „Duma Katalonii” na Parc des Princes znów pokazała, że zatraciła cząstkę świadczącą o swej niezawodności. Zgubiła coś, co oddzielało ich od innych. Element boskości, dzięki któremu graczy w koszulkach blaugrana porównywano do robotów czy zaprogramowanych maszyn.
Tego wszystkiego zdaje się nie tracić jednak Messi. O ile Valdesowi mógł przydarzyć się błąd, a defensorzy już w pierwszych minutach potrafili zaspać i nie upilnovać Lavezziego, o tyle on przechylił szalę na korzyść gości. To on, po raz kolejny, wziął sprawy w swoje ręce. A przecież centymetry dzieliły go chwilę później, by podwyższył prowadzenie.
- Barca dziś zawodzi, ale nie Messi. Na niego zawsze można liczyć – mówił po pierwszych 45 minutach komentujący spotkanie Stefan Białas. Nasz barman zauważył, że kiedy Katalończykom nie idzie, „Atomowa Pchła” bierze piłkę i jak gdyby nigdy nic strzela kluczowe gole. Kiedy po przerwie w jego miejsce pojawił się Fabregas, serca cules zadrżały.
Czy zagra w rewanżu? Czy dojdzie do siebie wystarczająco szybko? Czy to aby na pewno nic poważniejszego? I wreszcie, czy Barca bez niego jest w stanie wypunktować francuską drużynę z Ibrahimoviciem i Beckhamem na czele?
Szybko oczywiście pojawiły się komentarze niestrudzonych hejterów. „Zobaczymy jak teraz poradzą sobie bez niego”. No i zobaczymy. To bardzo ciekawe, bo choć gra Barcelony opiera się na Messim, w ich składzie są takie nazwiska jak Xavi, Iniesta, Fabregas, Pedro, Villa, Alexis Sanchez, Busquets, Alves czy Pique. Mało? Dla większości klubów wystarczająco na kilkadziesiąt lat…