We współczesnym futbolu coraz rzadziej zdarza się, żeby wychowanek, w pełnym tego słowa znaczeniu, decydował o obliczu zespołu. Zmniejszające się przywiązanie do barw klubowych, coraz szerzej działające siatki skautingu i otwartość na rynki zagraniczne sprawiły, że w tej nowej piłkarskiej rzeczywistości coraz trudniej przejść młodym zawodnikom wszystkie szczeble kariery w jednym klubie. By zaistnieć w klubie, w którym od małego jest się szkolonym, nie wystarczy determinacja i ciężka praca. Niezbędny jest talent. A namaszczony przez Martina Keowna na jednego z najlepszych w historii angielskiej piłki Ross Barkley na pewno go posiada. I wie, jak z niego skorzystać.
Wychowany w Wavertree Barkley, wstąpił do akademii Evertonu jako jedenastolatek w 2005 roku. Potrzebował trzech lat, by rozpocząć swoją przygodę z młodzieżowymi reprezentacjami Anglii. Jako kapitan drużyny U-16, poprowadził swój zespół do zwycięstwa w turnieju Montaigu, a w 2010 roku świętował zdobycie mistrzostwa Europy do lat 17, strzelając dwie bramki w fazie grupowej. Na debiut w dorosłej reprezentacji musiał poczekać do 6 września 2013 roku, ale chyba on sam nie przypuszczał, że wydarzy się to w niecałe dwa lata od debiutu w pierwszej drużynie The Toffies.
CZYTAJ TAKŻE: Quenelle – najdroższy gest Nicolasa Anelk i
Już od samego początku swojej przygody w klubie z Goodison Park był traktowany jak wonderkid . Jeszcze zanim zadebiutował w drużynie prowadzonej przez Davida Moyesa musiał przejść prawdziwy test charakteru. Złamana w trzech miejscach noga mogła przekreślić całą przyszłość Anglika. Barkley się nie poddał i wrócił jeszcze silniejszy. Zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Przed rozpoczęciem kampanii 2011/12 zrobiło się o utalentowanym zawodniku głośno. Mimo swojego młodego wieku był najjaśniejszym punktem przygotowującego się w Stanach Zjednoczonych do nowego sezonu zespołu. Dobra forma w sparingach zaowocowała debiutem w pierwszej kolejce przeciwko Queens Park Rangers. Mimo że Everton zagrał słabo i zasłużenie przegrał 1:2, Ross Barkley został uznany przez wielu najlepszym zawodnikiem spotkania. Nagle pojawiło się wielu chętnych na kupno Anglika. Chelsea, prowadzona wówczas przez Andre Villasa-Boasa, miała oferować 20 milionów funtów, a David Moyes w wywiadach głośno podkreślał, że niespełna 18-letnim zawodnikiem zainteresowane jest wiele mocnych klubów. W przełomowym dla siebie sezonie Barkley zagrał w siedmiu spotkaniach. W następnym podążył ścieżką wydeptaną przez wielu zdolnych, potrzebujących ogrania graczy. Wypożyczenia do Sheffield Wednesday i Leeds United pozwoliły okrzepnąć młodemu Anglikowi i nabrać doświadczenia potrzebnego do regularnej gry na wysokim poziomie.
Tegoroczna kampania to popis Barkleya. Po przyjściu Roberto Martineza, Everton zaczął grać bardziej ofensywnie, a utalentowany zawodnik stał się kluczowym zawodnikiem układanki stworzonej przez hiszpańskiego szkoleniowca, występując dotychczas w dziewiętnastu z dwudziestu dwóch ligowych spotkań. Znakiem firmowym wychowanka The Toffies jest silny strzał, który świetnie obrazuje przepiękna bramka zdobyta na początku sezonu w meczu z Norwich. Co ciekawe, to właśnie w spotkaniu z Kanarkami zagrał jedyny raz w tym sezonie bardziej z tyłu, potem ustawiany był na pozycji ofensywnego pomocnika.
W rozwoju talentu nie wątpliwie pomogło Anglikowi odejście Maroune’a Fellainiego do Manchesteru United. Mimo że Belg jest graczem bardziej uniwersalnym, to zastępujący go Barkley jest zdecydowanie bardziej kreatywny i ma większe predyspozycje do gry ofensywnej. Na Goodison Park już mało kto o zawodniku z charakterystyczną fryzurą pamięta.
Młody, utalentowany zawodnik zawsze jest porównywany. Wychowanek Evertonu nie mógł tego uniknąć. Jamie Carragher widzi w nim piłkarza mającego coś w sobie z Paula Gascoigne’a , gracza lubiącego, tak jak Steven Gerrard za czasów Rafy Beniteza, wchodzić do ataku. Roberto Martinez przyrównuje go do Michaela Ballacka. Barkley, tak jak Niemiec za swych najlepszych lat, może grać na dowolnej pozycji w środku pola i nie wiadomo, na której z nich gra tak naprawdę najlepiej.
CZYTAJ TAKŻE: Angielska krucjata przeciwko symulowaniu
Przed wycenianym na 11 milionów funtów zawodnikiem wielka przyszłość. Co do tego nikt nie ma wątpliwości. Pytanie tylko, którą ścieżkę kariery obierze za właściwą? Czy za namową Gerrarda zostanie w Evertonie do końca kariery stając się ikoną i legendą klubu, czy też sfrustrowany brakiem sukcesów z ukochanym zespołem, zdecyduje się na odejście do bardziej utytułowanego klubu, w którym na zdobycie trofeum nie będzie trzeba czekać w nieskończoność?
TOMASZ MILESZYK
fot. evertonfc.com