Zastanawialiście się kiedykolwiek , co by było , gdyby w naszą ligę wpompować jakiś miliard euro? Jakoś trudno sobie wyobrazić Hulka biegającego w pomarańczowej koszulce po boisku w Lubinie albo Samuela Eto’o strzelającego bramki w barwach Lechii . Wizualizację tego wszystkiego mamy w Rosji , gdzie liga jest jak wysokobudżetowa hollywoodzka szmira . Nie ważny scenariusz , ważne , żeby widza przyciągnął gwiazdor . Z reguły statysta nie potrzebuje wielkich umiejętności , więc można go wziąć z ulicy . Rosja bierze statystów z Polski .
To nie jest jakaś personalna wycieczka w stronę konkretnego piłkarza. Pospisujesz kontrakt? OK, twój wybór. Tylko przy wyborze kierunku rosyjskiego trzeba wiedzieć, że stamtąd nie ma już odwrotu. Furtka z powrotem na Zachód otwiera się rzadko i tylko dla wybranych, czyli tych z najlepszych klubów. Nikt nie pojedzie obserwować piłkarza do Krasnodaru albo do Groznego, bo to kosztuje dużo kasy. Łatwiej przecież wysłać swojego człowieka do Szwajcarii, Austrii albo Polski, gdzie można dojechać zewsząd i to samochodem. Dlatego nie należy traktować transferów do ligi rosyjskiej jako dowodu naszej rosnącej siły. Dla ruskich jesteśmy tanim towarem. Łatwiej ściągnąć do siebie zawodnika w miarę gotowego. W Niżnym Nowogrodzie i Permie, krótko mówiąc, szkolenie leży. Tak jak my ściągamy Słowaków, bo są tani i jako tako potrafią grać w piłkę, tak do Rosji jadą Polacy. Z tym, że analogii jest więcej, bo nas nie stać na Marka Hamsika, a oni nie mają tyle gazu, żeby skusić Roberta Lewandowskiego. „Lewy” swoją ofertę z Sankt Petersburga miał, ale odmówił. Tak jak u nas słowaccy piłkarze są niemalże niezauważalni, tak Polacy są wyrobnikami w Rosji.
Ostatni mecz Amkara Perm z Wołgą Niżny Nowogród to okazja do rozpoczęcia dyskusji. Jeśli chcemy budować kadrę na piłkarzach, którzy jedną nogą są w drugiej lidze rosyjskiej, proszę bardzo. Tak się składa, że dwa kluby, w których gra w sumie pięciu Polaków, zalicza się do wąskiego grona zespołów desperacko broniących się przed tym, aby w przyszłym sezonie nie musieć lecieć samolotem przez tajgę do Władykaukazu po ligowe punkty. W przegranym przez Wołgę (1:5) meczu z Amkarem oglądaliśmy w sumie aż sześciu Polaków i można było przypuszczać, że na boisku będzie się działo. Miało być śmiesznie i było śmiesznie, bo duet stoperów Polczak – Kowalczyk dał sobie strzelić pięć bramek. Na domiar złego Marcin Kowalczyk w 88. minucie meczu wpakował piłkę do własnej bramki. Polczak w trzy lata gry w Rosji rozegrał tylko 16 spotkań w lidze. Może nie będzie miał o czym wnukom opowiadać, ale w Polsce będzie bardzo bogatym człowiekiem, bo nad Wisłą nikt takich pieniędzy by mu nie dał.
Nie przypominam sobie, aby w ostatnich latach jakiś piłkarz na co dzień grający w lidze rosyjskiej przysłużył się reprezentacji Polski. Może poza jednym wyjątkiem – Wojciechem Kowalewskim. Ale jego najlepszy czas w kadrze wypadł akurat wtedy, kiedy był kapitanem grającego w Lidze Mistrzów Spartaka Moskwa.
Żeby było jasne, niektórym polskim ligowcom nie ma się co dziwić. Kariera powoli zmierza do końca, można jeszcze pograć za granicą. Granie w jednej lidze z piłkarzami, których znasz z telewizji – fajna sprawa. Dlatego wybór Marcina Komorowskiego i Kuby Wawrzyniaka jest jak najbardziej zrozumiały. To samo z Jankiem Golem, który piłkarskim artystą nigdy nie był, a tam go chociaż cenią. Natomiast warto zwrócić uwagę na dwóch innych stranierich: Ariela Borysiuka i Macieja Rybusa. Ten pierwszy prawdopodobnie niedługo zakończy swoje zagraniczne wojaże. W Kaiserslautern grał coraz mniej i wypożyczono go do Wołgi. Niemcy nie wypożyczają do Rosji kogoś, na kogo jeszcze liczą.
Maciejowi Rybusowi należy poświęcić osobny akapit. Jeszcze trzy lata temu wróżono mu europejską karierę. W barwach Legii w Lidze Europy wprost zachwycał na tle Rapidu Bukareszt czy Sportingu Lizbona. Wybrał Czeczenię. W tym roku skończy 25 lat i chyba czas najwyższy, żeby wspiąć się level wyżej. Ale jak tu liczyć na transfer, skoro do Groznego nie zaglądają skauci poważnych zachodnich klubów. Jego menedżer, Mariusz Piekarski, nie raz, nie dwa napominał o możliwości transferu i to za sumę większą niż 7,5 mln euro. Po pierwsze – gdyby tak rzeczywiście było, Rybus grałby już w Dynamie albo Zenicie. Po drugie – reprezentant Polski już od roku tkwi w jakimś dziwnym letargu, a kontuzja nie była tu bez znaczenia i za niego dużych pieniędzy nikt nie da. Następny kierunek – Turcja? Maciek jeszcze kilka lat temu liczył na znacznie więcej niż Gazientepspor.
Oczywiście najskrajniejsza teza jest taka, że wszyscy wymienieni wyżej piłkarze są słabi i dolne rejony tabeli ligi rosyjskiej to szczyt ich możliwości. Cóż, przynajmniej są bogaci.
KAMIL ROGÓLSKI
fot. amkar.ru