Robert Acquafresca – najemnik z Półwyspu Apenińskiego

O przydatności naturalizowanych zawodników w reprezentacji Polski można dyskutować godzinami, jednak finalnie  i tak nigdy nie dojdziemy do porozumienia. Niewielu pamięta, że przed erą „farbowanych lisów” Franciszka Smudy walczyliśmy o napastnika Interu Mediolan. Jak się okazało – nieskutecznie.

HDP-RGOL-640x120

Obecnie głośno mówi się o osobie Roberta Lewandowskiego, który w swoim klubie imponuje formą, natomiast w kadrze nie potrafi udowodnić swojego potencjału. W 2008 roku przed mistrzostwami Europy nie mieliśmy w swojej kadrze napastnika tak wszechstronnego, jak gracz Borussii Dortmund, jednak posiadaliśmy coś znacznie cenniejszego. Drużynę, która personalnie była słabsza od tej dzisiejszej, aczkolwiek tworzyła pewien monolit, który potrafił funkcjonować ze sobą i na boisku, i w życiu codziennym.

Najpierw Inter

O sile ataku na mistrzostwach Europy w 2008 roku decydować miał Euzebiusz Smolarek, Maciej Żurawski oraz Marek Saganowski. Powołany przez Leo Beenhakkera został również Tomasz Zahorski, szerszej publiczności znany jako „international level”. A co by było, gdyby jego miejsce zajął Robert Acquafresca?

TUTAJ czytaj o Eugenie Polańskim, którego potrzebuje polska reprezentacja.

Sprawa przyjęcia Acquafreski do reprezentacji Polski już od początku zdawała się być ryzykownym pomysłem, w końcu urodził się on w Turynie. Światełkiem w tunelu na zainicjowanie rozmów z tymże zawodnikiem były polskie korzenie, które sam zainteresowany posiadał. Nie musiał przeszukiwać zakurzonych kartotek rodzinnych w nadziei, że w jego ciele będzie płynąć polska krew dzięki prababci, która w wieku kilkunastu lat wyjechała z kraju za granicę. Jego matka była Polką, wyjechała do Włoch w 1985 roku i tam, wraz z nowo poznanym Włochem, postanowiła się ustatkować, swój talent ukazując wyłącznie sobie.

Robert Acquafresca profesjonalną karierę rozpoczął z wysokiego „c”. W wieku osiemnastu lat trafił do Interu Mediolan, lecz wówczas nie miał większych szans na grę w zespole „Nerazzurrich”, stąd też powędrował do Treviso. Włodarze Interu zdecydowali się sprzedać połowę praw do karty tego zawodnika. Nie ukrywali, że wiążą z nim przyszłość, która miała mienić się w jasnych barwach. Acquafresca własnoręcznie malować miał swoje dzieło sztuki. Pytaniem był fakt, czy zdoła się on podzielić nim z resztą świata, czy też zachowa je wyłącznie na strychu.

Pierwszy krok

Debiut w Serie A zaliczył 11 lutego 2006 roku. Nie był on udany, bowiem jego pięciominutowy występ został odbębniony w przegranym spotkaniu z Chievo Verona 1:2. Ostatecznie Treviso spadło na zaplecze najwyższej klasy rozgrywkowej we Włoszech, a w kolejnym sezonie Acquafresca zdobył 11 bramek. Latem 2007 roku miał powrócić do Interu, jednak przeznaczenie skierowało go do Cagliari. Przeszedł do nowego klubu na zasadzie współwłasności. Również ten sezon mógł uznać za udany, gdyż dziesięciokrotnie wpisał się na listę strzelców. Właśnie od tego momentu jego osobą coraz poważniej zaczął interesować się PZPN.

Swego czasu Acquafresca twierdził nawet, że byłby dymny, gdyby otrzymał powołanie do reprezentacji Polski. Czekał na kontakt i gdyby selekcjonerem był wówczas Franciszek Smuda, z pewnością dokooptowałby do swojej armii nowego najemnika. Los chciał, że kadrą kierował wówczas Leo Beenhakker, który sprawę postawił jasno – jeśli Acquafresca zamierzał nosić koszulkę z orzełkiem na piersi, musiał wykonać pierwszy krok.

Wówczas sprawa stanęła gdzieś pośrodku. Niby obaj chcieli, niby wszystko było uzgodnione. Wszystko odbywało się na niby. Dopiero Dariusz Dziekanowski, asystent Beenhakkera pojechał osobiście spotkać się z utalentowanym napastnikiem. Trafił idealnie, bowiem w tamtym spotkaniu napastnik strzelił dla Cagliari dwie bramki oraz zanotował asystę.

Włoskie media od razu rozpoczęły kampanię obronną, zamierzały zachować jeden ze swoich największych talentów na półwyspie Apenińskim, jednak to Polska miała przewagę – praktycznie zapewniła mu powołanie na EURO 2008 oraz te rozgrywane cztery lata później, przecież kwalifikacja była już zapewniona. Wybierając Italię sporo ryzykował, choć do pozostania we Włoszech przekonywał go sam Gianfranco Zola. Wręcz wiadomym było, że zaprezentują się oni na obydwu imprezach lepiej niż Polacy, jednak Robert Acquafresca nie mógł mieć pewności, iż chociażby w najmniejszym stopniu przyczyniłby się do sukcesów Squadra Azzurra.

Nie spełnił marzeń

Kilka miesięcy przed mistrzostwami Europy rozgrywanymi w Austrii i Szwajcarii zdecydował się postawić krzyżyk przy członie „Włochy”, a Polsce grzecznie podziękować. Niedługo po tym został on powołany na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Pięć spotkań, jedna bramka – tak prezentował się jego dorobek na chińskiej ziemi.

W kolejnym sezonie, ciągle broniąc barw Cagliari, zdobył dwucyfrową liczbę bramek w sezonie, jednak w następnych latach nie prezentował się już tak okazale. Nieudana przygoda z Genoą, która zapłaciła za niego Interowi aż 15 mln euro oraz Atalantą zmusiła go do powrotu do drużyny Cagliari. Tak naprawdę przyswoił sobie filozofię zaledwie tego jednego klubu, żaden włoski kibic nie miałby prawa stwierdzić, że występując w nim zawodził.

Jak się później okazało, telenowela z Robertem Acquafrescą w roli główniej miała pobić rekordy oglądalności i zdetronizować „Modę na sukces”, kiedy po nieudanych występach na boiskach Serie A ponownie przypomniał sobie o polskich korzeniach. Zmieniały się pory roku, utwory Kasi Kowalskiej ciągle nie emanowały pozytywnym nastawieniem, a PZPN oraz kolejni selekcjonerzy – z Franciszkiem Smudą na czele, który wówczas przebierał w „lisach” – ciągle nie widzieli miejsca w kadrze dla Włocha.

Finalnie Robert Acquafresca nie spełnił swoich marzeń o występach w jakiejkolwiek reprezentacji. Jednak czy przydałby się kadrze Polski? Strzelił co prawda około 40 bramek w lidze włoskiej, jednakże swoje najlepsze lata zdaje się mieć za sobą. Brzmi to nad wyraz dziwnie, wszak mówimy o zawodniku 27-letnim, który właśnie powinien osiągać apogeum swojej formy. Obecnie jedyne apogeum, z którym może mieć do czynienia to te zaprezentowane przez rapera Eripe w jednym ze swoich utworów…

ŁUKASZ KLINKOSZ

Pin It