Tak jak jesienią – Schalke pokonało Borussię w derbach Zagłębia Ruhry 2:1. Tak jak jesienią – gola na otarcie łez dla Dortmundu zdobył Robert Lewandowski. Tak jak jesienią – Górnicy zasłużenie triumfowali nad odwiecznym rywalem i w tym sezonie Bundesligi to wreszcie fani z Gelsenkirchen mogą chodzić z podniesionymi głowami na oczach ustępujących mistrzów Niemiec. W przeciwieństwie jednak do jesiennej rywalizacji, tym razem „Revierderby” stało na fantastycznym poziomie i zostały potraktowane przez obie strony bardzo poważnie.
„Matka wszystkich derbów” – tak górnolotnie niektórzy eksperci określali największy hit, jaki może zaoferować liga niemiecka. W ramach tego starcia nie ma znaczenia, które miejsca w tabeli zajmują obie ekipy. Nieważne, czy jedna z nich walczy o tytuł, a druga broni się przed spadkiem. Jeżeli ta niżej notowana zwycięża w derbach regionu, to ona rządzi przez najbliższe pół roku. Gdyby zapytać fanów BVB i S04 co by woleli: mistrzostwo swej drużyny bądź podwójną w derbach, to każdy bez wahania odparłby, że lepsze jest dwukrotne upokorzenie znienawidzonego rywala.
Dlatego nawet gdyby dortmundczycy wygrali w tym roku Ligę Mistrzów, to i to i tak czkawką będzie im się odbijać kolejna ligowa porażka z Schalke. I to kolejna, w której „Królewsko-niebiescy” byli zdecydowanie lepsi. Podopieczni Jensa Kellera rzucili się na Borussię od pierwszych minut, jakby kompletnie zapomnieli że nie mogą przesadzać z obciążeniami, bo we wtorek grają arcyważne rewanżowe spotkanie przeciwko Galatasaray w Champions League. Zagrali tak, jakby mecz z Borussią miał być ostatnim w ich życiu.
Szybko strzelony gol przez gospodarzy dokumentował faktyczny stan rzeczy – to nie była ta sama Borussia która stłamsiła Szachtara Donieck. Piłkarze Schalke zapowiadali, że udowodnią, iż prezentują ten sam poziom co rywal z Dortmundu, a w rzeczywistości dali do zrozumienia, że potrafią zagrać nawet lepiej od BVB. Keller pokazał że może być lepszym strategiem od Juergena Kloppa (dlaczego nie ustawił Reusa od początku?!), Julian Draxler, że ma nie mniejszy talent niż Marco Goetze, a Klaas-Jan Huntelaar, że nie czuje się gorszy od Lewandowskiego. Z tymże Holender jest w tej chwili jedynym zasmuconym człowiekiem w uradowanym Gelsenkirchen – w drugiej połowie doznał groźnie wyglądającej kontuzji kolana, i jeżeli okaże się że wypadnie z gry na kilka tygodni, to dzisiejsze zwycięstwo będzie dla niego z kategorii tych pyrrusowych.
Z kolei Lewandowski może być najszczęśliwszym w zrozpaczonym obozie Borussii. Polski napastnik strzelił swoją siedemnastą bramkę w tym sezonie Bundesligi i wobec niemocy Kiesslinga, stał się samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców. Co warte podkreślenia, jedyna bramka dla BVB padła po akcji Polaków – Lewego świetną asystą obsłużył Kuba Błaszczykowski. Szkoda tylko, że Lewandowski zmarnował dwie inne doskonałe sytuacje – raz jego piekielnie mocny strzał własnym kroczem zatrzymał Mario Goetze (musiało boleć), a w końcówce swój obowiązek należycie wypełnili obrońcy Schalke. Przy odrobinie szczęścia Robert mógł ustrzelić dziś hat-tricka i zadecydować o wygranej Borussii, choć na pewno nikt nie uzna go za głównego winowajcę.
Dziś Zagłębie Ruhry znów wypełniło się kolorem niebieskim. We wtorek okaże się, czy ta wygrana nie kosztowała Schalke zbyt wiele sił i czy Galatasaray tego nie wykorzysta. Ale coś nam się wydaje, że nawet gdyby podopieczni Kellera odpadli, to i tak kibice nie będą im mieli tego za złe. „Revierderby” über alles!
MICHAŁ MITRUT