Budząca kontrowersje zmiana systemu rozgrywek ekstraklasy ma już za sobą debiutancką rundę, czas więc na pierwsze wnioski. Zwiększona ilość kolejek i podział punktów w zamyśle miały dodać emocji i zrobić z polskich piłkarzy profesjonalistów grających co trzy dni, ale w praktyce wygląda to bardzo przeciętnie. Żeby nie powiedzieć słabo.
***
Bieżące rozgrywki ekstraklasy wystartowały już 19 lipca, czyli o miesiąc wcześniej niż rok temu i o niespełna dwa tygodnie szybciej niż w sezonie 2011/12, który również zwieńczony był dużą imprezą, jaką były Mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie. Pierwsza kolejka zapla nowa na na ko niec sierp nia – jak to miało miejsce rok temu – mija się z celem, polskie druży ny muszą rywalizować w europejskich pucharach będąc w trakcie okresu przygotowawczego, a kończą grać w pierwszej dekadzie grud nia, kiedy na boisku, zamiast na trawie, walka o pu nkty toczy się na ś niegu. Zmia na ta więc – choć niektórzy polscy piłkarze mogą mieć w tej kwestii i n ne zda nie - niewątpliwie jest na plus, mecze rozgrywa ne latem to przecież czysta przyjem ność, i to zarów no dla zawod ników, jak i dla publicz ności. Problem mogli mieć jedynie klubowi specjaliści od przygotowania fizycznego, którzy musieli nieco zmodyfikować harmonogram przygotowań do rozgrywek, ale to już nie nasz interes. Jednak niestety, im dalej w las, tym gorzej. Z czasem coraz większe głosy krytyki spotykały podział punktów, który po rundzie zasadniczej zwiększy emocje w grupach mistrzowskiej i spadkowej. Słaby start Śląska tłumaczony był walką w europejskich pucharach i odpuszczeniem początku ligi – bo przecież po podziale ta strata nie będzie tak duża, a piłkarze opowiadali, że ich drużyny nie zachwycają, ale reforma rozgrywek im pomaga. Czyli mówiąc krótko, trochę za dużo w tym kombinowania. Po zremisowanym meczu z Zawiszą, w ten sposób wypowiedział się obrońca Lecha, Mateusz Możdżeń:
- Podział punktów i reforma ligi na razie działają na naszą korzyść. Nie można tak jednak na to patrzeć, bo gdybyśmy to my byli na czele i uciekali, byłoby na co narzekać.
Podobnych słów w podsumowaniu pierwszego półrocza z nowym systemem rozgrywek użył Sebastian Mila ze Śląska, który – mimo że aktualnie jest na 13 miejscu w tabeli – zdaniem pomocnika, dzięki podziałowi punktów wciąż ma szanse na grę w europejskich pucharach:
Z perspektywy Śląska reforma jest ciekawa, bo nas ratuje. Normalnie nie mielibyśmy już żadnych szans na zajęcie miejsca dającego prawo gry w europejskich pucharach, a teraz jeszcze takie mamy. Będzie trudno, ale to możliwe. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć jednak na pytanie, czy to jest sprawiedliwe. My się cieszymy, bo pozostajemy w grze.
Ostrych słów o nowym systemie rozgrywek użył przedstawiciel drugiej strony, czyli tej, która na reformie nie zyska, a straci. Po spotkaniu z Cracovią były trener mistrzów Polski, Jan Urban – bo to o nim mowa, skrytykował również kalendarz ekstraklasy oraz nadmierną jego zdaniem ilość spotkań:
Jeśli chodzi o reformę rozgrywek, to moje zdanie się nie zmieniło. Nie sądzę, by w takim klimacie można było grać tyle meczów, ile w innych ligach. Ostatnio sprawdziłem, że w Portugalii jest między sezonami trzymiesięczna przerwa i zawodnicy mogą przystępować wypoczęci do rozgrywek (…) Kolejna sprawa to brak terminów, przez to dopiero teraz gramy w Pucharze Polski. Przecież nie mogliśmy grać podczas przerwy na kadrę. To lekka przesada. No i ten podział punktów jest nie do przyjęcia. To nie jest normalne. Takie sztuczne podnoszenie emocji. Obniżamy przez to rangę sezonu zasadniczego.
Z byłym szkoleniowcem Legii ciężko się nie zgodzić. Pod koniec rundy widać było zmęczenie u zawodników, k adry większości klubów były przetrzebio ne ko ntuzjami, mecze były nud ne, a co chyba najgorsze – rozgrywa ne przy niemal pustych trybu nach. Równanie do najlepszych, czyli w tym przypadku do lig z zachodniej Europy, zwiększenie ilości meczów i konieczność posiadania dwóch równorzędnych jedenastek, w tym przypadku chyba nie do końca zdało więc egzamin. Innego zdania jest za to Maciej Szczęsny, który nie widzi nic złego w porównywaniu Polski do Anglii:
Wcale nie grają aż tak dużo. A dzięki wydłużonym rozgrywkom zaczynają wychodzić niektórym drużynom trudniejsze taktycznie schematy. Oczywiście pewnie częściej zdarzają się kontuzje, ale to tylko świadczy o tym, kogo mamy w lidze. Bo w Anglii też grają dużo i nikogo to nie dziwi.
Poza tym, dość niesprawiedliwy jest również kalendarz ostatnich siedmiu kolejek sezonu. Drużyna, która po rundzie zasadniczej będzie liderem, zagra cztery mecze przed własną publicznością, z zespołami z miejsc drugiego, trzeciego, piątego i szóstego. Pojawia się więc pytanie, czy nie bardziej opłaca się zająć czwartą lokatę zamiast trzeciej – co przez podział punktów i tak nie wiąże się ze znaczącą stratą punktową – i zagrać z liderem u siebie, co jak wiadomo w piłce ma zasadnicze znaczenie. Głosów takich jak ten byłego bramkarza Legii jest niewiele, więc w tej chwili, reforma ekstraklasy ma więcej przeciwników, niż zwolenników. Ale – co już od jakiegoś czasu wiemy – bez względu na to, jakie opinie będą o niej krążyły po zakończeniu obecnego sezonu, w kolejnym, 2014/15, rywalizacja w Ekstraklasie również będzie się odbywać na jej zasadach. Czyli prawdziwe granie znów zacznie się z końcem kwietnia. Szkoda…
WIKTOR DYNDA
fot. poslskieradio